Выбрать главу

Był to ten sam Fluffi, którego Kreol traktował z takim szacunkiem podczas pierwszej wizyty w starym mieszkaniu Van. Mieszkając w pojedynkę, Louise nie mogła sobie dać z nim rady, więc poprosiła przyjaciółkę, by zabrała zwierzaka do siebie. Van bardzo to ucieszyło, lecz radość jej nieco przygasła, gdy Kreol zrozumiawszy, że w XXI wieku można mieć tyle kotów, ile dusza zapragnie, nie bez pomocy Mao zdobył pięć kotów różnej maści. Nie zwracał przy tym uwagi ani na płeć, ani na rasę. Nadał im takie imiona, że Vanessa aż złapała się za głowę. Kreol nie miał dużego doświadczenia w nadawaniu imion kotom i dlatego nazwał je po prostu: Pierwszy Kot, Drugi Kot, Trzeci Kot, Czwarty Kot i Piąty Kot. Vanessa musiała pilnie zmienić im imiona.

Trzeba przyznać, że nie było to łatwe. Spróbujcie sami tak na chybcika wymyślić aż pięć kocich imion. Jednego z czarnych nazwała Czarnul, drugiego – a dokładniej drugą – Nadine, na cześć babci ze strony matki. Rudego ochrzciła Płomyczkiem, szarego – Dymkiem. Ostatnia kociczka, bardzo dziwnego koloru, przypominającego tapetę w domu awangardowego artysty, została Alicją – tak po prostu.

Kreol podszedł do tego obojętnie – dla niego nadal były Pierwszym, Drugim, Trzecim, Czwartym i Piątym.

Hubert ze stoickim spokojem przyjął do wiadomości fakt, że musi teraz dodatkowo karmić i czesać sześciu przedstawicieli plemienia kotów. Jako skrzat zawsze dobrze traktował puszyste stworzenia, chociaż sześć sztuk nawet jemu wydawało się lekką przesadą.

Fluffi, który niedawno skończył cztery lata, traktował piszczące kociaki bardzo podejrzliwie i terroryzował je wszelkimi dostępnymi sposobami. Jeszcze częściej kociaki biły się między sobą. Ale największe, niezdrowe podniecenie wywoływał wśród nich Hubaksis. Najwidoczniej miniaturowy dżinn kojarzył im się z czymś w rodzaju fruwającej myszy, więc co i raz starały się go upolować. Hubaksis był już zmęczony oganianiem się od tych pazurzastych drapieżników i naprzykrzał się swemu panu, namawiając go, by się ich pozbył albo przynajmniej wsadził do klatek, ale Kreol tylko machał ręką lekceważąco. Silne, choć niewielkie muskuły, słaby, ale jednak ognisty oddech, umiejętność łatania i przenikania przez ściany ratowały Hubaksisa przed zjedzeniem. Inaczej dawno byłoby po nim.

– Kto napisał te pamiętniki? – zainteresował się nachmurzony mag, przewracając ostatnią kartkę. – Mam takie wrażenie, że pracowały nad tym dziesiątki różnych ludzi.

– Rzeczywiście, tak było – potwierdził Mao, przesuwając pionek. – Biblię w różnych okresach pisali Mojżesz, Salomon, Dawid, święci Łukasz, Marek, Jan i Mateusz…

– Nigdy nie słyszałem o żadnym z nich – burknął Kreol.

– I nic dziwnego! – Van parsknęła śmiechem. – Pewnie żyłeś jeszcze przed Adamem!

– Kto to jest Adam? – zapytał mag.

– Przecież dopiero co o tym czytałeś! Adam to pierwszy człowiek na Ziemi, napisano o nim od razu na pierwszych stronach!

– Aaaa… – przypomniał sobie Kreol, wracając do początku Pisma Świętego i jeszcze raz czytając Księgę Rodzaju. – Adam… Adam… Może Adem? Jeden z pierwszych ludzi na Ziemi miał na imię Adem, to prawda…

– Jeden? – zdziwił się Mao. – A ilu ich było?

– Dwunastu – wtrącił Hubaksis od niechcenia. – Prawda, panie?

– Prawda, niewolniku – przytaknął Kreol. – Sześciu mężczyzn i sześć kobiet. Adem, Jacet, Emer, Enki, Angr i Purgwan. Wszystko mam zapisane w magicznej księdze. Jeśli chcesz, możesz przeczytać.

– A jak się nazywały kobiety? – Vanessa podejrzliwie zmrużyła oczy.

– A co za różnica, jak się nazywały kobiety? – Kreol wzruszył ramionami.

– Gdyby to usłyszała moja mamuśka, nieźle by ci przyłożyła! – oburzyła się. – Szowinista prehistoryczny!

– Kobiety nazywały się Iw, Feamos, Odamna, Jenge, Tiat i Kio – odezwał się stojący w drzwiach Hubert.

– A ty skąd wiesz? – zdziwiła się Van.

– Mój naród od zawsze przechowuje w pamięci prawdziwą historię tego świata – chłodno poinformował urisk. – Wy, ludzie, dawno zapomnieliście, kim jesteście i skąd się wzięliście, ale my pamiętamy…

– Magowie też pamiętają! – Kreol rozciągnął usta w uśmiechu. – Szczególnie dobrze pamiętamy Enki, który został ojcem Marduka i Inanny. A Marduka Potężnego Topora powinniśmy pamiętać do tej pory. To on pokonał Stary Naród i wygnał go z powrotem w Mrok, to on walczył z arcydemonem Hetszu i jego bratem R'eenu, to on pozbawił ciała władcę Lengu Azatotha i zapieczętował przejście do jego królestwa. To on stworzył wielki Sumer… – westchnął Kreol. – Niedługo przed śmiercią.

– A kiedy to wszystko było? – spytała Van sceptycznie.

– Pierwsi ludzie pojawili się na tym świecie trzydzieści dwa tysiące lat przed potopem… – powiedział w zamyśleniu Kreol.

– Znowu potop? Już drugi raz wspominasz o jakimś potopie! O co chodzi?

– Wielki Potop zalał ziemię… – Kreol poruszył ustami, obliczając czas. – No tak, minęło już prawie dwanaście tysięcy lat. Za moich czasów jeszcze o nim pamiętano, ale wygląda na to, że teraz zostały już tylko legendy. Szczególnie, jeśli sądzić na podstawie tej książki! – Kreol z gniewem odrzucił Biblię na bok. – Zdarzenia z trzydziestu tysiącleci, całe dwie epoki, upchnięte na kilku stronach, a i to wszystko źle opisane! Oburzające! Po przeczytaniu tej książki można by pomyśleć, że Judejczycy to naród wybrany przez boga! Wszystko tylko o nich, o tych czcicielach Jahwe!

– A ty co, jesteś antysemitą? – Vanessa chrząknęła znacząco.

– Anty… kim?

– No, takim co nie lubi Żydów.

– A za co mam ich lubić?! – zupełnie szczerze oburzył się Kreol. – Judejczycy to naród nadętych egoistów! Zobacz, co w tej książce napisali o Ta-Kemet. Thomertha krew by zalała! Był Pierwszym Magiem Ta-Kemet – wyjaśnił Kreol.

– A co to jest Ta-Kemet? – nie zrozumiała Van.

– Egipt, córeczko, Egipt. – Mao w zamyśleniu pogładził podbródek. – Trzeba było uczyć się historii…

– Judejczycy…! – Kreol nie przestawał zgrzytać zębami. – Ich wiara zabrania zabijać Judejczyków, ale wszystkich pozostałych – ile dusza zapragnie, to nawet nie jest grzechem! Nie szanują cudzych bogów… Gorzej, ta bezczelna banda oznajmiła, że ich bóg jest jedyny! I niech tam, gdyby czcili jakiegoś dobrego boga, takiego jak Najpiękniejsza Isztar, o nie! Modlą się do Jahwe!!! – wrzeszczał rozwścieczony mag. – Do tego samego Jahwe, który…

– Proszę o wybaczenie, sir, że przerywam tę wciągającą opowieść… – wmieszał się Hubert, który zdążył w tym czasie wyjść i powrócić.

– Co znowu? – warknął mag, któremu przerwano w pół słowa.

– Przyszła poczta, sir.

– I…?

– List do pana, sir. O ile mogę się domyślić, to coś ważnego.

Vanessa ze zdziwieniem odwróciła się w stronę skrzata. To, że Kreol otrzymał list było rzeczywiście zdarzeniem więcej niż dziwnym – wszyscy, którzy mogli do niego napisać znajdowali się w tym pokoju.

Mag wziął od uriska prostokątną, żółtawą kopertę i z niedowierzaniem obrócił ją w dłoniach. Bardziej przypominała małą paczkę niż list, a na wierzchu napisane były tylko dwa słowa „Dla Kreola”. Najdziwniejsze był to, że napisano po starosumeryjsku.

– Może mimo wszystko otworzysz? – nie wytrzymała Vanessa.

Kreol rozerwał kopertę i wyciągnął z niej prostokątną czarną tabliczkę, na której widniały srebrno-białe symbole. Znaczki wykorzystane do stworzenia tego napisu nie miały nic wspólnego z żadnym ze współczesnych ziemskich języków. Co prawda pięć tysięcy lat temu też nie rozmawiano w tym języku na Ziemi.

– O demonie mowa, a demon tuż-tuż… – wycedził Kreol, przebiegając wzrokiem tekst na tabliczce. – No, w końcu! Już myślałem, że o mnie zapomnieli! No cóż, zobaczymy co z tego wyniknie.

– Co to takiego? – Van niecierpliwie szarpnęła go za ramię. Od dłuższej chwili stała za nim, studiując nieznane litery, ale ich sens do niej nie docierał.