Выбрать главу

Guy odwrócił się i w tejże chwili nieoczekiwanie poczuł ból w lewym boku. To dosięgła go kula w porę wystrzelona przez Vanessę z przygotowanego przez Huberta otworu strzelniczego. Dla yira rana była nieistotna, ale sprawiła, że stracił kilka sekund, a to wystarczyło, żeby wypuszczone przez Kreola zaklęcie dosięgło celu. Wodna kopia uderzyła Guya dokładnie w twarz, po której przebiegły iskry.

Aby przypieczętować zwycięstwo, Kreol wypuścił jeszcze dwie Wodne Kopie, a yir był zmuszony uciekać przed nimi. Nie miał już czasu, by strzelać samemu – ledwie nadążał chować się przed ciosami. Zamokła mu głowa, skóra pokrywała się pęcherzami i poczęła złazić z czaszki całymi płatami. Po chwili zaczęła pękać sama czaszka.

Zadowolony Kreol wypuścił Wodny Wał. Potężna fala przetoczyła się od maga w stronę płotu, oblewając Guya po łydki. Wyżej nie sięgnęła – yir zdążył na czas unieść się w powietrze. Ale teraz jego sytuacja wyglądała jeszcze gorzej. Głowa rozleciała mu się do końca, zamieniając się w dymiącą breję, a na jej miejscu pojawiło się coś przypominającego energetyczną fontannę. Właśnie tak wyglądają yirowie bez cielesnych skafandrów. Stopy też zaczęły się rozpadać, zostawiając na trawie cuchnące kawałki ciała.

Guy wściekle zaryczał. Z jednej strony, nie miał ochoty pozostać bez ciała. Z drugiej strony, w czystej postaci łatwiej mu było walczyć. Z rąk wyskoczyło mu coś w rodzaju mieczy Jedi; jednym skokiem rzucił się w stronę Kreola, chcąc przebić go celnym pchnięciem. Magiczna tarcza nie chroniła przed takim uderzeniem.

Mag, nie spodziewając się po Guyu takiej sztuczki, zagapił się na chwilę i w rezultacie stracił jedną Osobistą Ochronę – Guy zadał mu celny cios w pierś. Ale już w następnej sekundzie z rąk Kreola wyrosły takie same miecze i mag bardzo zgrabnie sparował następne uderzenie skierowane w gardło.

Vanessa oglądała przez okno pojedynek sumeryjskiego maga i bezgłowego ludzkiego ciała, z którego szyi biła fontanna błyskawic, a jej oczy robiły się coraz większe. Kreol powiedział, że nie umie fechtować, ale najwidoczniej przesadził ze skromnością. Być może po prostu nie próbował użyć zwykłych mieczy zamiast laserowych, bo teraz fechtował jak sam d’Artagnan.

Nie przynosiło to jednak żadnej wymiernej korzyści. Dwie pary energoszpad, wyrastające bezpośrednio z rąk rywali, błyskały w powietrzu już od kilku minut, ale żaden z uczestników pojedynku nie został do tej pory zraniony. Kreol wyraźnie przewyższał umiejętnościami przeciwnika i skutecznie blokował jego ataki, ale Guy miał inną przewagę – elektryczna klinga nie zostawiała na jego ciele nawet powierzchownych oparzeń. Wydawało się, że wręcz przeciwnie, staje się od tego silniejszy.

Kreol w duchu był zły na siebie. Zaklęcie Magicznego Miecza jest tak krótkie i lekkie, że każdy jako taki mag może aktywować je w ciągu kilku sekund, co zresztą zrobił właśnie Kreol. Zaklęcie Dwóch Mieczy jest analogiczne, i tylko odrobinę dłuższe.

Co więcej, istnieje wiele rodzajów Magicznego Miecza. Jest Miecz Energetyczny, Miecz Ogniowy, Miecz Świetlny, Miecz Powietrzny, Miecz Widmowy, a nawet pozornie zwyczajny Miecz Metalowy – za to tak ostry, że przecina nawet diamenty.

Istnieje również Miecz Wodny. Ten właśnie przydałby się teraz jak żaden inny, ale nie było czasu na zmianę broni.

Guy zatrząsł się nerwowo – na głowę spadły mu pierwsze krople deszczu. A dokładniej, na to, co w danej chwili zastępowało mu głowę. Chmura, wezwana przez Kreola przed walką, w końcu dopełzła do punktu przeznaczenia i otwarła swój bezdenny brzuch. Krople, najpierw nieliczne, bardzo szybko zaczęły spadać gęściej, a potem zamieniły się w prawdziwą ulewę.

Yir zaiskrzył. Po tym, co jeszcze zostało z jego ciała, przebiegły miniaturowe błyskawice, a potem jego skóra zaczęła rozpuszczać się jak zanurzona w kwasie. Hubaksis, rozsądnie trzymający się przez cały czas z boku, podleciał bliżej i ugryzł go w rękę. Jeden z energetycznych mieczy rozsypał się w garść iskier. Kreol, wykorzystując przerwę, błyskawicznie aktywował Elektryczną Zbroję, a potem rzucił w stronę Guya zaklęcie Rezonansu Dźwiękowego. Yir poleciał w bok, tracąc w czasie lotu drugi z mieczy i Kreol wykorzystał zaklęcie wieńczące dzieło – Wodną Chmurę.

Gigantyczna kurtyna wodna, jakimś cudem utrzymująca się w pionowej pozycji, niczym miniaturowe tsunami ruszyła w stronę Guya i przeszła po nim. Yir wpadł w drgawki, czując, jak ostatki jego ciała rozpadają się na kawałki. Szkielet rozsypał się w kupkę dymiących kości, a nad nimi buszował piorun kulisty, wciąż jeszcze zachowujący formę ludzkiego ciała. Wszystko to odbyło się w całkowitym milczeniu – od chwili, gdy utracił język, Guy nie wydał z siebie żadnego dźwięku.

– No, i po wszystkim! – Kreol rozpłynął się w uśmiechu. Był mokry od stóp do głów, ale okropnie szczęśliwy. – A teraz chodź do nowego domu, kabbi ga hobb!

Ostatniej kombinacji słów Vanessa nie zrozumiała, ale sądząc po minie Hubaksisa, było to jakieś szczególnie paskudne przekleństwo.

Yir odwrócił się w stronę Kreola twarzą. A może na odwrót – plecami? W swej obecnej postaci wyglądał jednakowo ze wszystkich stron. Mag wycelował w niego pięść z Pierścieniem-Pochłaniaczem. Wszystko było gotowe do tego, by upchnąć w nim jakąś substancję energetyczną. Nie trwało to długo.

Vanessa jak zaczarowana patrzyła na miotającą się błyskawicę, znikającą w jej ulubionym pierścionku. Guy walczył do ostatka, starając się uderzyć Kreola energomackami, ale Elektryczna Zbroja dobrze chroniła przed takimi atakami i pierścień powoli, acz nieubłaganie wciągał swoją ofiarę. W taki to sposób myśliwy i ofiara zamienili się miejscami…

– No chodź tu, chodź… – przygadywał Kreol z miną zawziętego wędkarza, jednocześnie poganiając Guya magicznym łańcuchem. Teraz, gdy elektryczny demon utracił ludzkie ciało, łańcuch najwyraźniej sprawiał mu ból.

Ostatni ładunek błysnął na pożegnanie i Guy ostatecznie skrył się we wnętrzu magicznego pierścionka. Kreol przez chwilę podziwiał swoje dzieło, po czym zorientował się, że deszcz wciąż pada. Cicho zaklął i wypowiedział zaklęcie Deszczu od tyłu. Chmura majestatycznie zaczęła odpływać na swoje stare miejsce.

W drzwiach odważył pokazać się Hubert.

– Gratuluję, sir. Jeśli pan pozwoli, wyczyszczę pańskie ubranie?

Vanessa z piskiem zachwytu wybiegła na podwórko i zawisła Kreolowi na szyi. Mag był nieco zawstydzony tak burzliwą reakcją, na tak zwyczajne, z jego punktu widzenia, zdarzenie, ale nie sprzeciwiał się. Nieoczekiwanie złapał się na myśli, że sprawia mu to przyjemność.

– Może pójdziemy do domu, uczennico? – zaproponował dziwnie nieśmiało. – Tutaj jest mokro i zimno… No i jestem głodny.

– Wszystko przygotuję, sir – potraktował to jako rozkaz Hubert i rozpłynął się w powietrzu.

Rozdział 12

Po dwóch godzinach Vanessa i Hubert wyszli z domu. Skrzat był w swoim „wyjściowym” ubraniu – długim płaszczu z kapturem głęboko naciągniętym na twarz. W tym stroju można było go wziąć za zwykłe dziecko, ewentualnie karła.

Kreol, który do tej pory nie przyzwyczaił się do tego, że we współczesnym świecie mag musi się ukrywać, jeśli nie chce dostać się do gazet ani w ręce służb specjalnych, nie interesował się zupełnie skutkami swego pojedynku z yirem. Vanessa musiała więc sama zająć się sprzątaniem. Oczywiście z pomocą Huberta i Sługi.

Walka trwała najwyżej kwadrans, ale śladów zostało tyle, że nawet ślepy zauważyłby, że odbyło się tu coś nielegalnego. Większa część trawy była zwęglona, na ścianach i na ogrodzeniu także zostały ślady uderzeń piorunów, a przede wszystkim wszędzie walało się spalone mięso i kości. Znaczna część ciała Guya po prostu rozsypała się w pył, ale tego co zostało, w pełni wystarczyłoby do wzbudzenia podejrzeń. Na dodatek wszystko wokół było zalane wodą. Wykop przeznaczony na basen wypełnił się prawie do połowy i pływały nim różne paskudztwa.