– C – zamyślił się brat pani Fernér. – To może oznaczać Cederwed.
Tak. Na imię ma Carl – dodał pułkownik.
Wszyty wstrzymali oddech. Ciszę przelała Marietta:
– Flora… Więc to ona donosiła. Nic dziwnego, że znali nasz każdy krok!
– Bzdura! – przerwał jej z irytacją ojciec. – Oskarżacie ją bezpodstawnie. Ktoś inny mógł zgubić tę kartkę. Na przykład ona… – spojrzał na mnie.
– Nie, panie generale – wtrąciła się gospodyni. – Panna Flora zgubiła tę kartkę. Widziałam. Annabella w ogóle nie wchodziła na schody!
Brat pani Fernér zwrócił się do mnie:
– Powiedziałaś, jak mi się zdaje, że byłabyś w stanie rozpoznać tę… ulicznicę, którą spotkałaś tamtej nocy? Czy to mogła być Flora Mørne?
– To niesłychane! – wybuchnął ojciec Marcusa.
Udałam, że nie słyszę jego uwagi.
– Trudno powiedzieć – zaczęłam – bo tamta kobieta miała mocny makijaż i była w przebraniu, chyba też w peruce. Lecz jej oczy… Te oczy najbardziej utkwiły mi w pamięci, chyba musiałam je widzieć wcześniej. Wprawdzie z Florą zetknęłam się na krótką chwilę, tu w tym domu, ale… – Zamyśliłam się. – Tak, to mogła być Flora – dokończyłam.
– Co za bezczelność, rzucać oskarżenia pod adresem tej biednej kobiety, która nawet nie może się bronić! – zagrzmiał generał.
– Spokojnie… – Pułkownik Lehbeck usiłował studzić rozpalone nastroje. – Najlepiej będzie, jak porozmawiamy z Florą Mørne osobiście i damy jej szansę złożenia wyjaśnień. Lub szansę obrony – dodał.
Wszyscy ruszyli schodami do pokoju Flory. Pułkownik Lehbeck zapukał. Nikt nie odpowiedział. Lehbeck zapukał ponownie. Cisza. Marietta pchnęła drzwi.
Stojący najbliżej weszli do środka i stanęli jak wryci. Zajrzałam do pokoju.
Flora leżała w poprzek łóżka. Na jej szyi zaciśnięta była pętla z cienkiego drutu.
Flora nie żyła.
ROZDZIAŁ IX
Zdarzenia potoczyły się szybko. Wezwano policjantów, którzy przybyli po dziesięciu minutach. Posłano służącą do mojej matki z wiadomością, że przez jakiś czas nie wrócę do domu. Wreszcie zgromadzono nas wszystkich w największym salonie domu Fernérów.
Komisarz stawiał najdziwniejsze pytania, ja jednak byłam zbyt wstrząśnięta, by śledzić tok jego rozumowania. Dopiero gdy zapytał o domniemany motyw zabójstwa, nadstawiłam ucha. Skierował to pytanie do każdego z nas, a zaczął od generała.
Ten surowy, oschły mężczyzna siedział skulony w krześle, wsparłszy dłonie o czoło. Wydarzenia ostatnich chwil zupełnie go załamały.
– Nie mogę pojąc, że ktoś żywił wobec niej złe zamiary – westchnął ciężko. – Taka wspaniała dziewczyna. Biedaczka, tyle się ostatnio wycierpiała! Nikt nie miał powodu, by nastawać na jej życie.
Jego córka była odmiennego zdania.
– Marietto Lehbeck, czy miała pani powody, by życzyć śmierci Florze Mørne? – zapytał komisarz.
– Setki – odpowiedziała krótko Marietta. Generał zesztywniał, a ona mówiła dalej: – Codziennie życzyłam jej śmierci. Ale jej nie zabiłam.
– A pan, pułkowniku Lehbeck?
– Zgadzam się z żoną. Panna Mørne zasługa na śmierć. Ja tego nie zrobiłem.
– Pani Fernér?
Lita Fernér była wśród nas. Siedziała z dala od męża.
– Gardziłam nią – stwierdziła zmęczonym głosem. – Próbowała odebrać mi męża i chyba się jej to udało. Przynajmniej głośno się tym chwaliła.
– Nie, to się jej nie udało – wtrąciłam szybko, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdumieniem. – Kłamała – dodałam i zamilkłam skrępowana.
Komisarz zwrócił się do Johana.
Młody oficer rozglądał się z roztargnieniem, po czym bezradnie rozłożył ręce.
– Ledwo ją znałem.
– Kilka dni temu spędziliście razem parę upojnych chwil w pokoju – powiedziała sucho Marietta.
– Och… – Johan zaczerwienił się. – To był niewinny flirt…
– Panie Fernér?
Fernér poruszył się nerwowo.
– To prawda – mruknął cicho – że panna Mørne proponowała mi romans. Odrzuciłem jej propozycję.
Brat pani Fernér nie znał Flory, wiedział jednak, że cieszyła się złą sławą w Sztokholmie. Chodziły po mieście pogłoski, że uwiodła najlepszego przyjaciela swego narzeczonego, zmuszając obu kochanków do pojedynku. Narzeczony zabił przyjaciela, a później odebrał sobie życie. Chwaliła się ponoć, iż obaj mężczyźni zabili się z miłości do niej.
Generał jęknął cicho. Znał tę historię, dotyczyła wszak jego syna Fredricka.
Przyszła kolej na Marcusa. Marcus źle wyglądał.
– Był pan zaręczony z panną Mørne, czyż nie? – spytał policjant.
– Nie, nigdy nie byłem z nią zaręczony – odrzekł zdecydowanie Marcus. – Nie powinno się mówić źle o zmarłych, ale muszę przyznać, że nienawidziłem jej bardziej niż kogokolwiek w tym pokoju.
– Nie rozumiem więc…
– Mój ojciec wymyślił parę miesięcy temu, że Marcus musi przejąć narzeczoną brata, by ratować honor rodziny. Marcus nigdy nie poprosił jej o rękę. Nie znosił jej, bo usiłowała go uwieść jeszcze przed śmiercią naszego brata Fredricka – powiedziała Marietta.
– Marietto! – Generał spojrzał na nią z przerażeniem.
– Tak wygląda prawda, ojcze – Marietta dzielnie wytrzymała wzrok generała. – Tyle że nigdy nie chciałeś jej przyjąć do wiadomości.
– Zgadza się – poparł ją pułkownik Lehbeck. – Na mnie też próbowała swych czarów.
– Ach, tak… – Komisarz drapał się po podbródku. – Ach, tak… – Nagle spojrzał ostro na Marcusa. – Więc porucznik Dalin miał istotny powód, by życzyć pannie Mørne śmierci.
– Wszyscy je mieliśmy – powiedziała Lita Fernér.
Komisarz spoglądał po zebranych z rezygnacją. W końcu odwrócił się do mnie.
– Pozostaje nam jeszcze panna Mårtensdotter. Pani też nie miała powodu, by lubić pannę Mørne?
– Nie, nie miałam powodu, by ją lubić – odrzekłam. – Nie miałam też powodu, by jej nienawidzić. Było mi jej nawet trochę żal.
Generał wstał i ruszył do drzwi. Komisarz usiłował go zatrzymać.
– Nikt stąd nie wyjdzie, póki nie skończymy – oświadczył.
– Znajdzie mnie pan w moim pokoju – odrzekł stanowczo generał i wyszedł, nie zaszczyciwszy policjanta spojrzeniem. Komisarz wzruszył ramionami z rezygnacją.
– Nigdy dotąd nie słyszałem tylu negatywnych opinii o ofierze – mruknął pod nosem, po czym podniósł głos i spojrzał na nas: – Utrudniacie nam państwo zadanie! Nikt nie usiłuje uwolnić się od podejrzeń. Wręcz przeciwnie! Zwykle jest jeden motyw, może dwa, w tej sprawie co najmniej tuzin!
– Chwileczkę – wtrącił Marcus. – Annabellę może pan wyłączyć ze śledztwa, cały czas była w gabinecie.
– O możliwościach dokonania zabójstwa porozmawiamy później – rzucił szorstko policjant. – Chcę zwrócić uwagę na fakt, że zabójstwo panny Mørne nie musi mieć związku z planowanym zamachem na króla. Niewiele osób wie o wizycie królewskiej. Ktoś mógł popełnić tę zbrodnię z innych, całkiem osobistych pobudek. Zgadzacie się państwo?
Przytaknęliśmy zgodnie.
– Jednakże udział panny Mørne w spisku jest więcej niż prawdopodobny – nie ustępował pułkownik Lehbeck.
– Sprawdzimy to. Chyba nawet wiem jak…
Komisarz zebrał wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z wizytą królewską. Byli to pułkownik Lehbeck, Johan, Marcus, brat pani Fernér i starszy mężczyzna, którego nazwiska dotąd nie poznałam. Wezwano też generała Dalina. Pozostali właśnie zbierali się do odejścia, kiedy policjant przywołał i mnie. Zdziwiłam się, ale posłusznie wróciłam na swoje miejsce. Marcus usiadł obok i wziął mnie za rękę.