– A u nas nie! Potrafisz jakoś inaczej?
– Wiesz, jak się nazywa?
– Oczywiście.
– W takim razie przynieś mi kilka kropli krwi. Albo chociaż włos. Wywołam jego ducha – niechętnie zaproponował Kreol. – Ale to jest trudniejsze niż ożywienie głowy!
– Za to mnie będzie łatwiej. – Vanessa uśmiechnęła się złośliwie. – Jak długo to potrwa?
– Jeśli zacznę się szykować od razu, to jakieś dwadzieścia pięć minut.
– Świetnie, czekaj na mnie.
Vanessa wyszła z łazienki w świetnym humorze.
– Lucas, przygotuj mi szybciutko próbkę na wzór DNA, co? – poprosiła.
– Po co? – spytał ekspert. – Nasi już wzięli do labu. Wyniki będą jutro…
– No, pobierz trochę krwi pipetką. Co ci szkodzi? – Van zaczęła się denerwować. – Słuchaj, ja się nie wtrącam do waszej roboty…
– Dobrze, dobrze… Tylko po co ci to?
– A tak, potrzebne mi… Shep, nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli podskoczymy na pół godziny w jedno miejsce?
Shep tylko rozłożył ręce – na Boga, dlaczego by nie.
– Ej, Van, sprawa jest twoja! – krzyknął w ślad za nią Lucas. – Nie marudź za bardzo, Iovich nie lubi czekać!
– Wiem! – zbagatelizowała Vanessa. – Lucas, założysz się, że za godzinę będę wiedziała, kto zabił?
– Za godzinę? Van, nie wygłupiaj się… A o co się założymy?
– O dwadzieścia baksów.
– Stoi. Czas start, jeśli nie zadzwonisz w ciągu godziny – przegrałaś.
– A dokąd jedziemy? – zainteresował się Shep, gdy już siedzieli w samochodzie.
– Do jednego znajomego. Jest specjalistą w takich sprawach.
– Ktoś w rodzaju Nero Wolfe’a? Rozwiązuje zagadki kryminalne bez wychodzenia z domu?
– Nie, to już szybciej ktoś w rodzaju Nostradamusa… Dobrze, potem ci opowiem, jesteśmy na miejscu.
Shep, jak wiele osób przed nim, patrzył na dom Katzenjammera z niemym zachwytem. Dzięki wysiłkom Vanessy i Huberta wstrętna willa stała się trochę mniej wstrętna, ale niestety, tylko trochę.
– Kto tu mieszka? – zapytał, oszołomiony. – Doktor Frankenstein?
– Prawie… – wymamrotała Vanessa. – Wiesz, lepiej poczekaj na mnie w samochodzie. Ten facet… ma dość nieprzyjemny charakter.
– A czy on w ogóle jest normalny? – upewnił się zaniepokojony Shep. – Może to wariat?
– Absolutnie normalny! – ucięła Van. – Czekaj!
Shep wzruszył ramionami i sięgnął po papierosa.
Kreol czekał na Vanessę w progu. Hubaksis, jak zwykle, siedział mu na ramieniu.
– Jestem gotowy – oznajmił, nie tracąc czasu na powitania. – A ty?
– Tutaj. – Van pokazała szklaną rurkę z krwią.
– Świetnie. – Pokiwał głową Kreol, rzucając okiem na czerwoną ciecz. – Chodźmy na strych.
Zdążył przygotować wszystko do planowanego wywołania ducha.
Narysował na podłodze niewielki okrąg, w którym mógł się zmieścić człowiek, a wokół niego pięć symboli: trzy faliste linie, płomień, dwa trójkąty – jeden częściowo nachodził na drugi, trzy równolegle kreski i koło z boku, a także dwie gwiazdki i prostą linię między nimi. W środku okręgu narysował stylizowaną ludzką czaszkę.
– Jak się nazywa? – zapytał Kreol, stając obok kręgu.
– Carlo Toscani.
– Dobrze… Patrz i zapamiętuj, uczennico.
Kreol głośno westchnął, rozłożył ręce na boki, potem skrzyżował je na piersi i wyrecytował śpiewnie:
– Wzywam cię i zaklinam, duchu, przyjdź rozmawiać ze mną! Twoim imieniem – Carlo Toscani, twoją krwią – Kreol wylał kilka kropel do środka kręgu – swoją mocą spirytualisty i nekromanty wywołuję cię i zaklinam, duchu!
Nad rysunkiem czaszki powietrze zgęstniało, a potem wewnątrz kręgu zmaterializowała się ludzka postać – przezroczysta, ale całkiem dobrze widoczna.
W rysach twarzy widoczne było niewątpliwe podobieństwo do trupa, którego Vanessa oglądała nie więcej niż pół godziny temu.
– Co się stało? – spytał duch ledwie dosłyszalnym szeptem. – Co się stało?
– Carlo Toscani? – Van podeszła bliżej. – Funkcjonariuszka Lee, policja San Francisco. Mam do pana kilka pytań…
– Nieźle! – zachichotał duch. – Gliniarzom całkiem odbiło, nawet po śmierci wzywają na przesłuchanie!
– To dla twojego dobra. – Vanessa zmarszczyła brwi.
– Dla mojego dobra? – zdziwił się duch. – Jakoś mi wszystko jedno…
– Czyżbyś nie chciał wsadzić swego zabójcy do więzienia?
– Tak, byłoby nieźle… – zgodził się Toscani po krótkim namyśle. – Jak myślicie, ile może dostać?
– Trudno w tej chwili powiedzieć… – wykręciła się od odpowiedzi Vanessa. – Znasz go?
– Oczywiście! To Abe… bydlę, zawsze wiedziałem, że nie można mu ufać! Pani władzo, proszę powiedzieć Dorothy, jaki z niego drań! Po prostu nie mogę… jak tylko pomyślę, że wpadnie teraz w jego łapy, to aż się w grobie przewracam! A propos, kiedy mnie pochowają? Bo nie chcą mnie wpuścić…
– Proszę opowiedzieć szczegółowo o morderstwie. – Vanessa sięgnęła po dyktafon. – Proszę mówić do tego.
– Nie uda się – po raz pierwszy wtrącił się do rozmowy Kreol. – Z duchami te techniczne sztuczki nie przejdą.
– Szkoda… W takim razie proszę po prostu mówić, a ja będę zapisywać. – Vanessa schowała dyktafon i wyjęła notes. – Bardzo proszę.
– Zacznę od początku…
Znudzony Shep nadal obijał się koło samochodu, gdy nadszedł Mao. Dowiedział się, że niedaleko jest wypożyczalnia wideo i postanowił wybrać się tam, wziąć coś do pooglądania. Teraz wracał z kasetami.
– Dzień dobry, panie władzo – ukłonił się. – Pan do mnie?
– Nie, towarzyszę partnerce… – powiedział Shep.
– A czy ona nie ma przypadkiem na imię Vanessa? – uśmiechnął się Mao.
– Zna ją pan? – zdziwił się policjant.
– Oczywiście, że znam. To moja córka.
– Ach, tak? To tutaj mieszkacie?
– Nie, jestem po prostu gościem. To ona tu mieszka. Van nie mówiła panu o tym?
– W takim razie czegoś nie rozumiem… – skonfundowany Shep podrapał się w głowę. – Powiedziała, że chce naradzić się z jakimś ekspertem… To jest związane ze śledztwem, rozumie pan?
– Ach, więc to tak… – Mao pokiwał głową ze zrozumieniem. – Widzi pan, mieszka tu także niejaki Kreol… Mam wielką nadzieję, że zostanie moim zięciem, ale bardzo proszę nie mówić Vanessie, że o tym wspomniałem. No tak, ma pan rację, to nadzwyczajny ekspert. Potrafi wszystko… – Mao z zachwytem pokiwał głową, ze szczęśliwym wyrazem twarzy dotykając lewego oka.
– Cześć, tato. – Drzwi otwarły się i Vanessa wyszła na zewnątrz. Wyglądała na nadzwyczaj zadowoloną. – Wybacz, muszę uciekać, wpadłam dosłownie na chwilkę. To mój nowy partner… Shep, tata. Tata, Shep. A może już się poznaliście?
– Jeszcze nie zdążyliśmy… – zaśmiał się Mao. – Młody człowiek opowiedział mi co nieco o waszym śledztwie… Kreol był w stanie pomóc?
– I to jak! – uśmiechnęła się Vanessa, wyjmując telefon komórkowy. – Hallo, Lucas? Cześć! Spójrz na zegarek, mam jeszcze czas? Super! Zapisuj… Zabójca nazywa się Abraham Fletcher, pracuje w tej samej firmie co nasz klient. Pokłócili się o kobietę, niejaką Dorothy Clarence, pracującą w tym samym miejscu. Fletcher postanowił zastosować radykalne środki. Szykuj kasę!
– Rzeczywiście, ekspert… – Shep z uznaniem pokiwał głową.
Rozdział 14
Przyznaj się, przyznaj się, bydlaku!
Vanessa i Shep stosowali starą sztuczkę z dobrym i złym policjantem. Van wrzeszczała na podejrzanego, a Shep szeptem namawiał go, aby się przyznał, zanim „ta wariatka całkiem nie oszaleje”. Ale nie dawało to żadnego efektu.