Выбрать главу

– Dorośli są naprawdę głupi! – zawyrokowała zdecydowanie.

W życiu Tuli rozpoczęła się nowa Faza.

Pojawił się ktoś wyjątkowy, niemal bożyszcze.

Cała rodzina wyjechała do Skenas w Sodermanlandii na konfirmację Anny Marii.

Tam właśnie Tula spotkała swych krewniaków z tego samego pokolenia: Annę Marię i Eskila. Byli o parę lat starsi od Tuli, ale ach! jak świetnie bawili się we trójkę! Anna Maria była spokojną, nieśmiałą osóbką, ale uśmiechała się mile i łagodnie i szczerze podziwiała szalonego Eskila. Tula także czuła, że Eskil podbił jej serce. Taki był odważny! Takie rzeczy opowiadał! Poszłaby za nim w ogień i w wodę i, prawdę mówiąc, dosłownie to właśnie robiła. Wspinali się na wysoki dąb – Anna Maria i inne dzieci ze strony matki konfirmantki nie miały na to dość odwagi, ale Tula pięła się do góry z radosnym śmiechem na ustach i wesoło pokrzykiwała z samego czubka drzewa.

Dorośli, ujrzawszy, co się stało, przerazili się nie na żarty i postanowili przynieść drabinę, by ściągnąć Eskila i Tulę na dół, ale zanim drabinę dostarczono, oni sami już zeszli.

Wszystkie dzieci przesiadywały razem w zacisznym kącie w stodole, szepcząc sobie rozmaite tajemnice. Eskil był nie kwestionowanym wodzem, a od jego opinii i propozycji aż kręciło się w głowie. Tula nie zawsze wiedziała, czy chłopiec mówi poważnie, jak na przykład wtedy, gdy rzucił pomysł, by podpalić damski ustęp. Ale pamiętała, że ona musi postępować ostrożnie i nie robić niczego, co ujawniłoby jej ukryte talenty.

Na konfirmację Anny Marii przyjechał bowiem ktoś kogo się obawiała: ojciec Eskila, Heike Lind z Ludzi Lodu.

Ach, jakże podziwiała Heikego! Jak bardzo chciała podejść do niego i powiedzieć: „Ty i ja jesteśmy jak dwa łokcie tkaniny odcięte z tej samej beli”. Instynkt jednak podpowiadał jej, że nie powinna tego robić. Nie mogła pozwolić sobie na zdradzenie swej tajemnicy, jeszcze nie. Cieszyła się o wiele większą swobodą, dopóki wszyscy traktowali ją jak „wesołe boże jagniątko”.

Dlatego właśnie unikała patrzenia wujowi Heikemu prosto w oczy. Nie zwracała tym oczywiście niczyjej uwagi, bo kiedy przybierała swą najweselszą, najbardziej niewinną minkę, bezczelnie patrzyła w oczy Heikemu, a on, niczego nie podejrzewając, odwzajemniał jej uśmiech. Ale kiedy w głowie lęgła jej się kolejna psota… Wówczas nie śmiała nawet zerknąć w jego stronę, wiedziała bowiem, że natychmiast by się zorientował, co kryje się w jej spojrzeniu.

Miała przy tym to szczęście, że w jej oczach nie było ani jednej żółtej plamki. Tęczówki nie lśniły odcieniem żółtego, nawet kiedy rzucała zaklęcia na innych ludzi. Tula znała jednak historię Solvego, słyszała o tym, jak zmieniła się z czasem barwa jego oczu, i dlatego bała się ryzykować.

Na Skenas Tula sprawowała się przykładnie, bez zarzutu.

Kiedy jednak znaleźli się nareszcie w drodze do domu, odetchnęła głęboko. Z ulgą, ale i z pewnym żalem.

Wspaniale było mieć kogoś takiego jak Eskil. Kiedy psociła, myślała zwykle: Co by Eskil na to powiedział? Na pewno stwierdziłby, że postąpiłam odważnie. I mądrze. Podziwiałby mnie. Ale dobrze też było być z dala od niego. Więcej od Eskila nie wymagała. Bezustanne przebywanie w jego pobliżu kosztowałoby ją zbyt wiele wysiłku. Ciągle musiałaby się zastanawiać, czy przypadkiem przekroczyła już próg tego, co normalne, czy jeszcze nie. Dla Tuli całkiem naturalną rzeczą było, że życzyła szczęścia i powodzenia tym, których lubiła, i wszystkiego najgorszego tym, których nie mogła znieść. Wystarczyło wówczas kilka starannie dobranych zaklęć i to, czego pragnęła, stawało się rzeczywistością. Ale Eskil z pewnością zacząłby zadawać pytania, a tego za wszelką cenę pragnęła uniknąć.

Ponieważ jednak był on tylko jej bożyszczem, a nie obiektem pierwszej dziewczęcej miłości – na to była jeszcze za młoda – odpowiadało jej bardzo, że ulubieniec mieszka w innym kraju.

Nigdy do siebie nie pisali, takie głupstwa Tulę nie obchodziły. Chłopiec stał się jednak jej przewodnią gwiazdą i całe szczęście, bowiem świadomość, że jest on normalnym człowiekiem, sprawiała, że potrafiła w czas się hamować, zanim za daleko posunęła się z czarami. Musiała nauczyć się oceniać i rozróżniać. I, na przykład, nie mściła się na Amalii, kiedy przyjaciółka spędzała czas z innymi dziewczynkami. Darowała też babci Siri, kiedy ta zabroniła Tuli patrzeć, jak prowadzono krowę do byka. (Swoją drogą Tula i tak wszystko widziała.) Nie wyrządziła też żadnej krzywdy swym licznym wujom i ciotkom z Backa, rodzeństwu taty Erlanda, choć niektórzy ogromnie ją irytowali, tacy byli głupi i powolni. Ale mimo wszystko to jej bliscy krewni i w pewien sposób ich lubiła. Dostrzegła jednak, że jej ukochany ojciec jako jedyny z całej tej gromady miał trochę oleju w głowie. Nie za dużo, nie tyle, by mądrość mu ciążyła, ale miał swój zdrowy chłopski rozum. No i był taki dobry i dla niej, i dla mamy Gunilli, taki kochany, że można go było zjeść.

Właściwie ojciec i matka Tuli bardzo się od siebie różnili, ale rozumieli się dobrze i darzyli wzajemnym szacunkiem. Tula wiedziała, że jej matka wiele przeszła we wczesnej młodości, babcia jej o wszystkim opowiedziała. Ale ojciec zawsze okazywał matce Tuli cierpliwość, dodawał otuchy, kiedy zaczynała bać się ludzi, uspokajał, gdy dręczyły ją przykre wspomnienia.

Tula pojmowała, dlaczego mądra, delikatna mama mogła poślubić kogoś takiego jak Erland, choć nie miał może zbyt wiele rozumu i chwalił się czasami tak, że budził ogólną wesołość.

Nikt nie miał równie wspaniałych rodziców jak ona.

A potem Tula skończyła jedenaście lat. Właściwie miała już prawie dwanaście, kiedy przydarzyło się coś tak wstrząsającego, że po prostu zapomniała o swym postanowieniu, by nie przesadzać z czarami.

ROZDZIAŁ III

Tuli pilnowano dość surowo, umiała jednak wymknąć się spod kontroli i na ogół chadzała własnymi drogami. Pewnego razu wracała od dziadka na dworze Bergqvara do domu ojca i matki. Niedaleko kościoła w Bergunda zatrzymała się na widok konduktu żałobnego.

Jaka mała trumna! Tula wiedziała, kto w niej leży: ośmioletnia dziewczynka z parafii. Znaleziono ją w zagajniku, zhańbioną i uduszoną.

We wsi zapanowało ogromne wzburzenie, dziewczynka bowiem nie była pierwszą ofiarą. To już kolejne dziecko zamordowane w podobny sposób w Bergunda, Ojaby, Araby i w innych miejscach wokół miasta Wexio.

Matka i ojciec, a właściwie wszyscy, zabraniali Tuli chodzić samotnie. Ale któż zdołałby ją powstrzymać? Była niczym lis, krążyła po okolicy tam, gdzie tylko jej się podobało. Tym razem dziadek Arv także bardzo niechętnie zezwolił jej na samotny powrót do domu, surowo upomniawszy, by z nikim po drodze nie rozmawiała. Przeprowadził ją przez aleję, dalej było bezpiecznie – dookoła stały domy, z wyjątkiem ostatniego niedługiego odcinka, który miała przykazane przebiec, nie zatrzymując się na niczyje wołanie.

Tula przyglądała się podążającym za trumną żałobnikom. Wyraz jej twarzy był niezgłębiony.

Kiedy kondukt żałobny ją mijał, ukłoniła się głęboko, z szacunkiem, ale nikt nie mógł odgadnąć, jakie myśli kłębiły się w główce tej uroczej dziewczynki.

Tym razem wróciła do domu cała i zdrowa.

Tula śpiewała w dziecięcym chórze. Nalegała na to matka Gunilla, bo dziewczynka miała wspaniały głos, mocny, jasny i czysty. Ale Tula pokazała pazurki. Chętnie chodziła na próby śpiewu w domu ludowym w Bergunda, bo, jak wszystkie dzieci, uwielbiała nauczyciela śpiewu. Kiedy jednak chór miał występować w kościele, okazywało się natychmiast, że Tula jest chora. Jeden jedyny raz tylko uczestniczyła w występach, nie chciała bowiem, by ktoś zwrócił uwagę na jej ciągłą nieobecność, ale śpiewała wtedy fałszując tak, że wstyd było słuchać. Nikt przecież nie wiedział, że kiedy Tula stała na galerii koło organów i patrzyła z góry na parafian, oblewał ją zimny pot.