Выбрать главу

— Naturalnie, osobiście podpiszesz to potępienie?

— Muszę najpierw zobaczyć tekst.

Na twarzy Ikony odbiło się zniechęcenie.

— Nie jesteś zbyt poważny, Gabrielu Aristosie.

— Przeciwnie, staram się być dość poważny. Ale nigdy nie jestem zasadniczy.

Zdawała się nie dostrzegać tej różnicy. Pociągnęła nosem, odwróciła głowę i poszła szukać życzliwszych słuchaczy.

Na Pyrrho Gabriel uśmiechnął się w sposób, w jaki nigdy nie pozwoliłby uśmiechnąć się swemu skiagénosowi. Obrażanie Ikony Cnót miało w sobie coś ze sztuki — chodziło o to, by się jej pozbyć, ale by nie okazać grubiaństwa.

Za okazywanie grubiaństwa Ikona wymierzała kary.

Dobrze, że przynajmniej nie był jej sąsiadem — mogłaby go torturować przewlekłymi negocjacjami i bombardować petycjami w sprawie emigrantów, których nazywała zbiegami. Według niej zdezerterowali, nie zwróciwszy pieniędzy zainwestowanych w nich przez Wspólnotę Cnót.

Teoretycznie podróżowanie w Logarchii nie było niczym ograniczone. Ikona nalegała, by wprowadzić nie „ograniczenia”, lecz „podatki”. Ta subtelna różnica umykała uwagi osób usiłujących opuścić jej strefę.

Domena Ikony była największą ze wszystkich domen — jeśli chodzi o powierzchnię planet i habitatów. Jednak mieszkało tam zbyt mało ludzi, gdyż brakowało chętnych.

Istniały po temu powody.

— Jak możesz to wytrzymać? — Wizerunek Akwasibo przemknął na skraju pola widzenia Gabriela.

Gabriel odwrócił się w jej kierunku. Jej szyja, jak szyja Alicji, skróciła się i głowa z powrotem znalazła się na karku.

— Mam w tym wprawę — odparł Gabriel.

Akwasibo spojrzała w ślad za Ikoną Cnót i wykrzywiła się z niesmakiem.

— To, jakby Stalin został papieżem — powiedziała.

Daimony Gabriela dusiły się od niepowstrzymanego śmiechu.

— Trzeba wziąć pod uwagę — stwierdził Gabriel — że żadne słowo wypowiedziane na tym przyjęciu nie pozostaje całkowicie twoją własnością. Oczywiście Demos i Theráponi są wykluczeni, ale każdy Aristos może odtworzyć je z pamięci Hiperlogosu. Niewątpliwie niektórzy posuną się do tego. Może zrobi to pani, którą mamy na myśli. — Gabriel dobrze ją znał i wiedział, że uczyni to z całą pewnością.

— Ja się tym nie przejmuję. Moja domena będzie bardzo daleko od jej domeny.

— Ale to nie oznacza, że przestaniesz mieć z nią do czynienia. I jeśli nie wydasz wyraźnego zakazu, w każdym habitacie twej domeny wyrosną wściekle prozelityczne Świątynie Cnót.

— To pozwala nam zrozumieć punkt widzenia Tomasza Torquemady, prawda?

Gabriel postanowił oszczędzić Akwasibo i nie opisywać jej nieuniknionych skutków przedłużania rozmowy na ten temat. Na przykład tego, że zostałaby potępiona przez wszystkie kazalnice Cnót.

— Czy wybrałaś już sobie domenę?

— Owszem, będę zdobywała nowe tereny, tak jak ty. Żal byłoby roztrwonić to, czego się od ciebie nauczyłam.

— Rad jestem, że okazałem się użyteczny.

— Na początek tylko trzy planety. Gdy tu skończymy, kompletuję swój zespół terraformistów.

Gabriel poczuł nostalgię. Wspomniał własne pionierskie czasy, gdy wytyczał granicę swej nowej domeny. Illyricum, Vissarion, Cos, Lascarios, Brightkinde — te wszystkie planety upodobnił do Ziemi, dostosował, ustabilizował, wreszcie zaludnił i zarządzał nimi, wraz z habitatami w przestrzeni kosmicznej i szelfami kontynentalnymi. Gdy liczba ludności wzrastała, ograniczył bezpośrednie kierowanie i pozwolił Demos wybierać własnych przywódców do wszystkich zadań, z wyjątkiem tych najważniejszych.

Jedynie Brightkinde nadal zarządzane było przez Hegemona — bezpośrednio wyznaczonego gubernatora. Za kilka tygodni mają się tam odbyć wybory parlamentu oraz premiera i Hegemon przekaże im pieczęć swego urzędu.

I na tym koniec. Ostatnie miejsce, gdzie nadal jeszcze bezpośrednio sprawował władzę. Duszę wypełniły mu wspomnienia.

Nie był jednak aż tak sentymentalny, by ponownie przechodzić podobną drogę. Budowanie świata od podstaw kosztowało wiele trudu.

Akwasibo opowiadała dalej:

— Mój Boże, otrzymałam już prawie pięćdziesiąt milionów zgłoszeń. Nawet jeśli odrzucę tych, których nie chcę…

— Otrzymasz trzysta milionów dalszych. Tak było w moim przypadku.

Na ułamek sekundy ogarnęło ją przerażenie.

— Dobrze, że wielokrotnie to robiono. Wszystko jest w bazie danych. Dokładnie: ilu potrzeba w pierwszym rzucie elektryków, hydraulików, wprawnych marynarzy, kosmetyczek-robotów. — Uśmiechnęła się. — Może gdybym całkowicie zignorowała przeszłość i ułożyła własną listę, moje życie stałoby się bardziej ekscytujące, w duchu Astoreth.

No cóż, pomyślał Gabriel, ostrzegałem ją, by nie prowadziła niedyskretnych rozmów w tym otoczeniu, ale ona jest uparta.

Może nie powinien pozwolić, by dłużej kojarzono go z tym szaleństwem. Nie jest już przecież jego uczennicą.

— Wybacz mi, ale dostrzegłem kogoś, z kim muszę zamienić kilka słów — powiedział.

Powędrował przez komnatę, zagadując różnych Aristoi. Rozmawiał z gospodarzem, Tallchiefem, który pokazał mu plany nowego habitatu. W domenie Tallchiefa nie było planet, tylko wielka flotylla kosmicznych habitatów. Odwiedzały poszczególne miejsca, prowadziły handel i przemieszczały się dalej. Tallchief pokonywał drogę na obrzeżach Logarchii i spodziewany był w domenie Gabriela za siedemdziesiąt lub osiemdziesiąt lat. Gabriel zapewniał, że cieszy się z jego wizyty, zaproponował wszelkie udogodnienia, a Tallchief uśmiechał się i dziękował. Gabriel ruszył dalej.

Spotkał Cressidę przechadzającą się spokojnie wśród gości. Pozdrowił ją Postawą Formalnego Szacunku.

Jak zwykle, ubrana była w prosty praktyczny strój. Jej skiagénos korzystał ze standardowego oprogramowania i nie posiadał wyrafinowanych modułów obecności, jakimi posługiwali się prawie wszyscy.

Cressida odpowiedziała na pozdrowienia Gabriela. Oceniła ubiór Gabriela jasnym, zimnym wzrokiem.

— Twoje upierzenie jest jak zwykle jaskrawe.

GABRIEL: Wszyscy w gotowości.

AUGENBLICK: Skiagénoi są trudni do czytania. Jej skiagénos jest schematyczny, pozbawiony indywidualności, co jeszcze bardziej utrudnia czytanie.

GABRIEL: Mów to, co zdołasz wywnioskować.

AUGENBLICK: Jest bardzo opanowana, jednak mniej niż w tamtej nagranej transmisji. Ta Cressida nie została poddana edycji. Mowa jej ciała wyraża uprzejmość, lecz również powściągliwość. Oddech i puls nieco przyśpieszone, źrenice zwężone. Jest bardzo czujna.

DESZCZ PO SUSZY: Czy rozmawiamy z daimōnem?

AUGENBLICK: Prawdopodobnie nie. Ograniczona Osobowość doskonale potrafi prowadzić prostą formalną rozmowę, ale OO wykazywałaby prawdopodobnie większe zdenerwowanie, próbując się odpowiednio zachowywać w otoczeniu tak wielu Aristoi.

GABRIEL: Może ona przebywa tu od niedawna?

AUGENBLICK: W takim razie szybko się zdemaskuje.

GABRIEL: Są jakieś wnioski?

AUGENBLICK: W zasadzie nie ma żadnych. Nie sądzę, by była opanowana przez demony.

— Ubieram się, wierząc, że strój odzwierciedla duszę.

— Ach. — Ton jej głosu sugerował, że ona sama niezbyt w to wierzy.

Gabriel zdawał sobie sprawę, że Cressida nigdy nie miała do niego cierpliwości. Jej kontakt za pośrednictwem Rubensa należało zatem uznać za coś bardzo niezwykłego.