— W porządku. Zatem możliwe jest albo ustawienie się w kolejce emigrantów na nową planetę, księżyc lub habitat, co czasami trwa dekady a nawet stulecia, albo poddanie się rygorystycznym programom społecznym w słabo zaludnionych — nie bez powodów — domenach.
— Ciekawe, skąd Pan Aristos wziął ten utwór na flet. Jest nadzwyczajny. (Reno ustawione na szerokie poszukiwania, ‹priorytet 3›, partytury).
Zhenling pozwoliła sobie na wyrażenie irytacji. Gabriel nachylił się ku niej.
— Wybacz. Jeden wątek myśli splótł się z drugim. Słuchałem.
— Mnie czy muzyki?
— Jestem w stanie śledzić i to, i to.
— Miałam nadzieję, że cię zwerbuję.
— Dlatego więc prześledziłaś mój harmonogram z ostatniego roku. — Westchnął. — Rozczarowałem się. Miałem nadzieję, że motywy były bardziej osobiste.
Gabriel (oraz Augenblick) zauważył, że Zhenling nie wydawała się (lub nie pozwoliła sobie na to, by się taką wydawać) poirytowana tą uwagą. A mogłaby być.
— Czy twoje życie nie jest przypadkiem i tak już wypełnione bez tych dodatkowych komplikacji? — spytała. — Dziecko w drodze, nowa przyjaciółka wprowadza się do… — jej reno przekazywało dane przez tachlinię — do „Goździkowego Apartamentu”?
Deszcz po Suszy zacierał z radości metafizyczne ręce i szeptał do czułek Gabriela.
— Jesteśmy Aristoi — powiedział Gabriel. — Z wieloma komplikacjami potrafimy poradzić sobie z wdziękiem, z radością, z…
— Beze mnie — wpadła mu w słowo Zhenling. — Jak wiesz, mam męża.
— Który nie jest tobie równy.
— Zda egzaminy — powiedziała z uporem. — Ostatnim razem niewiele brakowało.
— Twoja grupa chce więcej Aristoi. — Gabriel pogłaskał się po brodzie. — Zastanawiam się, czy to zbieg okoliczności.
— Zdaje się, że ty również chcesz więcej Aristoi w swym życiu?
— Tylko jednej.
— Szkoda. — Przerwała na chwilę, zamyślona, potem lekko wzruszyła ramionami. — Potraktuj to jako rzadkie przeżycie. Jak często doświadczasz prawdziwej frustracji? Pielęgnuj ją, póki trwa.
— Dopóki trwa — powtórzył, usiłując pocałować ją w rękę, ale Zhenling zdematerializowała swój skiagénos i dłoń Gabriela przeszła przez jej dłoń. Wyprostował się, spojrzał na nią. Wybuchnęła śmiechem.
— Szkoda, że nie widzisz swojej miny — powiedziała. — Rzadko ci się coś takiego zdarza, prawda?
Gabriel uspokoił siebie i syczący, jak czajnik, Deszcz po Suszy.
— Może później wymienimy pocałunki — powiedziała Zhenling, co ukoiło Deszcz po Suszy bardziej, niż potrafił to zrobić Gabriel. Ale teraz chciałabym zapoznać się z chemią twego mózgu.
— Z czym?
— Z poziomem wazopresyny — zaczęła wyliczać na palcach — dopaminy, serotoniny, lecytyny, tiaminy, noradrenaliny, fosfatidylocholiny, endorfiny… wiele tego jest. Kilkanaście. Twoje reno potrafi dokonać takiej analizy?
— Oczywiście — odparł Gabriel — ale nie jestem pewien, czy chciałbym przejść do takiego poziomu intymności, nie wymieniwszy przedtem przynajmniej pocałunku.
Miała poważny wyraz twarzy.
— Jutro mam zamiar zaproponować rozpoczęcie badań wyjaśniających, co sprawia, że Aristoi stają się Aristoi.
— Próbowano to wyjaśnić. Okazało się, że to pojęcie nie da się ująć w formuły. — Wykonał ruch ręką. Nieskazitelna Droga, patrząc na to tak, jakby była wycięta z różowego, przezroczystego kryształu, odpowiedziała gestem. — Spójrz na tych wszystkich ludzi — rzekł Gabriel. — Zdali egzaminy, każdy z nich ma prawo posługiwać się jakąś niebezpieczną techniką i każdy z nich przewodzi jakiejś domenie… ale są indywidualnościami i po latach każda z domen podporządkowuje się jego osobowości… Obywatele zainteresowani muzyką lub architekturą przesiedlają się do mojej domeny, zainteresowani politologią — na terytorium Ikony lub Coetzee’ego, ci, którzy szukają pocieszenia w filozofii, przemieszczają się do domeny Sebastiana, a ty, jak sadzę, musisz mieć u siebie sporo alpinistów. Wiesz, jak ekscentryczni są niektórzy z nas. Cóż możemy mieć ze sobą wspólnego?
— Przypuszczam, że poprzednich badań nie przeprowadzono we właściwy sposób. Albo nie postawiono właściwych pytań.
— Jesteś Ariste i oczywiście możesz badać wszystko, co ci się podoba.
Skłoniła głowę. W jej oczach zamigotało światło.
— To prowadzi do następnej sprawy. Rzeczywiście chciałabym spojrzeć na chemię twojego mózgu. W normalnych warunkach jesteśmy otoczeni przez ludzi, którzy nam ustępują, wszystko nam ułatwiają i bezkrytycznie akceptują nasze opinie. Niektórzy z nas są nawet czczeni jak bogowie.
— O, przestań proszę. — Gabriel uniósł ręce w geście protestu. — Musiałem wymyślić swojej mamie jakieś zajęcie, gdy przestała pracować zawodowo.
— W przeciwieństwie do większości tu obecnych, chętnie ci wierzę. Ale jednak niektórym z nas oddawana jest cześć. Jakie skutki powoduje to w naszych mózgach? Jesteśmy urodzonymi przywódcami — to jedno nas łączy — i wszyscy należymy do naczelnych, nawet ci najbardziej zmodyfikowani. Jesteśmy bardziej autorytarni niż jakikolwiek przywódca stada pawianów. Bardziej niż Ludwik XIV.
— Wolałbym, byś podała cywilizowane przykłady. Nie wiem, którego z tych dwóch wolałbym gościć u siebie w domu, prawdopodobnie pawiana.
— Moi aussi, monseigneur. Le roi, c’est l’etat et un cochon. Ale w takim razie chemia jego mózgu musiała być równie nienormalna jak chemia naszego.
— Zażądam pocałunku, jeśli masz zamiar omawiać chemię mojego mózgu i dokonywać ohydnych porównań.
Podeszła do Gabriela i dość zdecydowanie pocałowała go w usta. Jej oddech miał korzenny posmak. Deszcz po Suszy wpadł w ekstazę. Pozostałe składowe Gabriela były równie wzruszone.
Zhenling cofnęła się szybko. Udało jej się przybrać wyraz twarzy osoby dowcipnej, ale też nieco zarozumiałej.
— Chciałabym — powiedziała — porównać chemię twego mózgu teraz i pod koniec Promocji, a potem za jakieś pół roku. Tutaj kontaktujesz się z równymi sobie, a nie z ludźmi, których, z braku lepszego określenia, nazwę „pośledniejszymi”. Poddany jesteś większej presji, my nie jesteśmy tak ustępliwi, jak ludzie, którzy normalnie nas otaczają… to musi mieć jakiś wpływ na twój umysł.
— I do czego masz zamiar dojść?
— Z twoim umysłem? — Zmrużyła swe skośne oczy. — Bardzo daleko… — Deszcz po Suszy rozpoczął triumfalny taniec. — Ale chyba później. — Cofnęła się, przybrała Postawę Poważania zakłóconą jednak przez niedbały ruch ręki. — Muszę porozmawiać z innymi. Jestem pewna, że zobaczymy się na którymś z przyjęć.
— Muszę wiedzieć, czego dokładnie chcesz z tej analizy mózgu.
— Prześlę ci notatkę i podam, co mnie interesuje.
Gabriel patrzył, jak odchodzi. Wsłuchiwał się w głosy w swej głowie.
— Metalingwistyka konsekwentnie podbarwiona kokieterią — twierdził Augenblick. — Raczej z rozmysłem.
— Szefie, jesteśmy w akcji — powiedział Deszcz po Suszy.
Gabriel unosił się w tłumie. Widział, że Dorothy St John przymocowała swe oczy na czole Han Fu i zastanawiał się, czy Han o tym wie. Asterion, którego ciało zostało przystosowane do życia pod wodą, płynął elegancko na górze — jego dłonie z błoną pławną i stopy jak u delfina pracowały z wdziękiem w niewidzialnej wodzie.
Utwór, który teraz słyszysz, przekazało wreszcie reno Gabriela, nie ma tytułu i nie został opublikowany, ale skomponował go Tunku Iskander. Partytura nie jest dostępna w Hiperlogosie, ale nagranie istnieje w archiwach Rival Island, gdzie Tunku wykonywał tę muzykę w ubiegłym tygodniu dla Aristosa MacReady.