Выбрать главу

Niedostępny w bibliotece, lecz zarejestrowany w nieznanym archiwum, pół cywilizowanego świata stąd. Nic dziwnego, że poszukiwania trwały tak długo, prawie cztery minuty. Gabriel wiedział, że Tunku Iskander ma być wprowadzony w szeregi Aristoi jutro i że terminował u MacReady’ego i Dorothy. Gabriel nigdy go nie spotkał ani nie słyszał jego muzyki. Kazał swemu reno zebrać jak najwięcej nagrań i przechować je na później.

Przyjęcie toczyło się dalej, ku finałowi.

Gabriel, z włosami przewiązanymi z tyłu złotą wstążką, samotnie trenował wushu na murawie za Galerią z Czerwonej Laki. Rześkie poranne powietrze chłodziło mu członki. Jego umysł był w oneirochrononie, a Wiosenna Śliwa kierowała formą z dwoma mieczami, sterując jego ciałem z wdziękiem i wyobraźnią. Ciężkie obusieczne miecze cięły przestrzeń, ciach-ciach, a czerwone chorągiewki przyczepione do gard, rysując w powietrzu smocze ogony, wywoływały ponaddzwiękowe trzaski. Gabriel swą podstawową świadomością odbierał niewyraźnie napięcie mięśni, tętno, szorstkość oddechu w krtani, rejestrował obroty, uniki i pozycje wushu, sztuki walki przypominającej taniec, co bardzo odpowiadało psyche Wiosennej Śliwy. Widział, jeśli chciał, źdźbła zielonej trawy, długą perspektywę Galerii z Czerwonej Laki, szare szczyty gór za złotą siecią Labdakos — wszystko wirowało w piruecie… ale jego umysł pozostawał w oneirochrononie, skoncentrowany na Zaangażowanej Ideografii Kapitana Yuana.

Ideografia Yuana oparta była na idei, że pismo wywiera tym większy wpływ, im więcej pobudza zmysłów. Pismo europejskie w starym stylu nadawało się do efektywnego przekazywania danych, ale z trudnością osiągało ten rodzaj oddźwięku psychicznego, na jakim zależało Yuanowi. Powinno nie tylko komunikować, lecz także angażować.

Stare azjatyckie pismo lepiej się do tego nadawało. Ideogramy nie tylko przekazywały słowa, lecz kreśliły — co prawda dość abstrakcyjne — obrazy. W proces tłumaczenia angażowały głębsze poziomy mózgu i korzystniej oddziaływały na świadomość — przynajmniej z punktu widzenia Yuana.

Bezpośrednia Ideografia Yuana, w której Psyche ułożyła dla Marcusa swój poemat poczęcia, oparta była na starych chińskich znakach, przystosowanych jednak do współczesnej gramatyki, słownictwa i środków wyrazu.

Znaki Pośrednie stanowiły jedynie etap do Zaangażowanej Ideografii. Te skomplikowane hieroglify oparto na wyznawanych przez Pierwszych Aristoi poglądach dotyczących struktury ludzkiego umysłu i jej związku z informacją. Były one kolejnym krokiem ku złożoności i symbolizmowi na wyższym poziomie. Przypominały dziwacznie poskręcane glify Majów i schematy obwodów elektrycznych. Ich pierwiastki, modyfikatory i podmodyfikatory zaprojektowane zostały w ten sposób, by uaktywnić jak największą część kory mózgowej. Gdy się ich używało, wymagały intensywnej koncentracji, ale nic lepiej nie służyło przekazaniu dużej ilości informacji w zwięzłej formie. Pismo było niekompletne, gdyż Yuan nie dokończył swego dzieła. Udał się w długą wyprawę do centrum galaktyki, podczas której najprawdopodobniej zginął. Jednak ideografię rozwijało potem na różne sposoby tysiące uczonych i teoretyków informacji.

Używając Zaangażowanej Ideografii, Gabriel projektował oneirochroniczną pieczęć dla Clancy, która umożliwiałaby jej dotarcie do zabezpieczonych obszarów Rezydencji. Wkrótce miał zjeść z nią śniadanie w pokoju Wiosennej Śliwy w Jesiennym Pawilonie, i chciał, by pieczęć była gotowa.

Użył glifu na „różę”, pierwiastka na „czerwienić się”, modyfikatorów na „medycynę”, „muzykę”, „przyjemność” i „miłość”. Chciał wywołać dokładny efekt, stworzyć poemat w formie glifu.

Zdał sobie sprawę, że Wiosenna Śliwa skończyła formę wushu i że jego ciało przybrało pozycję pozdrowienia, a miecze ciążą mu w dłoniach. Kazał swemu reno zanalizować stan ciała. Doszedł do wniosku, że wystarczająco długo trenował, i zawezwał Kourosa, aby wykonał ćwiczenia wyciszające. Daimōn Kouros, dziecię beztroskie i szczęśliwe, nie był za nic odpowiedzialny. Skakanie po murawie i ogrodach — ćwiczenia wyciszające — to coś w sam raz dla niego.

Natomiast sam Gabriel oddał się tworzeniu hieroglifu.

Gdy ćwiczenia dobiegły końca, miał wrażenie, że pieczęć jest gotowa. Wykąpał się, ubrał i kazał podać śniadanie do pokoju Wiosennej Śliwy, gdzie stał zgrabny palisandrowy stół i szafa do kompletu, zawierająca porcelanowy serwis o posrebrzanych brzegach, pomalowany w białe kwiaty śliwy. Wiosenną Śliwę zawsze fascynowały szczegóły botaniczne. Ciemne jedwabne draperie na ścianach pokryto precyzyjnie przedstawionymi roślinami — płatki, słupki, pylniki, a na nich perełki błyszczącej rosy.

Clancy podeszła do drzwi. Gabriel objął ją, pocałował na powitanie i poprowadził do bufetu. Jedzenia wystarczyłoby dla kilkunastu gości. Clancy nalała sobie kawy, wzięła biszkopta, dżemu i skulona usiadła w fotelu haftowanym w kwiaty derenia. Gabriel nałożył sobie na talerz owoce i usiadł przy niej.

Clancy wsłuchiwała się w muzykę.

— Tien Jiang Chun.

— Tak.

— Grałam go przed laty na Darkbloomie. Na uniwersyteckim recitalu. Akompaniowałam przyjaciółce, która śpiewała pieśń do słów Li Jingchao.

Reno Gabriela delikatnie przesiewało życiorys Clancy.

— Grasz na fortepianie, flecie i persefonie.

— Na fortepianie kiepsko, gdyż nie miałam czasu na ćwiczenia. Na flecie zbyt powściągliwie. Na persefonie z nadmierną finezją, gdyż współczesne instrumenty na to pozwalają.

— Komponujesz?

— Nie.

— Powinnaś. Powinnaś znaleźć daimōna, który ci pomoże.

— Nie stworzyłabym nic nadzwyczajnego. — Sączyła kawę. — Jestem natomiast wybitnym lekarzem i chirurgiem, i cholernie dobrym genetykiem. — Powiedziała to obronnym tonem.

— Wiem — oznajmił łagodnie. Ujął jej dłoń i pocałował.

— Marcus — rzekła.

— Tak?

— Czy między wami skończone?

— „Jak się od siebie oddaliłem, od dawna nie widziałem Księcia Changa w mych snach”. — Uśmiechnął się. — Buduję mu dom.

— Dom? Miałeś na myśli posiadłość.

— Zgoda, posiadłość. Czemu nie. Z zachwycającym widokiem, z wielkim pokojem dziecinnym i pomieszczeniem na wszystkie zabawki i gadżety, które tak lubi konstruować.

— Nie buduj mi czegoś takiego, gdy przyjdzie czas.

Wyczuł napięcie w jej ramieniu. Znowu ucałował jej dłoń.

— Nie wybuduję, jeśli sobie tego nie życzysz, Zapłoniona Różo. Architektura to jedna z moich specjalności. Irytuje mnie, gdy nie mogę się jej oddawać.

Uśmiechnęła się do niego.

— Jeśli chcesz, wybuduj mi klinikę. Na asteroidzie, gdzie mogłabym pracować z nano.

Gabriel z przyjemnością odkrywał, że Clancy jest ambitna.

— Powiedz mi, gdzie ją chcesz mieć i co tam ma być, a jest twoja. Teraz. Nie musimy jej traktować jako prezent na rozstanie.

Clancy patrzyła na niego, mrugając.

— Czasami zapominam, że istotnie możesz tego dokonać. Machniesz ręką i zrobione. Z taką łatwością, jakbyś był w oneirochrononie.

— Wymaga to nieco więcej wysiłku, niż mówisz.

— A jednak. Nic cię to nie kosztuje, prawda?

— Dlaczego miałoby mnie kosztować? — Uśmiechnął się, wziął nóż i zaczął obierać cieplarnianą brzoskwinię. — Lubię sprawiać ludziom przyjemność. Mam takie możliwości. Dlaczego nie miałbym sobie pobłażać, zajmując się nieszkodliwą filantropią?