Dzień po swej rozmowie z miłym nauczycielem śpiewu Tula tanecznym krokiem zmierzała ku dworowi w Bergqvara. Matka przeprowadziła ją przez las, potem dziewczynka miała już radzić sobie sama.
Kiedy weszła w aleję, ujrzała przed sobą jakiegoś mężczyznę.
Knutsson, dyrygent chóru? Co on tu robi? Najwyraźniej zmierzał na dwór Bergqvara. To dobrze, będzie miała towarzystwo.
Sprawiał wrażenie zaskoczonego, ale i ucieszonego jej widokiem.
– Ach, to naprawdę ty, Tulo! Na tak, mówiłaś przecież, że będziesz tędy szła, teraz sobie przypominam!
Zatrzymał się i patrzył na nią. Nie przyznał się, że czekał tu już od kilku godzin, podczas których ogarniało go coraz większe podniecenie i żądza, gotowa w każdej chwili wybuchnąć z siłą wulkanu. Z trudem już chwytał oddech. Ta mała była rozkoszniejsza od wszystkich, które miał do tej pory. Była jak świeżo upieczone, okrągłe, pyszne ciastko, wyglądała jak cherubinek, jak mały aniołek. Ach, jakże zdoła wytrzymać?
Uśmiechnął się wymuszenie.
– Wiesz, co przed chwilą widziałem? Małego zajączka, skaczącego po lesie. Chyba był ranny, bo bardzo kulał. Właśnie miałem zamiar go poszukać. Pójdziesz ze mną?
– Zajączka nigdy nie uda się dogonić – odparła Tula trzeźwo.
– Myślałem, że jesteś prawdziwą przyjaciółką zwierząt, tak mi opowiadano, a wydaje mi się, że widziałem też ślady krwi.
Wzruszyła ramionami.
– Można poszukać, ale kiedy zwierzęta chcą się ukryć, to zawsze im się udaje.
– Na wszelki wypadek sprawdźmy – zachęcał. – Chodź, wiem dokładnie, gdzie…
Ponieważ w tym miejscu las łączył się z aleją, wkrótce ukryci już byli przed oczami świata. Knutsson nieznacznie kierował się coraz bardziej w głąb lasu.
– Nie, nie ma sensu szukać dłużej – stwierdzila Tula.
Knutsson przysiadł na kępce trawy i wskazał jej miejsce obok siebie.
– Chodź tutaj i posłuchaj! Słyszysz? Ptaszki śpiewają, las wydaje z siebie tyle dźwięków!
Tula usiadła.
– Czy nie przyjemnie tak siedzieć? – zapytał, a głos znów zaczął mu silnie drżeć. Wydzielał dziwny zapach, przywodzący na myśl byka.
Tula miała świetnie rozwinięty zmysł powonienia.
– To prawda – odparła bez cienia zainteresowania. Nauczona jednak była, i przez matkę, i własnym doświadczeniem, że często opłaca się być uprzejmą.
Objął jej ramiona.
– Jesteś naprawdę śliczną dziewczynką, Tulo. Ile masz lat?
– Jedenaście. Niedługo będę miała dwanaście.
– Pewnie masz już ukochanego?
– Ukochanego? No, tak, ale on mieszka daleko stąd, W Norwegii. Spotkałam go tylko raz, to było już dawno temu.
– Pozwoliłaś mu się trochę popieścić?
– Co takiego? To przecież takie głupstwa.
– To wcale nie głupstwa. To bardzo przyjemne. Na przykład tak…
Knutsson zaczął głaskać ramię dziewczynki. Od dołu w górę, aż delikatny puch, pokrywający jej skórę, unosił się lekko. Zaczął się pocić i jakby się wił siedząc. Oddychał ciężko.
Co to, u licha, miało znaczyć? W Tuli obudziła się ciekawość, nie przerywała mu więc. Jego dłoń powędrowała na dekolt, wsunęła się pod bluzkę w poszukiwaniu piersi.
Zachichotał cicho, nerwowo.
– Nic tu nie ma. Jesteś jeszcze dzieckiem, Tulo, tylko małym ślicznym dzieckiem. Ale jeśli chcesz, sprawię, że poczujesz się rozkosznie.
Zmarszczyła brwi. Jedno spojrzenie na jego spodnie zdradziło, że ma z czymś kłopoty. A może uda się jej jeszcze raz zobaczyć taką męską pałkę, jaką widziała wtedty? To by dopiero było interesujące.
– Usiądź mi na kolanach – wyjąkał. Był tak podniecony, że nie mógł wyraźnie wymówić słów.
– Mama mówi, że nie wolno mi już siadać na kolanach u dorosłych panów – odparła szczerze. – Przypuszczam, że jestem już za ciężka.
– A… ale mogłabyś… – Dyszał już jak miech kowalski. – Mogłabyś się położyć, położyć na plecach. I podciągnąć do góry kolana.
Tula usłuchała, świetnie się przy tym bawiąc. Chciała się przekonać, do czego to doprowadzi. Nadal była ciekawa tej zabawy dorosłych, bo wydawało się, że mają z niej wielką uciechę.
Jego dłoń natychmiast wdarła się pod spódnicę, zaczęła błądzić po jej ciele, w podnieceniu czegoś szukając. Och! Ta takie drażniące, takie… łaskoczące! Och! och!
Naprawdę mogło być ciekawie!
Jego palce poruszały się coraz gwałtowniej. Tula zaczynała co nieco rozumieć z tych igraszek dorosłych. Może wcale nie były takie głupie.
– Co ty robisz? – zapytała naiwnie.
– Nie takiego. Nic takiego – wymamrotał. Twarz raz po raz ściągał mu grymas. – Nie przejmuj się tym!
Zaczął mocować się ze spodniami, jakby czegoś tam szukał, pojękując przy tym i sapiąc. Zaraz potem Tula znów ujrzała ową magiczną męską część ciała.
– O! Ale ty wyglądasz zupełnie inaczej niż ja!
Wyprostował się.
– Dotknij! Dotknij tego! – Trudno już było zrozumieć co mówi.
I Tula dotknęła, zanosząc się jednocześnie swym dźwięcznym, dziecięcym śmiechem, tym szczególnym, do którego uciekała się wtedy, kiedy chciała wyprowadzić w pole dorosłych.
– Nie boisz się? – zapytał, zdumiony jej reakcją.
Jego dłoń wznowiła poszukiwania, nacierała, tym razem już mocniej. Nagle wydał z siebie jęk i rzucił się na nią, rozchylając jej nogi.
Dokładnie tak, jak para w lesie. To zaczyna być coraz ciekawsze, pomyślała Tula. Teraz się dowiem, dlaczego dorośli tak to lubią.
– Auu! To przecież boli!
Ale Knutsson, dysząc ciężko, parł naprzód. Ta mała pulchna dziewczynka przechodziła sobą wszystko, z czym miał do czynienia do tej pory, była dla niego uosobieniem pokusy.
– To już przestaje być zabawne! – krzyknęła Tula, marszcząc brwi. Usiłowała wyślizgnąć się spod niego. – To boli!
Na dźwięk tych słów zmienił się wyraz jego twarzy. Szaleństwo, opętanie biło mu z oczu, wyzierało z każdej linii twarzy.
– Tak, boli, prawda? To ma boleć – jęknął tak ciężko, że aż zaświszczało mu w gardle. – Masz się bać. Musisz krzyczeć! Krzycz! Inaczej nie będę… Krzycz, do diabła!
Niesiony złością, przesunął dłonie na szyję dziewczynki.
– To miało nastąpić dopiero później – syknął. – Żebyś nie mogła nikomu powiedzieć. Ale zmuszę cię do krzyku, do panicznego strachu, nie pozbawisz mnie tego, co mi się należy!
Dłonle zaciskały się coraz mocniej. Ach, tak! pomyślała Tula. A więc tak to wszystko wygląda?
Na usta wypłynęło jej kilka wypowiedzianych szeptem słów. Zaklęcie.
Knutsson zawył i pospiesznie się z niej wysunął.
– Ty parzysz! – wrzasnął, chwytając za swój rozpalony narząd.
Tula usiadła i jednym ruchem odsunęła zawadzające dłonie, mrucząc pod nosem dziwaczne słowa. Złapała za jego męską dumę i pociągnęla za nią. Knutssonowi przez mgnienie oka wydało się, że jego członek zrobił się nagle niewiarygodnie długi i cienki… Uderzył w krzyk. Członek powrócił do swych normalnych rozmiarów, skręcając się niczym świński ogonek, ale teraz był zawiązany na supeł.
To nie może być prawda, pomyślał przerażony. To nieprawda, tego nie da się zrobić, przecież to fizyczna niemożliwość, nikt nie może zawiązać supła…
Supeł jednak był prawdziwy.
Tula podniosła się z ziemi. Stanęła nad Knutssonem, a wyraz jej oczu wprawił go w kompletne osłupienie.
Jeszcze jedno zaklęcie, tym razem skierowane ku jego ustom.
I jeszcze jedno, podczas którego uniosła rączki nad jego dłońmi.
Uczyniwszy to, odwróciła się, by odejść.
– Pięcioro dzieci umarło, kto wie, może nawet więcej – rzuciła jeszcze przez ramię. – Wśród nich była twoja własna córka! Jak mogłeś?