– Czy porucznik może zapewnić Annabelli godziwe życie?
– Ależ mamo! – zaprotestowałam głośno.
Marcus uśmiechnął się.
– Sądzę, że mogę.
I zdał nam sprawozdanie ze swoich rocznych dochodów, posiadanego majątku i przywilejów. Obie z matką opadłyśmy na krzesła. Matka zbladła.
– Teraz już rozumiem, dlaczego Flora trzymała się ciebie tak kurczowo, choć okazywałeś jej jawne lekceważenie – wyjąkałam głucho. – Marcus, to się nie może udać. Jestem biedną dziewczyną. Nie mam nic…
– Masz – przerwał mi Marcus. – Wszystko czego pragnę. Ciepło, czułość, odwagę, szczerość, radość z pracy… umiejętności kulinarne, z którymi nikt nie może się równać! Nie chcę żadnej innej!
Matka była wniebowzięta, ale i zakłopotana.
– Drogi poruczniku – powiedziała, nerwowo gestykulując – proszę nie sądzić, że podawałam w wątpliwość pańską zamożność. Jest pan dobrym i uczciwym człowiekiem. Jeśli pragnie pan Annabelli, zostanie pańską żoną!
W sekundę później znalazłam się w objęciach Marcusa, a on przytulił nas obie. Matka wyjęła najlepszy likier, który miał właściwie zostać użyty do pieczenia królewskich ciast, W takiej jednak chwili znaczenie tamtej wizyty znacznie przybladło.
Matka odprowadziła nas do bramy, gdzie pomachałam Marcusowi na pożegnanie. Ani na chwilę nie zostawiła nas samych. Jak dotąd obdarował mnie dwoma pocałunkami, jednym w czoło i jednym w rękę. Uważałam, że było ich zdecydowanie za mało!
Wstałyśmy o wschodzie słońca i rzuciłyśmy się w wir pracy, by zdążyć z przygotowaniami do królewskiego obiadu. O dziewiątej zjawiłyśmy się w kuchni Fernérów.
Marcus szepnął wszystkim na ucho o wcześniejszej wizycie króla, każdemu dając do zrozumienia, że jest jedynym posiadaczem sekretu, i zakazując dzielenia się nim z kimkolwiek. Nie powiadomił jedynie pani Fernér, było bowiem powszechnie wiadomo, że zachowanie tajemnicy jest ponad jej siły.
Porozmawiawszy ze wszystkimi, Marcus położył się do łóżka. Noga zaczęła go znów boleć i nie czuł się najlepiej. Bardzo się niepokoiłam jego stanem zdrowia, zresztą wszystkim strasznie się niepokoiłam. To miało być najbardziej niezwykłe popołudnie w moim życiu. Przygotowywałam obiad dla króla i królowej, choć nawet nie wiedziałam, czy zechcą go spożyć! Mój ukochany Marcus leżał złożony chorobą. W tym domu zamordowano młodą kobietę. Wieczorem miałam wziąć udział w niebezpiecznym przedstawieniu. Jak w takich okolicznościach zachować spokój i skupienie?
Biedna pani Fernér biegała z kąta w kąt, biadoląc:
– Przyjadą czy nie? Cały ten wysiłek na marne? Mam nadzieję, że nie przyjadą, bo jeśli przyjadą, to umrę z nerwów. Nie, muszą przyjechać, bo inaczej też umrę! Pomyślcie tylko, moje przyjaciółki zzielenieją z zazdrości… Och, nie… Dłużej tego nie zniosę! Jestem taka zdenerwowana…
W środku dnia wygospodarowałam pięć minut, by odwiedzić Marcusa w jego pokoju. O dziwo, matka zgodziła się bez szemrania. Byliśmy wszak zaręczeni, więc nie widziała w tym nic zdrożnego.
– Nie dłużej jednak niż pięć minut, Annabello – zaznaczyła surowo.
Marcus ucieszył się na mój widok.
– Jak się czujesz? – spytałam.
– Lepiej – uśmiechnął się. – Dam sobie radę wieczorem, moja mała królowo.
Ja też się uśmiechnęłam i pogłaskałam go po włosach. Jakie piękne uczucie, nikt już nie mógł mi tego zabronić! W marzeniach posuwałam się dalej, w marzeniach pozwalałam się całować i… O, nie, nawet w marzeniach była granica, której nie ośmielałam się przekroczyć, bo moje ciało zalewała wtedy fala ciepła, a policzki pałały rumieńcem…
Marcus nie chciał mnie wypuścić.
– Annabello, twoja suknia ma za duży dekolt – żartował, przewracając oczyma. – I stoisz za blisko…
Cofnęłam się.
– Poza tym pachniesz cudnie ziołami, karmelowym sosem i… Jestem głodny, Annabello, głodny tego i owego!
Roześmiałam się, lecz raptem przypomniałam sobie o generale.
– Marcus – spytałam – co mówi twój ojciec? Wciąż jest załamany tą historią z Florą?
Marcus uniósł się na łokciu.
– Był tu dzisiaj – odrzekł. – Tak, jest załamany, ale i pełen poczucia winy. Przyznał, że zabrał Florę w tę podróż, byśmy mogli się lepiej poznać, a teraz wstydzi się swojej naiwności. Wszyscy wokół przejrzeli tę kobietę, tylko on był ślepy. Powiedziałem mu, że się tobie oświadczyłem i uzyskałem błogosławieństwo twojej matki, a on zasypał mnie gradem pytań, by upewnić się, że nie chodzi ci wyłącznie o mój majątek. Chciał wiedzieć, co wniesiesz w wianie, więc wyliczyłem wszystkie twe zalety. A jest ich niemało! I cóż z tego? W jego oczach jedyną godną uwagi wiadomością było to, że twój ojciec zasiadał w radzie miejskiej. Dlaczego ludzie przywiązują wagę do takich drobiazgów?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Potem ścisnęłam go za rękę, pocałowałam w czoło i podeszłam do drzwi.
– Muszę iść – powiedziałam cicho. – Jeśli zostanę tu choć chwilę dłużej, to wskoczę ci do łóżka!
Wybiegłam. W życiu nie zdobyłam się na równie odważną wypowiedź. Resztę popołudnia spędziłam w lekkim, niemal frywolnym nastroju. Dolałam rumu zamiast madery do pasztetu z gęsi. To nic, potrawa stała się jedynie bardziej pikantna!
Wyjaśniłam matce w oględnych słowach, że komisarz policji zlecił mi tajną misję tego wieczora. Poleciłam jej milczeć. Matka przestraszyła się, ale wysłuchała mnie z namaszczeniem. Potem pobiegłam do domu, by się przebrać, a w chwilę później przysłano po mnie powóz i zawieziono na przedmieście, gdzie niecierpliwie czekali Marcus i komisarz.
Nasz przejazd przez Ystad musiał robić wrażenie. Jako woźnice wystąpili policjanci, w powozach jadących przed nami i za nami byli żołnierze w przebraniach lokajów i służących. Słońce już zaszło, ale w ogóle nie zwróciliśmy na to uwagi. Za ciężkimi aksamitnymi zasłonami powozu Marcus wziął mnie w ramiona i przytulił.
– Długo czekałem na tę chwilę – szepnął, muskając mnie w policzek. Potem zaczął mnie całować, z początku czule i ostrożnie. Wkrótce zrozumiałam, dlaczego tak trudno utrzymać związek kobiety i mężczyzny we właściwych granicach. Obiecałam sobie, że nigdy nie spojrzę z pogardą na kobietę upadłą. Teraz już wiedziałam, jak niewiele trzeba, by dać się porwać zmysłom…
Marcus przeżywał te same tortury. Oddychał głośno i patrzał na mnie nieomal z przestrachem. Ja miałam oczy szeroko rozwarte, a moje wargi drżały.
– Musimy pobrać się jak najszybciej – wyjąkał.
– Tak – odrzekłam bezgłośnie. Odsunęliśmy się od siebie i wcisnęliśmy w przeciwległe kąty powozu. Na szczęście byliśmy już prawie na miejscu.
Powóz dojechał do starego portu. Mimo ciemności na redzie widać było zarys ogromnego okrętu. Przy kei, w miejscu gdzie wyryty był napis „Aldebaran”, cumowała niewielka, dobrze zamaskowana łódź pełna żołnierzy.
Przyszedł ten niebezpieczny moment, gdy Marcus i ja musieliśmy przesiąść się z powozu do łodzi, stanowiąc łatwy cel dla ewentualnych napastników. Marcus był w większym niebezpieczeństwie, grał przecież rolę króla, a ja tylko go wspierałam. Nagle ta maskarada wydała mi się makabryczną grą, w której stawką było życie Marcusa. Chciałam wciągnąć go w głąb powozu, ale pod jego ostrzegawczym spojrzeniem opamiętałam się i poszłam w jego ślady.
W porcie panowała cisza. Pod silną eskortą żołnierzy weszliśmy na pokład łodzi i odbiliśmy od brzegu, kierując się w stronę królewskiego okrętu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, zaprowadzono nas do jednego z salonów. Oszołomił mnie jego przepych. Nie spodziewałam się tak luksusowo urządzonych wnętrz!