– Pożyteczna rzecz, panie – odezwał się Hubaksis. – To może chociaż to zatrzymamy?
– Tak, to przydatny przedmiot – zgodził się Kreol. – Ciekawe, kim ona jest, maginią? Ale w takim razie, dlaczego tak łatwo zasnęła? Nawet nie spróbowała stworzyć ochrony.
– Może uczennica? – kontynuował dżinn. – Niedoświadczona?
– Zaraz zapytamy – burknął mag, zdejmując zaklęcie Uśpienia.
Pierwsze, co zrobiła Vanessa, gdy odzyskała przytomność – zaczęła wrzeszczeć. Krzyk umilkł dopiero wtedy, gdy Kreol wymierzył jej siarczysty policzek. Dziewczyna zamilkła i powiedziała coś w niezrozumiałym języku. Kreol tylko wzruszył ramionami.
– Odpowiadaj: kim jesteś? – zażądał posępnie. – Odpowiadaj szybko, bo inaczej skończy się moja cierpliwość. No więc?
Dla pewności pogroził jeszcze laską. Laska nie była jeszcze napełniona zaklęciami, ale poza magiem nikt o tym nie wiedział. Dziewczyna jednak nie przestraszyła się – po prostu nie traktowała laski jako broni. Wtedy Kreol skierował w jej stronę pistolet, co okazało się znacznie bardziej skuteczne. Nigdy przedtem Vanessie nie zdarzyło się stać naprzeciwko lufy pistoletu i uczucie to wcale się jej nie spodobało.
– Aha, wiesz co to takiego! – wykrzyknął mag z zadowoleniem. – Mów szybko, dzikusko!
– Nie rozumiem co pan mówi – burknęła Vanessa, nieznająca ani słowa po starosumeryjsku. Powtórzyła te słowa po angielsku, po chińsku i po hiszpańsku, z okropnym akcentem, ale ten wstrętny facet nadal nic nie rozumiał.
Kreol natomiast wypowiedział swe pytanie po staroegipsku, starohebrajsku, w języku hetyckim i fenickim. Niestety, we współczesnym świecie tylko nieliczni ludzie mówią w jakimkolwiek z tych języków. Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że Vanessa mogłaby zrozumieć jedno czy dwa słowa po starochińsku, ale tego języka Kreol akurat nie znał. Chociaż władał mnóstwem języków, z których wiele nawet nie było ludzkimi.
– Głupia dzikuska! – fuknął mag. – Bełkocze w jakimś barbarzyńskim narzeczu…!
Zauważywszy, że Vanessa bardzo nerwowo spogląda na lufę pistoletu, Kreol odłożył go na bok. To ją nieco uspokoiło. Na Hubaksisa także spoglądała trochę niepewnie, ale bez strachu. Filigranowy dżinn mógłby wystraszyć każdego, ale tylko pod warunkiem, że byłby co najmniej pięć razy większy.
– Niewolniku, przygotuj mi pieczęć Ronowa! – Kreol pstryknął palcami, wyraźnie podjąwszy jakąś decyzję.
– Czy dobrze rozumiem, panie…?
– Bez dyskusji! – warknął mag. Przez lata przebywania z Hubaksisem nauczył się jednego – temu dżinnowi nie wolno pozwalać na zbyt dużo. Natychmiast zapominał, gdzie jego miejsce.
– Słucham pokornie, panie – zasępił się Hubaksis.
Pieczęć Ronowa przypominała nieco skomplikowany schemat elektryczny z dwoma zakrętasami po bokach i dodatkowym kółkiem z lewej strony.
– Wzywam cię i zaklinam, duchu Ronów! – zmęczonym głosem powiedział Kreol. – Spróbuj tylko nie przyjść. Mam umowę!
Umowa, zawarta niegdyś między wielkim magiem a Władcą Demonów Eligorem, nadal działała znakomicie. Demon Ronów zjawił się natychmiast. Był niewysoki, brodaty, miał bardzo grube, wysunięte do przodu wargi i niebieskawe włosy. Mógł jeszcze poszczycić się ziemistą cerą i szorstkimi rękami z kikutami palców.
– Przybywam na twe wezwanie, magu – zadudnił basem Ronów. – Ja, Ronów, demon demonów, zdolny uśmiercać wrogów i uczyć języków, stoję przed tobą, oczekując na rozkaz.
– Naucz tę kobietę prawdziwego języka – rzucił Kreol.
– Proszę sprecyzować rozkaz. – Demon skrzyżował ręce na piersiach. – Prawdziwego, to znaczy jakiego?
– Tego, w którym mówię, ty bezmózgi tworze Lengu! – fuknął mag ze złością.
– Panie… – nieśmiało spróbował wtrącić się Hubaksis.
– Nie teraz, niewolniku!
– Zrobione! – Demon kiwnął głową, zamknąwszy oczy na kilka sekund. – Od tej chwili będzie rozumiała wszystko, co zechcesz do niej powiedzieć, magu. A teraz żegnaj. Nieprędko znów się spotkamy.
Kreol popatrzył na ciągle jeszcze przecierającą oczy Vanessę i rozciągnął usta w szerokim uśmiechu.
– Wspaniale… – wymamrotał.
– Panie, być może się mylę, ale czy nie lepiej byłoby, gdyby Ronów nauczył nas języka tych czasów? – zaproponował Hubaksis. – Wygląda na to, że nam się jeszcze przydadzą…
– Co tam bełkoczesz?… – zmarszczył się Kreol. – Co tam jeszcze… A niech to, oczywiście! O wielki Marduku, jaką głupotę zrobiłem! Aaa…!
Po tych słowach wyrzucił z siebie kilka najgorszych sumeryjskich przekleństw.
– Ej, a teraz rozumiem! – ucieszyła się Vanessa, jednocześnie starając się pojąć, dlaczego nagle dziwne dźwięki układają się w słowa i zdania, i jak to się dzieje, że może mówić w tym języku.
– Oczywiście, że rozumiesz, głupia kobieto! – fuknął Kreol, opanowawszy gniew. – Na mój rozkaz demon Ronów nauczył cię prawdziwego języka!
– Co masz na myśli, mówiąc „prawdziwy”? – burknęła Vanessa.
Pierwszy strach zaczął mijać, a dziewczyna od dzieciństwa wyróżniała się mocnymi nerwami. Ostatecznie podczas pracy zdarzało jej się spotykać gorszych typów, a i wszystkie te sztuczki na pewno dadzą się jakoś wyjaśnić…
– A wy co, umówiliście się? – Kreol aż plasnął w ręce niecierpliwie. – Prawdziwy język to sumeryjski! Język wielkich miast Ur, Yolange i Babilonu!
– Co ty gadasz? – obruszyła się dziewczyna. – Nawet ja wiem, że Sumeryjczycy wymarli diabli wiedzą ile wieków temu. Babilon został zburzony. A o tych dwóch starych miastach w ogóle nie słyszałam.
Kreol złapał za ochronny amulet, a potem szybko wymruczał modlitwę za zmarłych.
– No cóż, panie, przypuszczaliśmy przecież, że wszyscy wymrą, nieprawdaż? – filozoficznie zauważył Hubaksis, rozkładając ręce. – Za dużo lat minęło…
– Masz rację, niewolniku… – odburknął Kreol. – No cóż, nie będę już Pierwszym Magiem… Trzeba będzie stworzyć własną Gildię. A może lepiej podbić cudzą?
– To może być trudne, panie – ostrożnie zauważył Hubaksis. – Kiedy ty byłeś Pierwszym Magiem…
– Tak, tak, pamiętam. – Kreol rozpłynął się w pełnym zadowolenia uśmiechu. – Ja takich zdobywców… ha! No dobrze, pożyjemy, zobaczymy, co ma do zaoferowania ten świat.
Vanessa patrzyła to na jednego, to na drugiego, starając się zrozumieć o czym rozmawiają te dziwne stworzenia. Niestety, w dzieciństwie Van wolała czytać kryminały i oglądać komiksy o superbohaterach. W historii orientowała się kiepsko. W bajkach, mitach i innych głupotach – jeszcze gorzej.
– Dlaczego ukradliście te wszystkie rzeczy? – zapytała, zauważywszy laskę leżącą nadal obok Kreola.
– Co? – Taka bezczelność wyprowadziła maga z równowagi. – Że niby ja je ukradłem? Ja? Po prostu wziąłem to, co należało do mnie od początku. To wy ukradliście moje narzędzia! Wy, bezczelni złodzieje!
– Co za głupoty gadasz?! – fuknęła Vanessa. – Te artefakty znaleziono podczas wykopalisk w grobowcu cesarza, czytałam napisy na gablotach. Co ty masz z tym wspólnego?
– Cesarza? – zdziwił się Hubaksis. – Panie, czy ona mówi o tobie?
– Pochlebia mi to, oczywiście, ale nigdy nie rządziłem niczym większym od mojego pałacu – uśmiechnął się Kreol. – Prawdziwy mag kicha na cały ten zgiełk. Władza cesarzom, a magia – magom. Magia! Magia, a nie władza – oto co naprawdę cenię. Ale masz rację, kobieto, rzeczy wydobyto z grobowca. Z mojego grobowca! Co za bezczelność – jeśli ktoś umarł, to znaczy, że już można go okradać, tak? Leży sobie człowiek, nikomu nie wadzi… ale nie, trzeba koniecznie przyjść, rozdrapać co cenniejsze fanty, a jego samego przenieść w jakieś nieznane miejsce! Powiedz lepiej, gdzie mnie przytaszczyli. Co to za bezbożne miejsce?!