Выбрать главу

Butt-Krillach westchnął ciężko, patrząc na maleńkiego dżinna z niedowierzaniem.

– A po co masz się teraz chować? Chodźmy razem – we dwóch będzie weselej.

– Niech będzie. – Po raz drugi kiwnął głową Hubaksis.

Budka była otwarta przez całą noc. W centrum miasta nawet w nocy znajdzie dość klientów, a wielu z nich ma ochotę się napić. Oczywiście, większość takich klientów przechwytują bary, ale i dla małej budki zostaje więcej niż trzeba.

Sprzedawca ze zdziwieniem przetarł oczy. Był gotów przysiąc, że dopiero co tuż obok stała butelka piwa. Odwrócił się tylko na chwilę – żeby poprawić leżącą krzywo paczkę papierosów. Oczywiście nie widział, jak przez okienko błyskawicznie wsunęła się cienka ręka pokryta skórą w nienaturalnie różowym odcieniu, złapała butelkę i natychmiast cofnęła się z powrotem.

– Poczęstuj się – gościnnie zaproponował Butt-Krillach dżinnowi. – Wiesz, co ostatecznie przekonało mnie do tego wymiaru?

– Co? – zabulgotał z butelki Hubaksis.

– Piwo. Wyobrażasz sobie – przez dwieście lat nawet nie miałem pojęcia, że tutaj jest taki cud! Dwieście lat przetrzymałem na samych pająkach! Widzisz, co tu jest napisane? „A-me-ri-can beer”… Amerykańskie piwo, prawda?

– Chwilunia… – Hubaksis wylazł z butelki. – Dopiero teraz do mnie dotarło… Skąd znasz miejscowy język? Gdzie się nauczyłeś?

– To… standardowa procedura – Butt-Krillach wzruszył ramionami. – Gdy demon zjawia się na wezwanie maga, automatycznie opanowuje język wzywającego. Przynajmniej na czas działania zaklęcia. Jak byśmy się inaczej mogli zrozumieć? A z tobą było inaczej?

– Masz rację… – przypomniał sobie Hubaksis. Od chwili, gdy Kreol wezwał go po raz pierwszy, minął szmat czasu, ale dżinn pamiętał wszystko. Mag oglądał przez magiczne lustro świat dżinnów i odpowiedział na bezgłośne wołanie Hubaksisa, gotowego wtedy zgodzić się na wszystko, byle tylko uniknąć kary śmierci. Szczegóły umowy ustalili później.

Dżinny od niepamiętnych czasów nawiedzały świat ludzi. Nawet teraz odwiedzają go od czasu do czasu, ale w tamtych odległych czasach podróżowały znacznie częściej. Wiele z nich mieszkało tu bardzo długo, a niektóre nawet przeniosły się na stałe. Znana jest, na przykład, historia o dżinnie-cesarzu, który około czterdziestu lat rządził Imperium Chińskim (i wcale nieźle sobie radził).

Obiegowe opinie o dżinnach powstały przede wszystkim w oparciu o tych kilku osobników, którzy pozostawili po sobie ślad w historii Ziemi. Nie trzeba chyba wspominać, że były to, przede wszystkim, silne osobowości – wielcy magowie, cesarze i dowódcy. W rzeczywistości rasa dżinnów nie różni się aż tak bardzo od ludzi. Są wśród nich i dobrzy, i źli, ale najwięcej (tak jak i u nas) przeciętniaków. Oczywiście, dżinny żyją znacznie dłużej niż ludzie. Starzeją się, ale bardzo wolno, więc trzy czy cztery tysiące lat nie robi na nich wrażenia. Do tego magiczne zdolności przeciętnego dżinna są znacznie większe niż człowieka. Nawet taki lichy przedstawiciel tego plemienia jak Hubaksis, mógł pochwalić się paroma magicznymi sztuczkami, a co dopiero mówić o innych… Ale to tylko średnia – Najwyżsi Magowie dżinnów niczym nie przewyższają Najwyższych Magów ludzi. Najdobitniej potwierdza to fakt, że wielu magów dżinnów (i to wcale nie najsłabszych) służyło magom ludziom, a odwrotne sytuacje jakoś się nie zdarzały.

Demon dopił resztkę piwa i z westchnieniem wyrzucił butelkę.

– To poniżające, kraść piwo u ulicznych handlarzy – zauważył. – A dlaczego by nie wejść i nie wypić w normalnych warunkach?

– Byłoby dobrze… Ale jak?

– Widziałem tu niedaleko takie miejsce, coś w stylu karczmy. Wchodzą do niego ludzie i piją różne trunki. Piwo też.

Hubaksis uśmiechnął się krzywo, pokazując, że zrozumiał dowcip.

– Mówię poważnie. – Butt-Krillach nie chciał porzucić pomysłu.

– Aha, oczywiście! – Dżinn mrugnął swym jedynym okiem. – Tak więc my, dżinn i demon z mrocznego świata, tak po prostu wchodzimy do karczmy i każemy sobie nalać piwa? To nie przeszłoby nawet w starożytnym Babilonie… A teraz ludzie zrobili się jacyś nerwowi, tchórzliwi – od razu zaczną uciekać.

– To, oczywiście, prawda. – Butt-Krillach nie miał zamiaru się sprzeczać. – Ale przecież nie wejdziemy tak, po prostu! Zamaskujesz nas!

– Ahaaa… – zaczął domyślać się Hubaksis.

– No właśnie. Ze mnie zrobisz człowieka, a z siebie… no… jakiegoś ptaka. Przedwczoraj widziałem jednego człowieka z zielonym ptakiem na ramieniu – i nikt się nie dziwił. Dasz radę?

– Na krótko… – niechętnie wymamrotał dżinn.

– A dokładniej?

– Na godzinę, nie dłużej… Może plus jakieś pięć minut… Ale pod warunkiem, że nikt nas nie dotknie.

Kreol i Hubaksis bardzo szybko nauczyli się mierzyć czas we współczesny sposób. Inna sprawa, że sposób ten został niemal w całości zapożyczony od starożytnych Sumeryjczyków. To oni właśnie podzielili dobę na dwadzieścia cztery godziny, godzinę na sześćdziesiąt minut, a minutę na sześćdziesiąt sekund. A tak przy okazji, to oni właśnie jako pierwsi wprowadzili pozycyjny system zapisu liczb – z setkami, dziesiątkami i jednostkami. Co prawda, podstawą ich systemu nie była, tak jak u nas dziesiątka, ale „sześćdziesiątka”.

– Myślę, że to wystarczy. – Butt-Krillach podjął decyzję po chwili namysłu. – Zaczynaj.

– Tylko będziesz musiał chodzić na tylnych łapach! – złośliwie krzyknął Hubaksis.

Demon uśmiechnął się przez chwilę i stanął na tylnych rękach. Stał na nich niezbyt pewnie, ale mimo wszystko dość stabilnie, upadek mu nie groził. Przynajmniej w najbliższym czasie.

Bar „Złota Ostryga” nie był szczególnie prestiżowym miejscem. Przychodzili tu głównie robotnicy wracający z pracy, bezrobotni, zalewający robaka oraz różne ludzkie śmieci: bezdomni, pijacy, narkomani i przedstawiciele świata przestępczego. Przybytek ten miał jednak bezsprzeczną zaletę, która zwróciła uwagę Butt-Krillacha. Znajdował się najbliżej.

Bar pracował przez całą dobę, ale nawet w dzień bywało w nim niewielu klientów. Teraz w pomieszczeniu było tylko sześć osób – podejrzanie wyglądająca dziewczyna i takiż mężczyzna siedzieli przy długim stole, a wzdłuż bufetu siedziało sześciu alkonautów o różnej głębokości zanurzenia. Jeden z nich spał z głową wtuloną w pusty talerz.

Tym niemniej, gdy drzwi otwarły się i na progu stanął Butt-Krillach w nowej postaci, wszystkie usta otwarły się ze zdziwienia, a brwi uniosły się. Tylko śpiący nadal spał.

Hubaksis nie był mistrzem iluzji. Nie potrafił zrobić nic wyższego niż dwa metry (a także szerszego ani dłuższego). Nie potrafił stworzyć więcej niż dwie, góra trzy iluzje naraz. Nie mógł też utrzymać ich dłużej niż godzinę. W najlepszym wypadku półtorej godziny. Miał jednak pewną niezaprzeczalną zaletę – był skrajnie precyzyjny. Nawet najbystrzejsze oko nie było w stanie odróżnić jego iluzji od prawdziwego przedmiotu – tak dokładne i wiarygodne były jego twory. To właśnie cenił w nim Kreol – w magicznych pieczęciach bardzo wiele zależało od dokładności.

Pojawia się pytanie – co do tego stopnia zadziwiło tę zbieraninę moczymordów, skoro iluzja była tak dobra? Wygląd. Oczywiście nie twarz – nowa twarz Butt-Krillacha praktycznie nie różniła się niczym od fizjonomii przeciętnego Amerykanina. No, może co najwyżej był nieco bardziej smagły. Ale ubranie…

Hubaksis spędził w XXI wieku niewiele czasu, z czego znaczną część przebywał w zamkniętych pomieszczeniach, nie poznał zbyt wielu osób. Jasne jest więc, że nie miał zbyt bogatej wiedzy na temat współczesnej mody. Dlatego na potrzeby iluzji wykorzystał te przedmioty, które udało mu się zapamiętać. A nie miał zbyt wiele do wspominania.

Butt-Krillach miał na sobie czarny frak, dokładnie taki sam, w jaki musiał wystroić się Kreol na początku nowego życia, pod frakiem widać było śnieżnobiałą koszulę. Niby nic, ale frak kiepsko komponował się z wyblakłymi dżinsami naciągniętymi na nogi Butt-Krillacha. Z obuwiem było jeszcze gorzej – Hubaksis niezbyt często przyglądał się ludzkim butom, a sam nie miał nóg. Jedyne, co był w stanie sobie przypomnieć, to futrzane kapcie w kształcie piesków, do włożenia których Van zmusiła Kreola, żeby nie zadeptał czystej podłogi. Co prawda podłogę wyszorowała nie ona, a magiczny Sługa, ale nie miało to dla niej większego znaczenia. Dzieło wieńczyło nakrycie głowy. Hubaksis z pewnością widział we współczesnym świecie ludzi w kapeluszach, beretach i innych czapkach, ale jakoś nie zapadły mu w pamięć. Z tego powodu na głowie Butt-Krillacha pyszniło się jedno z nakryć głowy, jakie noszono w starożytnym Sumerze – coś w stylu opaski ze zwisającymi z niej wstążkami ozdobionymi miedzianymi wisiorkami. Taki kostium przywodził na myśl tylko jedno słowo – awangarda. Siedząca na ramieniu papuga idealnie dopełniała całości.