Выбрать главу

Zastanawiała się nad tym, wreszcie wzruszyła ramionami.

— Rzeczywiście. — Teraz w jej głosie usłyszał inne tony. Clancy przekrzywiła głowę. — Powiedziałam Rabjomsowi.

— Mam nadzieję, że dobrze poszło.

— Sadzę, że jest nieco… przygnębiony. — Uśmiechnęła się blado. — Ja również, naprawdę. Rabjoms nie chce stawiać oporu… część z tego to uwarunkowanie, w porządku, ale… — W jej oczach mignęła niepewność. — No cóż, ja również nie chcę stawiać oporu.

Gabriel wstał z krzesła, usiadł naprzeciw niej po turecku i umieścił sobie na udzie jej stopy.

— Jestem zadowolony, Zapłoniona Różo.

Patrzyła teraz niepewnie.

— Czy chcesz, żebym przeprowadziła się do Rezydencji?

— Byłbym zadowolony, mając cię blisko. Goździkowy Apartament jest otwarty, a jego wystrój i kolorystyka doskonale pasują do ciebie.

— Zatem się przeprowadzę.

— Pozwoliłem sobie zaprojektować dla ciebie oneirochroniczną pieczęć, która umożliwi ci dostęp do zabezpieczonych stref, prywatnych przejść i galerii Rezydencji. Włożyłem ci ją do skrzynki i wydałem Rezydencji instrukcje, by udostępniła ci zamknięte strefy.

W jej oczach błysnęło zainteresowanie.

— W Rezydencji są sekretne przejścia?

— Nie sekretne. Po prostu prywatne. Jeśli chcesz gdzieś pójść, nie natykając się na ludzi. — Uśmiechnął się do niej. — Uważam, że to się przydaje.

Patrzyła przez chwilę w swój talerz, potem spojrzała na Gabriela.

— Burzycielu Spokoju, czy możesz mi wyjaśnić, dlaczego jest mi smutno?

Nie potrafił powiedzieć.

— Co mogę zrobić, byś była szczęśliwa? — spytał.

Uśmiechnęła się do niego.

— Powinnam wrócić do pracy.

— Jeśli sobie tego życzysz. Ale wciąż jeszcze mogę ogłosić ogólnoplanetarne wakacje.

Uśmiechnęła się szerzej.

— To nie będzie konieczne.

— Może innym razem — powiedział.

3

LULU:

Wprowadzisz ich, przygotujesz Skórę im rozprujesz Wzdychają i jęczą, bezlitośnie ich ssiesz, I w ten właśnie sposób wygrywasz, jak wiesz.

LOUISE: (refren) Przygotuj mi drinka!

Gabriela znużyło przyjęcie. W Persepolis był wczesny ranek, lecz tutaj wczesny wieczór — spoglądając w dół z Pyrrho, widział światła migoczące na całym kontynencie. Przeszedł z Pyrrho do promu, usiadł w fotelu drugiego pilota i dał znak ręką swemu pilotowi, Białemu Niedźwiedziowi.

— Włącz napęd grawitacyjny — powiedział. — Postaraj się nie rozwalić planety.

— Zrobię, co się da, Aristosie. — Biały Niedźwiedź zaśmiał się basem. Potężny, brodaty, o bladej skórze i jasnoblond włosach, zasługiwał na swój przydomek. Gabriel widział, że mężczyzna jest zadowolony. Gabriel lubił sam pilotować i Biały Niedźwiedź prawie nigdy nie miał okazji wykonywać pracy, do której został najęty.

Gabriel zamknął oczy, gdy Biały Niedźwiedź przebierał palcami po konsoli specjalnie licencjonowanego generatora grawitacyjno-inercyjnego. Biały Niedźwiedź komunikował się z kontrolą ruchu przez swoje reno, oszczędzając w ten sposób Gabrielowi połowę nudnej rozmowy. Prom w zupełnej ciszy odczepił się od Pyrrho i zaczął opadać ku atmosferze.

W głowie Gabriela kłębiły się domysły na temat sekretnych planów Cressidy. Nie miał ochoty teraz się nad tym zastanawiać i oznajmił swemu reno, że chce zajrzeć do skrzynki pocztowej.

Pierwszy pojawił się list od matki, zaopatrzony w najwyższy priorytet. Gabriel zapamiętał to, ale nie odpowiedział.

Rubens prosił o audiencję — Gabriel wyznaczył mu spotkanie na jutrzejszy ranek, po czym posłał na ten temat notatkę Quillerowi, chudemu sekretarzowi o nosie przypominającym dziób.

W jego polu widzenia przepływały dalsze wiadomości. Administratorzy prosili o wyjaśnienia, wskazówki, albo chcieli zepchnąć na swoich przełożonych odpowiedzialność za decyzje. Niektórzy nadskakiwali mu lub schlebiali, inni wyrażali oszołomienie. Wolał już ten ostatni rodzaj listów od pierwszych dwóch. Przekonał się, że nadskakiwanie i pochlebstwa innych są nierozerwalnie związane z jego pozycją. Demos jakoś nie mogli zdać sobie sprawy, że pochlebstwa dla Aristosa znaczą niewiele. Szybko załatwił rutynowe sprawy i po raz kolejny wbił do głowy swym ludziom, że nie chce się zajmować banałami.

Następnie nadeszła prośba od dyrygenta orkiestry z Thanatogenes, w domenie Ariste Dorothy, o pozwolenie wykonania jednego z utworów z cyklu Muzyka dla oka. Gabriel zdziwił się, gdyż Muzyka dla oka przeznaczona była do indywidualnego czytania partytury, nie zaś do publicznego wykonywania. Utwór pisany ku rozrywce, pełen żartów teoretycznych i pomysłów, które mogły docenić jedynie osoby wprawne w czytaniu partytur. Ćwiczenie intelektualne, muzyka wyabstrahowana, mająca tyleż wspólnego z muzyką „rzeczywistą”, co problem szachowy z prawdziwą partią szachów.

Dyrygent myślał prawdopodobnie inaczej. Przedstawił dość wiarygodne wyjaśnienie, że odegranie utworu będzie kształcące i miał zamiar pokazywać partyturę przez oneirochronon jednocześnie z wykonywaną muzyką.

A niech tam. Gabriel wysłał pozwolenie, ale zastrzegł, by słuchaczom jednoznacznie wyjaśniono, że kompozytor nie planował przedstawiania utworu w taki sposób.

Atmosfera szarpnęła promem aż się zakołysał. W brzuchu Gabriela zawirowało.

Zdał sobie sprawę, że odkłada rozmowę z matką. Równie dobrze mógł to już odfajkować.

Therápōn ex-Hextarchōn Vashti była jednym z głównych rodziców Gabriela. Z punktu widzenia prawa miał ich sześcioro, ale geny dzielił tylko z dwojgiem głównych. Swój biologiczny wiek ustabilizowała w okolicach dwudziestki, o kilka lat mniej niż Gabriel. Na swej dekantacji Gabriel wyglądał przypuszczalnie tak jak Vashti w latach dziewczęcych, ale od wieku dziecięcego oboje zmienili swój wygląd i wszelkie podobieństwo zostało zamazane.

Vashti (obraz skiagénosa rozkwitł w mózgu Gabriela) miała ostre przenikliwe spojrzenie, delikatną skórę, modnie przybrązowioną dodatkiem melaniny, wygięte dumne brwi, mające nadawać jej tajemniczy wygląd, i platynowoblond włosy splecione w warkocz tworzący koronę na szczycie głowy. Długie szpilki do włosów i ozdobione kamieniami spinki miały symbole religijne — mandale, półksiężyce, swastyki, i Gabrielowe Oko-Totha. Gdy kilkadziesiąt lat temu wycofała się z życia zawodowego, poświęciła cały swój czas organizacji oficjalnego kultu Gabriela.

— Dobry wieczór — powiedział Gabriel. — A może powinienem powiedzieć Cześć ci, O Vashti Geneteira? Mam nadzieję, że pora jest odpowiednia.

— Dla Geneteiry zawsze jest odpowiednia pora na wizytę Kourosa Athánatosa, jej boskiego potomka.

To oznaczało, jak przypuszczał Gabriel, że Vashti miała widownię. Jej ciało, bez względu na to, gdzie się znajdowała, przybrało prawdopodobnie postawę osoby całkowicie pochłoniętej odbiorem boskich emanacji. Wokół (jak sądził Gabriel) zgromadzili się zapatrzeni wierni.

Mógł się założyć, że to ostatnie zdanie powiedziała głośno, by wszyscy wiedzieli, że właśnie nawiedza ją bóstwo.

Tak jakby w każdej upływającej sekundzie miliardy nie komunikowały się przez oneirochronon.

Gabriel wzruszył ramionami.

— Zrobię wszystko, co potrzebne dla wzmocnienia mistycznego nastroju.