Z ciemnoskórej twarzy patrzyły na Gabriela baczne, ptasie oczy.
— Therápōn Protarchōn Rubens y Sedillo, który pozostaje w mej służbie, przybędzie za kilka dni na Labdakos. Chce zwiedzić Warsztaty Illyriańskie — powiedziała. — Zamierzam powołać podobną akademię tu na Malarzu i mam nadzieję, że oddasz mi przysługę i poinstruujesz pracowników warsztatów, by pozwolili mu wszystko obejrzeć.
— Doprawdy? — Cressida nigdy nie wykazywała zainteresowania rzemiosłem. — Oczywiście, z przyjemnością służę wszelką pomocą.
Na przyjęcie Cressida nie wystroiła się specjalnie. Miała na sobie skromny błękitny mundur, jaki noszą jej domownicy. Można by go uznać za nieco romantyczny, pomyślał Gabriel, fason jednak był bezlitośnie praktyczny: wiele kieszeni i żadnej ornamentacji ani dystynkcji. Szpakowate włosy obcięła krótko i skromnie.
— Byłabym zobowiązana — ciągnęła Cressida — gdybyś w dogodnym dla ciebie czasie wyznaczył Therápōnowi Rubensowi prywatne spotkanie, by mógł przekazać ci moje osobiste pozdrowienia i podziękowania. — Skłoniła głowę, spuściła oczy w Pierwszej Postawie Szacunku. — Do usług, Aristos.
— Do usług — wymamrotał Gabriel. Cressida przeszła dalej.
— O co tu chodziło? — pytał Gabriel.
— Postawa neutralna, ale majestatyczna — odpowiedział mu Augenblick. — Twarz neutralna. Żadnych mimowolnych ruchów mięśni ani zmian w średnicy tęczówki. Formalnie uprzejmy wyraz twarzy.
— To niezbyt wiele.
— Przepraszam, Aristosie. Skiagenosy są przeważnie trudne do analizy, a ona prawdopodobnie bardzo się starała, by tę analizę uniemożliwić. Tak postępuje większość Aristoi.
— Reno — rozkazał Gabriel — przygotuj dane o Stephenie Rubensie y Sedillo, klasa Therápōn, ranga Protarchōn, zatrudnionym przez Cressidę Ariste. ‹Priorytet 2›
— Do usług, Aristos. ‹Priorytet 2› ‹inicjalizacja programu poszukującego› Wykonane. Therápōn Rubens jest na pokładzie jachtu Lorenz przebywającego obecnie na orbicie wokół Illyricum. Cztery godziny temu zameldował się kontroli ruchu. Właścicielem Lorenza jest Ariste Cressida. Rubens wysłał do twojej skrzynki prośbę o osobiste spotkanie.
— Precyzyjna koordynacja — stwierdził Deszcz po Suszy. — W tym jest coś więcej, niż nam się zdaje.
Gabriel myślał chwilę.
— Reno, ile razy Cressida ze mną rozmawiała? — spytał.
— Pięć, Aristosie. Cztery razy przekazała po prostu uprzejme pozdrowienia, a raz skrytykowała twoje zachowanie na przyjęciu u Coetzee’a po twojej Promocji…
— Bardzo dobrze to pamiętam, dziękuję.
— Do usług, Aristosie.
Znów skupił uwagę na gościach.
Coś się kroiło, ale nie wiedział, co takiego.
Miał jednak wrażenie, że szukając odpowiedzi, będzie się dobrze bawił.
Muzyka — anielskie głosy i diabelskie fagoty — rozbrzmiewała w doskonałej akustycznie komnacie Psyche. Gabriel skomponował ten utwór dawno temu — muzyczna ilustracja „Wiatru miłości” Sandora Korondiego.
Po kilku godzinach spędzonych z Clancy w Jesiennym Pawilonie, Gabriel postanowił nazywać ją Zapłonioną Różą. Zaakceptowała to nowe imię z pewną przyjemnością, ale i z pewną dozą sceptycyzmu.
Nazwała go Burzycielem Spokoju.
Leżała na łóżku, z twarzą zwróconą do dołu, dokładnie w tej samej niewinnej pozie, jaką upodobał sobie Ludwik XV dla swych portretowanych kochanek. Gabriel siedział obok, urzeczony różowymi podeszwami jej stóp. Cała jest w ciepłych jesiennych barwach, pomyślał, jak ten pawilon, jak moje myśli, w kontraście do Czarnookiego Ducha, całego w bladych i ponocnych tonach. Opuszkami palców wodził po plecach Clancy, andante zaś grało w jego sercu.
Goździkowy Apartament, przypomniał sobie, jest nie zamieszkany.
— Obiecałem ci śniadanie — powiedział. — Czy mam poprosić swoje reno, by złożyło zamówienie? Kem-Kem, mój kucharz, to geniusz improwizacji. Poda, cokolwiek zamówisz.
Clancy oparła podbródek na dłoni i zmarszczyła czoło.
— Miałbyś coś przeciwko temu, gdybyśmy zażądali, by maszyna dostarczyła nam jedzenie?
— Nie. Ale dlaczego?
GABRIEL: Reno. ‹Priorytet 2› Zapytanie: Rabjoms.
RENO: ‹Priorytet 2› Rabjoms. Pełne nazwisko Thundup Rabjoms Sambhota. Nieformalny małżonek Therápōn Clancy. Wiek: trzydzieści osiem lat. Klasa: Demos. Zajęcie: rzemieślnik ‹drugiej klasy›, w Zakładach Maszynowych Lowlanda, w Labdakos na Illyricum. Urodzony: Gomo Selung, prowincja Kampa, Phongdo…
GABRIEL: Dziękuję. Fini.
RENO: Do usług.
— Bo jeśli Rabjoms ma się o tym dowiedzieć, wolałabym, żeby dowiedział się ode mnie, a nie od personelu kuchni.
— Aha. — Wziął ją za rękę. — Czy będzie to dla ciebie problemem?
Popatrzyła na niego przez ramię.
— Tak, to problem natury… taktycznej. Jak mam mu powiedzieć, nie…
— Czy mógłbym ci być w czymś pomocny?
— Nie, to moje kłopoty. Uśmiechnęła się niewyraźnie. On jest wyrozumiały.
Spojrzał na plecy Clancy, na wstęgę napiętych, posplatanych muskułów, które w ciągu ostatnich kilku sekund uwydatniły się między łopatkami, i zaczął je masować. Andante łkało nadal. Clancy westchnęła.
— Jak długo jesteście razem?
— Sześć lat. Od kiedy tu przybyłam. — Westchnęła. — To dobry człowiek.
Dobry człowiek, pomyślał. Rzemieślnik (Drugiej Klasy) i do tego Demos, nawet nie Therápōn. Rabjoms na pewno nie jest odpowiednim partnerem dla Therápōn, która awansuje i pragnie zająć ważną pozycję.
— To Demos — powiedział Gabriel.
— Nie mam ambicji tego typu. — Wzruszyła ramionami. — W ogóle nie mam ambicji. Od dziewięciu lat nie przystępowałam do egzaminów i nie mam nawet zamiaru. Lubię to miejsce, gdzie teraz jestem. Zawód lekarza. Narodziny, śmierć, urazy, kuracje… jedynie na tym mi zależy i w to się angażuję.
— Nie powiedziałaś o mnie ani słowa. Uśmiechnęła się i znowu spojrzała przez ramię.
— A czy powinno mi na tobie zależeć, Aristosie?
— Kocham cię. — Gdy to mówił, Psyche wzniosła się w jego umyśle.
— A ja ciebie, Aristosie — oznajmiła z wdziękiem.
Wyprostował się i zaczął jej się przyglądać. Nie była w typie, jaki zwykle wybierał. Ciało — naturalne, miękkie i zaokrąglone — nie miało tego zaplanowanego, wymodelowanego, wspartego genetyką czy chirurgią piękna, które zwykle zaspokajało jego zmysł estetyczny. Pociągała go i nie było to zwyczajne; nie potrafił przewidzieć, czym się skończy i jak długo potrwa. Może (ukłuła go drzazga wątpliwości) połączył ich wspólny entuzjazm dla ciąży Marcusa. Pomyślał o wezwaniu Augenblicka i Deszczu po Suszy, ale doszedł do wniosku, że nie chce, by zostało to opracowane. Przynajmniej nie na ich sposób.