Выбрать главу

— Wydaje mi się, że masz jakieś plany, ale nie mam pojęcia, co to takiego. Nie potrafię również określić, czy rzeczywiście łączyło cię coś z Cressidą, czy tylko służy ci za przykrywkę twoich rzeczywistych zamiarów. Gdyby prawdą był ten drugi przypadek, wówczas… — wskazała na skromny pokój — jest to w złym guście, Płomieniu. Wolałabym, żebyś tego poniechał.

Gabriel tylko na nią popatrzył.

— Wszyscy wiedzą, że Cressidą kogoś do ciebie posłała — powiedziała Dorothy St John. — Ale przecież nie byliście ze sobą blisko, nikt nie może pojąć, o co w tym chodziło. Ta historia ze spiekiem ceramicznym jest bez sensu. Rubens mógłby ci go zademonstrować przez oneirochronon.

— Co ludzie mówią na temat Cressidy?

— Wolałabym, żebyś najpierw odpowiedział na moje pytanie.

Gabriel uśmiechnął się do niej.

— Proszę cię. Zaspokój moją ciekawość.

— Możesz sobie sprawdzić zapisy w Hiperlogosie. Wszystkie spotkania i przyjęcia są zarejestrowane w zbiorze. Możesz podsłuchać każde słowo.

— Wolę komunikację w czasie rzeczywistym.

Gdyż, pomyślał, nagrania mogą być poddane edycji, jeśli Pieczęć Hiperlogosu jest naruszona. Naturalnie, gdy będzie miał czas, zajrzy tam przy okazji.

Dorothy St John patrzyła na niego sceptycznie.

Przyjął Pozę Pokory.

— Proszę, Ariste — powiedział. — Mój czas jest cenny.

— A mój nie? — Spojrzała na niego, potem wzruszyła ramionami i usiadła na kanapie. Nachyliła się ku niemu. — Nikt nie chce rozmawiać o Cressidzie. Sądzę, że oni podejrzewają, iż ktoś zaaranżował śmierć Cressidy. Nikt jednak nie wie, dlaczego i kto, i nikt nie chce, by jego rozmowa na ten temat została zapisana, więc rozmawiają o tobie, Płomieniu. Dlaczego się w ten sposób zachowujesz, dlaczego opuszczasz swą domenę?

— Czy powiedziałem, że opuszczam swą domenę?

— A nie opuszczasz?

Wzruszył ramionami.

— Niekoniecznie.

— Jesteś najgorszym podróżnikiem w całej Logarchii. Dlaczego to robisz?

— Co jeszcze mówią ludzie?

— To wszystko mówią publicznie. A co mówią w prywatnych rozmowach pod Pieczęcią, tego nie wiem.

Ktoś to wie, zauważył Deszcz po Suszy.

— Powiedz, co podejrzewasz — spytała Dorothy St John.

Najlepiej, gdyby każdy zaczął niuchać wokół siebie, pomyślał Gabriel. Jeśli udałoby mu się zainteresować wiele osób, które przeprowadziłyby swe własne śledztwa, prawda mogłaby wyjść na jaw i nie musiałby narażać nikogo na niebezpieczeństwo.

— Uważam, że śmierć Cressidy była niepotrzebna i bezsensowna — powiedział Gabriel. — I chyba jestem jej to winien… — Takim samym jak Dorothy St John gestem wskazał wiejski salonik. — Jestem jej winien, by coś w tej sprawie zrobić.

— Mianowicie?

— Mianowicie? — powtórzył. — To wszystko.

— Płomieniu — powiedziała karcąco. — Czy Cressida cię do tego zobowiązała? Ledwo ją znałeś. Weź pod uwagę, że ludzie zajrzą do nagrań, by poszukać jakichś powiązań.

Gabriel tylko wzruszył ramionami.

— Skąd wiedziałeś o tym miejscu? Jeśli tu kiedykolwiek wcześniej zajrzałeś, Hiperlogos będzie miał zapis na ten temat.

— Powiedział mi o nim Therápōn Rubens.

Przyjrzała mu się bliżej z zaniepokojonym wyrazem twarzy.

— Mam nadzieję, że wiesz, co robisz, Aristosie Gabrielu Wissarionowiczu.

— Ja również. — Wstał z fotela i podał jej ramię. — Wrócimy na przyjęcie Nieskazitelnej Drogi?

Dorothy wstała również, wzięła go pod rękę, nie udało jej się zmienić wyrazu twarzy.

— Dziękuję ci za otwartość — powiedział.

— Ja natomiast nie dziękuję ci za twoją.

Uśmiechnął się, skłonił.

— Musisz tu chyba jeszcze trochę pokrążyć.

— Teraz mam więcej powodów do krążenia niż zazwyczaj.

— Powiesz mi, jeśli coś ciekawego usłyszysz?

— Powiem ci, jeśli ty mi powiesz.

— Jeśli wytropię coś pewnego, zawiadomię cię. Obiecuję — powiedział.

Przyjęcie Nieskazitelnej Drogi pochłonęło Gabriela; Dorothy St John zmieniła się w pieczęć dyndającą mu przy pasie. Spojrzał na drzwi i, zamykając je szczelnie, powtórzył:

— Obiecuję.

Przyrzeczenie to skierował nie przed siebie, ale do tyłu, do kobiety, która tak starannie zbudowała oneirochroniczny domek na plaży, która umiłowała prawdę i wysłała go na jej poszukiwanie.

Obiecuję.

Monarcha chciwy Odgłos chełpliwy Słucha, poi się rozkoszą, A gdy go coraz pochlebstwa unoszą, Sądzi się niebian płomieniem, Mniema, że głowy ruszeniem (O, zbyt ślepy i zuchwały) Trzęsie świat cały.

Wypowiadając te słowa, patrzył, jak znikają w transmiterze Flety. Usunął je ze swego implantowanego reno, sprawdził, że w żadnym pliku nie ma ich kopii.

Kolejne zabezpieczenie, jeszcze jeden środek ostrożności.

Miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał tego wykorzystać.

Yaritomo wydeptał już łyse miejsce na trawniku przed Widmową Maską. Gabriel stał za wybijanym turkusami łukiem i obserwował, jak młody Therápōn ćwiczy wushu.

Najwyraźniej sprawą zajmował się Płonący Tygrys. Młodzieniec wykonywał agresywne, gniewne ruchy. Daimōn warczał przy każdym ataku, oczy błyszczały mu wściekłością.

A potem ruchy zmieniły się nagle, jakby je formował inny duch. Yaritomo wyprostował się, niczym żuraw stanął na czubkach palców, wyciągnął szyję, uniósł podbródek. Ruchy rąk i nóg stały się precyzyjne, niemal pedantyczne.

Inny daimōn musiał władać teraz jego ciałem.

Gabriel wszedł do Cienistego Klasztoru i zbliżył się do młodzieńca. Zobaczywszy go, Yaritomo zamarł, twarz ściągnęła mu się w przesadnym wyrazie podejrzliwości, ale zaraz się rozluźniła i tożsamość Yaritoma powróciła do ciała, które przyjęło swobodniejszą Drugą Postawę Formalnego Szacunku.

— Ktoś nowy, jak widzę — rzekł Gabriel.

— Teraz szybko przychodzą, Aristosie — odparł Yaritomo. Pot wystąpił mu na skórze, klatka piersiowa falowała ze zmęczenia. — To był już trzeci, nazwałem go Starzec Ali, na wzór bohatera opowiadania.

— Bardzo stosownie.

Gabriel przyglądał się chłopakowi. Gdy Yaritomo odkrył mieszkające w nim osobowości, zaczął częściowe kodowanie ich cech w swym implantowanym reno. W ten sposób będzie miał do nich łatwiejszy dostęp. W reno zostanie również zarezerwowane miejsce na własne prace daimonów, by pod różnymi priorytetami mogły uruchamiać przydzielone im przez Yaritoma zadania.

— Therápōnie, mam dla ciebie polecenie.

Yaritomo wyprostował się w Zasadniczej Postawie Formalnego Szacunku.

— Słucham, Aristosie.

— Uwalniam cię od wszystkich obowiązków demiourgosa, byś mógł podjąć specjalne zadanie. Przygotuj swe osobiste rzeczy oraz wszelkie materiały potrzebne ci do kontynuowania nauki i przenieś je do Obszaru Załadunkowego numer Siedem Portu Labdakos o godzinie dziewiątej zero zero za dwa dni. Dołączysz do innych Theráponów i weźmiesz udział w długiej wyprawie kosmicznej na statku Pyrrho. Spędzisz w kosmosie okres od roku do dwóch.

Yaritomo z wysiłkiem usiłował zapanować nad swymi myślami. Gabriel uważał go za odpowiedniego kandydata do tej podróży. Mężczyzna był młody, bez powiązań rodzinnych, zatem wolny, a rok czy dwa lata szkolenia pod kierunkiem Aristosa dobrze mu zrobią.

Gabriel przyjął Postawę Władzy.