Proste bohaterstwo tych słów wycisnęło mi gorące łzy z oczu. Iście angielski styl!, pomyślałem.
Ross i ci jego towarzysze, którzy przeżyli, wrócili na statek i udali się do najbliższego cywilizowanego portu.
— Kiedy wieści o odkryciu dotarły do Anglii, Królewskie Towarzystwo Naukowe zorganizowało nową ekspedycję na przylądek Adare, wyposażoną w najnowocześniejszą aparaturę pomiarową, tak że teraz w tym zakątku Antarktyki mieści się prawdziwe miasto naukowców i inżynierów. Sam Traveller nazywa to zapomniane przez Boga miejsce swoim drugim domem. I pojawiła się całkiem nowa profesja — kriosyntetyków — godnych dżentelmenów, którzy opracowują sposoby bezpiecznego przewożenia antylodu w niskich temperaturach z przylądka na drugi koniec globu, wykorzystując ogromne naczynia Dewara i tym podobne.
Gwizdek poinformował nas w końcu, że pociąg jest pełny i gotów do odjazdu i ruszyliśmy z prawie niewyczuwalnym szarpnięciem; tylko lód leciutko zadzwonił w szklance. Minęliśmy budynki portowe i znaleźliśmy się nad kanałem La Manche. Ostatki słonecznego blasku rozłożyły się brylantową poświatą pod naszym wagonem i poczułem przypływ uniesienia i dumy.
Jedną z sensacji sezonu było zaopatrzenie głównych linii kolei napowietrznej w wagony restauracyjne w stylu amerykańskim, toteż nasz kelner o małpiej facjacie pojawił się wkrótce, informując, iż kolacja będzie podana za kwadrans, i uzupełnił zawartość naszych kieliszków.
— Tak więc antylód jest dostępny tylko w jedynym miejscu na Ziemi, na przylądku Adare?
— To logiczne, że tylko regiony polarne zapewniają przetrwanie tej substancji — tłumaczył cierpliwie Holden. — Jeśli bowiem znajdzie się w cieplejszym klimacie, szybko niszczy samą siebie i… sporą część otoczenia. Nasi badacze spenetrowali obszary Antarktyki, ale nie natrafili na inne skupiska antylodu. Interesująca sprawa, flaga brytyjska powiewa nad biegunem południowym od tysiąc osiemset sześćdziesiątego roku. Kto wie, czy bez tego bodźca, jakim okazało się znalezienie antylodu, wystarczyłoby chęci do zorganizowania ekspedycji.
— Tak więc złoże lodu, na które natknął się Ross, to jedyny zapas?
— Najwyraźniej. Jego masę szacuje się na tysiąc ton i o ile mi wiadomo, to wszystko, co znajduje się na naszym globie. Doprawdy wygląda na to, że stare opowieści Aborygenów były prawdziwe — antylód spadł z nieba. Przeleciał nad Australią i spoczął na Adare.
Potarłem podbródek.
— To żałośnie skąpa ilość, biorąc pod uwagę niesłychane znaczenie tego materiału dla Brytanii, jeśli nasz kraj nadal chce grać pierwsze skrzypce w orkiestrze narodów świata.
Holden skinął głową.
— Na szczęście nawet niewielka ilość antylodu wystarcza na bardzo długo. Na przykład, do napędzania tego pociągu potrzeba zaledwie kilku uncji na miesiąc. Niemniej jednak ma pan rację. A przecież znajdujemy coraz bardziej pomysłowe sposoby wykorzystania tego materiału. Daje to argument do ręki tym, którzy sprzeciwiają się użyciu antylodu do działań wojennych — kontynuował. — Nieprzyjaciele Brytanii nie dysponują inną obroną przeciwko artylerii antylodowej poza… czasem. Kiedy wyczerpiemy nasz cenny materiał, tamci będą mogli runąć na nas niczym wilcza wataha.
Zamilkł. Dokończyliśmy nasze napitki i udaliśmy się w kierunku wagonu restauracyjnego. Kiedy szedłem rozgrzany whisky, zdałem sobie sprawę, że pociąg rytmicznie się kołysze. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem szynę zwisającą na pylonach. Kiedy pociąg mijał kolejne gigantyczne wsporniki, towarzyszyły temu prawie niewyczuwalne wstrząsy. Pylony zbudowano z żelaznych kratownic, które zdawały się wyrastać prosto z pociemniałej powierzchni kanału — lecz ja wiedziałem, że w istocie zamocowano je do ogromnych pontonów zanurzonych tuż pod lustrem wody, od których szły z kolei liny kotwiczne stawiające dzielny opór osławionym prądom kanału.
Wszystkie trzy mosty na kanale skonstruowano identycznie. Wedle mojej wiedzy zdecydowała o tym lekkość samej szyny kolei napowietrznej i niestabilność dna morskiego w regionie, uniemożliwiająca osadzenie stałych fundamentów.
Zajęliśmy miejsca w wagonie restauracyjnym i niebawem pochłonęły nas znajome, kojące dźwięki: brzęk sztućców o porcelanę zdobioną godłem Międzynarodowego Przedsiębiorstwa Transportu Napowietrznego, szmer wyszukanej konwersacji, syte aromaty wyśmienitej angielskiej kuchni, a później porto, koniaków, kawy i wybornych cygar. Podczas jedzenia wymienialiśmy z Holdenem niewiele uwag; lecz po kolacji odsunąłem fotel, rozprostowałem nogi i uniosłem koniakówę w stronę dziennikarza.
— Za antylód i jego potomstwo, bogactwo cudów tej epoki! — powiedziałem, być może nieco niewyraźnym głosem.
— Dołączę się do tego toastu — rzekł z uśmiechem Holden. Rozsiadł się wygodnie i zawiesił pulchne kciuki na łańcuszku zegarka. — Ale przy jego powtórzeniu nie radziłbym wrzucać do szklanki kostki antylodu. Widzi pan, antylód został tak ochrzczony z racji niezwykłej antypatii wobec każdej „normalnej” substancji, w tym wypadku whisky i szkła. Antylód i równa mu masa trunku i naczynia zniknęłyby, zastąpione przez wielką ilość energii cieplnej, wyzwolonej w niezwykle gwałtowny sposób. To całkowicie zepsułoby pański dobry nastrój.
— Czyżby zwykła whisky… czy cokolwiek innego… mogła się zamienić w substancję tak niszczycielską jak, powiedzmy, dynamit?
Uśmiechnął się z pobłażaniem i nadaremnie usiłował wygładzić niesforną czuprynę.
— O wiele bardziej niszczycielską, młody człowieku. — lii Przeszedł na bardziej familiarny ton. — Ale nie wiemy jak niszczycielską. James Maxwell postawił hipotezę, że być może antylód reaguje podobnie jak tlen, który łącząc się z innymi pierwiastkami, uwalnia energię w postaci ciepła i światła. — Przyjrzał się mej twarzy, wyrażającej, jak się obawiam, całkowitą bezmyślność. Dodał z ciepłą wyrozumiałością: — Opisuję normalny proces spalania. Ogień, Ned.
— …Aha. Hm, w takim razie jest wyjaśnienie! Antylód to nowy rodzaj tlenu, powodujący nowy rodzaj ognia.
— Być może. Ale Joule, wyciągając logiczne wnioski ze swych eksperymentów przeprowadzonych wraz z Thomsonem, wykazuje, że ilość energii, jaka ulega wyzwoleniu podczas reakcji z antylodem, jest nieporównywalnie większa od tej, jaka wiąże się ze wszystkimi znanymi reakcjami chemicznymi. Być może mamy do czynienia z siłami związanymi z jakąś głęboką strukturą materii, daleko wykraczającymi poza to, co wiemy obecnie o reakcjach chemicznych. Być może musimy poczekać aż do następnego stulecia, Ned, kiedy posługując się wielkimi mikroskopami, wejrzymy na tyle głęboko w materię, żeby zrozumieć tajemnice spoczywające w jej rdzeniu.
Zamówiłem następną kolejkę koniaku.
— Wszystko to bardzo piękne — powiedziałem nieco bełkotliwym tonem — ale co ci sławni goście, Maxwell i… i…
— Joule.
— No, Joule, mają do powiedzenia na temat, moim zdaniem, najbardziej zagadkowej sprawy — mianowicie tego, że tym interesem da się idealnie bezpiecznie operować w temperaturach polarnych. Przecież wybucha dopiero wtedy, kiedy się go podgrzeje, jak biedny stary Ross przekonał się na własnej skórze.
— Hm. — Holden oczyścił fajkę, nabił świeżym tytoniem i zapalił. — Ostrożne… i niebezpieczne… eksperymenty w Ada-re wykazały, że w antylodzie jest silne pole magnetyczne. Osłania groźną substancję, izolując ją od normalnej materii. Lecz ze wzrostem temperatury pole magnetyczne zanika, co w konsekwencji prowadzi do eksplozji.