Nienaruszalna Pieczęć Hiperlogosu złamana. Dobrze. Gabriel przynajmniej teoretycznie — chciał od tego wyjść i wnioskować wstecz.
— Zastanawiałaś się nad tym dłużej niż ja. Do jakich doszłaś wniosków?
— Istnieje nadająca się do życia planeta wokół gwiazdy, która, jak utrzymuje Saigo, ma wybuchnąć. Sądziłam, że może tam mieszkać… inny gatunek.
Gabriel również o tym pomyślał. Nigdy dotychczas nie napotkano złożonych form życia, które nie pochodziłyby od istot ziemskich, ale to nie oznaczało, że w ogóle jest to niemożliwe.
— Czy twoje oryginalne dane to potwierdzają? — zapytał.
— Niezupełnie. Pierwotne badania wykazały, że atmosfera zawiera CO, CO2 i dużo wolnej siarki. Temperatura powierzchni waha się w okolicach dwustu stopni Celsjusza i cały tlen jest związany w tlenosiarczkach węgla. Nie twierdzę, że w tych warunkach życie jest zupełnie niemożliwe, ale, do cholery, byłoby to bardzo niezwykłe życie.
— O co jeszcze mogło mu chodzić?
— W tym rejonie są setki gwiazd. Nawet zniekształcone dane Saiga wykazują, że wiele z nich ma planety nadające się do życia po terraformacji. Myślę… — zawahała się — że on tworzy tam życie. Zupełnie nowe życie. Albo prowadzi takie eksperymenty z ludzkimi genami, jakich nigdy byśmy nie zaaprobowali. Jest specjalistą od ewolucji gwiazdowej i od ewolucji ludzkości. Wiele publikował na temat ludzkiego genomu.
— Ma prawo robić tego typu rzeczy u siebie. My możemy to potępiać, ale nie możemy mu tego zabronić.
— On robi niebezpieczne rzeczy, przypuszczam, że używa nano-mataglapa.
Na dźwięk tego słowa Gabrielowi przebiegł po krzyżu dreszcz.
— Nie wiemy dokładnie, co on robi — ciągnęła Cressida — ale na pewno majstruje przy Pieczęci, co sprawia, że do niczego w Logarchii nie można mieć zaufania. Prawie każda tachlinia przechodzi przez system przełączeń w Hiperlogosie. Nawet nasza prywatna chroniona łączność. Pieczęć Aristoi jest nieefektywna, jeśli złamana jest Pieczęć Hiperlogosu. Uzyskał dostęp do wszystkiego i wszystkim może manipulować. Cała nasza cywilizacja oparta jest na wolnym i nieograniczonym dostępie do danych. Nawet Pieczęć Aristoi przestaje działać, gdy Aristos, który ją założył, umiera lub przechodzi na emeryturę. Saigo może zmieniać dane, przekazywane wiadomości… samą historię. I nie wiemy, czy robi to w pojedynkę czy z innymi.
Zimny wiatr powiał wśród nadmorskiej trawy. Słońce schowało się za ciemny horyzont. Na Pyrrho Gabriel zadrżał.
— Ale dlaczego właśnie mnie o tym informujesz? — spytał.
— Jesteś najbliżej Sfery Gaal. Pomyślałam sobie, że bez wiedzy Saiga mógłbyś obserwować wydarzenia w tamtym rejonie. Może ze swojego własnego układu, na przykład wysyłając sondy. — Uśmiechnęła się zażenowana. — Poza tym musiałam to komuś powiedzieć. Najlepiej komuś nie związanemu z Saigiem.
Reno Gabriela odtwarzało życiorys Saiga. Był to mężczyzna prawie sześćsetletni, związany z nieprawdopodobną liczbą ludzi. Dopiero w ostatnim stuleciu zamknął się w sobie.
— Nie wiem, co robić, Gabrielu. Nie jestem konspiratorką ani politykiem, ani ideologiem. Chcę jedynie znać prawdę. A Saigo manipuluje prawdą.
— Powinnaś to wszystko przedstawić innym.
— Nie wiem, kto jest w to zaangażowany. Co się stanie, gdy poślę wiadomość przez Hiperlogos do wszystkich Aristoi, a Saigo lub któryś z jego wspólników przerwą wszystkie połączenia? A jeśli przejmą Hiperlogos? Cała ludzka wiedza będzie kontrolowana przez jednego człowieka albo przez małą grupkę. A jeśli to oznacza wojnę między dwiema grupami Aristoi?
Na Pyrrho Gabriel poczuł suchość w ustach.
— Nigdy nie prowadziliśmy wojny — rzekł.
— Mamy do dyspozycji potencjalnie wiele uzbrojenia, generatory grawitacji zakrzywiające przestrzeń i materię, nano-mataglapy mogące pochłonąć całe planety w taki sam sposób, w jaki została pochłonięta Ziemia1. Co się wówczas stanie z naszymi zobowiązaniami wobec Demos?
Umysł Gabriela wirował. Daimony wrzeszczały, by zwrócić na siebie uwagę, lub bajdurzyły coś beznadziejnie między sobą.
— Musimy się nad tym zastanowić — powiedział Gabriel. — Musimy to przemyśleć.
— Może założyć sieć prywatnych tachlinii, podobnych do tej, jaką teraz macie z Cressidą — odezwał się Horus z zimną logiką. — Kontrkonspirację.
— Ale z kim się skontaktować? — zastanawiał się Gabriel.
— Zbyt długo byliśmy nieobecni na przyjęciu — rzekła Cressida. Nigdy nie ukrywałam faktu, że mam nagrane nie obrobione dane. Moje kody dostępu są na Hiperlogosie. Gdy odkryłam tamtą rozbieżność, weszłam do Hiperlogosu i bardzo starannie sprawdzałam dane wraz z zapisem, kto miał do nich dostęp. Jeśli więc Saigo był tym zainteresowany, dowiedział się, że ja wiem.
— Jeśli był tym zainteresowany, wiedział o tym trzy miesiące temu.
— Gdy to wszystko zbadałam, zaszyłam się w swym orbitalnym laboratorium Sanjay. Jest tam zaledwie kilku ludzi i bardzo ściśle mogę kontrolować dostęp. Wszystkie sprawy załatwiałam przez oneirochronon, ale to nie może trwać wiecznie.
— Nie. — Gabriel był wstrząśnięty tym, że Cressida uważała, iż znajduje się w niebezpieczeństwie.
— Zaraziła nas! — Augenblick był oburzony. — Jeśli jej coś zagraża, nam też to grozi!
— Nie powinna wyciągać nas z przyjęcia — powiedział Horus. — Ta łączność powinna pozostać prywatna od początku do końca.
Gabriel z wdzięcznością zmienił ubranie na medyjską pelerynę.
— Gdy ponownie będziemy rozmawiać — powiedział — nie powinniśmy przełączać się z ogólnej sieci Hiperlogosu na nasze prywatne linie.
Oczy Cressidy rozszerzyły się nagle.
— Och, nie pomyślałam…
— To może nie mieć znaczenia. Decyzję dotyczącą Sfery Gaal podjęto przed wiekami. Już dawno temu Saigo mógł dojść do wniosku, że nigdy nie zajrzysz do oryginalnych danych, skoro te obrobione udostępnił w Hiperlogosie.
Daimony Gabriela wyraziły niedowierzanie.
— Nie mam zdolności konspiracyjnych — stwierdziła Cressida. — Mówiłam to na wstępie.
— Znajdź daimōna, który jest w tym dobry.
— Próbowałam.
— Ustalmy termin kolejnej rozmowy. Chciałbym to wszystko przemyśleć.
Umówili się na następny wieczór po przyjęciu. Cressida otworzyła drzwi na ganek i wyszli do sali recepcyjnej.
— Przesadna interpretacja mojego poglądu! — mówiła Astoreth. — Niemal parodia! — Przemawiała do pary złotych kocich oczu przytwierdzonych do wolno opadającej barwnej kuli Tallchiefa. Na wyszukanym kapeluszu Astoreth zakołysały się pióra. Jej skóra miała ładny odcień fioletu. Astoreth zwróciła się do Gabriela, który właśnie wszedł. — Jestem oburzona!
Opadająca sfera uderzyła w podłogę i pękła. Wypadło z niej kilka instrumentów muzycznych. Zaczęły szaleńczo grać, jakby usiłowały zmieścić cały koncert w trzysekundowej erupcji. Zakończyły krótkim dźwiękiem dud i zniknęły.
Kocie oczy Dorothy St John wypłynęły z chaosu. Gabriel zwrócił się do Cressidy i uformował swego skiagénosa w Postawie Formalnego Szacunku. Odpowiedziała mu tym samym.
— Jestem oburzona! — powtórzyła Astoreth z naciskiem. Gabriel zwrócił się do niej.