— Para złotych kocich oczu — powiedziała para złotych kocich oczu patrząca z pobliskiego filaru.
Akwasibo nie mogła ukryć zaskoczenia. Gabriel, który miał w tych sprawach znacznie większe doświadczenie, potrafił się zamaskować.
— Nie cierpię tego! — zaskomlała Wiosenna Śliwa.
— Witaj, Dorothy St John Ariste. — Gabriel przyjął Postawę Formalnego Szacunku. — Jak się trzymasz?
— Kociocheshirskie dzięki. A ty?
— Trzymam się w kupie, nie oddzielnie — odparł Gabriel, mając na myśli siebie i swe daimony.
— Miło mi to słyszeć, Płomieniu. — Oczy odczepiły się od filaru i popłynęły między Gabrielem i Akwasibo. Cyrus i Wiosenna Śliwa wygłosiły komentarze na temat bursztynowych ogników w oczach. Augenblick narzekał na brak wskazówek, jakich zwykle dostarczała mu mowa ciała. — Czy słyszałeś, co knuje Astoreth i jej klika?
— Nie.
— Uważają, że źle spełniamy swe obowiązki, źle wychowujemy i kształcimy Theráponów i Demos. Albo odnosimy zbyt wielkie sukcesy. Zdaje się, że same nie mają pewności w tej sprawie. W każdym razie chcą dokonać zmian.
— Myślałem, że krytyka Astoreth ma głównie charakter estetyczny.
— Chyba doszli do wniosku, że ich poglądy mają również aspekt polityczny.
— Kto w tym bierze udział?
— Astoreth. Ctesias. Drogocenny Jadeit. Han Pu.
— Z wyjątkiem Astoreth, wszyscy są młodzi — stwierdził Gabriel.
— Nie są młodsi od ciebie. Nie umniejszałabym wagi tej sprawy, sprowadzając ją do konfliktu pokoleń.
— Nie miałem zamiaru jej umniejszać. — Gabriel patrzył w szparki źrenic. — Co sądzisz o ich pomysłach?
Oczy zatrzepotały jak skrzydła motyla.
— Mają trochę racji, ale wyrażają ją ze zbyt wielką siłą, by pozyskać znaczące poparcie wśród Aristoi. Metoda zbyt konfrontacyjna.
— Astoreth zawsze tak postępowała.
— Pożałuje tego w końcu. Gdyby przez dziesięciolecia zbierali dane, a potem wyciągnęli wnioski, ich pomysły miałyby solidniejsze podstawy. A tak, ich zamiary sprawiają wrażenie raczej artystycznego porywu niż idei politycznej. Jeśli nie będą potrafili umotywować przesłanek, nikt nie potraktuje poważnie ich wniosków.
— Niech mnie nikt nie posądza o to, że oczerniam artystyczne porywy — rzekł Gabriel.
— Nie spodziewam się tego po tobie, Płomieniu. — Oczy mrugnęły. Dorothy St John odfruwała. — Powinnam przyczepić się do innej powierzchni i zobaczyć, jakie wiadomości uda mi się zebrać.
— Powodzenia.
— Miło mi, że cię poznałam. — Akwasibo wyciągnęła szyję, patrząc w ślad za złotymi oczami. (— Aha! — powiedział Cyrus. — Mówiłem ci, że to umyślne).
— Nie słyszałam o tych wszystkich wydarzeniach politycznych — zwróciła się Akwasibo do Gabriela.
— Potrafimy zachowywać je dla siebie — odparł Gabriel. — Jeśli jest coś, czego lud nie powinien oglądać, to na pewno wrzeszczących na siebie Aristoi.
Oczy Akwasibo zwęziły się lekko.
— Wrzeszczycie?
— Ja nie. Kiedy jednak dyskutujesz z kimś takim jak Ikona Cnót czy Sebastian, masz ochotę wrzeszczeć, prawda?
— Rozumiem twój punkt widzenia.
— Powinienem złożyć wyrazy szacunku Pan Wengongowi. Czy mam cię przedstawić?
— Poznałam go już wcześniej. — Rozejrzała się, podziwiając widok Apadany. — Nieźle to zbudował, prawda?
Gabriel zaśmiał się.
— Powinnaś zobaczyć, co zrobił w Aleksandrii, Bizancjum i Pekinie.
Gabriel z Manfredem przy nodze wszedł do Skrzydła Biomedycznego Rezydencji i przekroczył niewidzialne sterylizujące drzwi.
Therápōn Hextarchōn Marcus leżał wygodnie na miękkiej kanapie w owalnym teatrze operacyjnym wyłożonym geometrycznymi czarno-białymi kafelkami. W fotelach na górze nie było widzów. Na miejsce podjechały proste narzędzia chirurgiczne, schowane w ciemnej drewnianej szafce rozjaśnionej boazerią i srebrną inkrustacją. Nad szafką wisiała waza ze świeżymi kwiatami słonecznika, niczym promienne odwiedziny z Arles.
Marcus miał na sobie granatowy szlafrok, na którym między szeregiem wiszących korynckich kolumn śmigały stada białych ptaków. Jego skóra była blada, włosy, oczy i rzęsy — czarne. Obok niego na stołku siedziała Clancy — Therápōn Tritarchōn w Skrzydle Biomedycznym. Trzymała rękę Marcusa. Gdy wszedł Gabriel, wstała i przyjęła zwyczajową Drugą Postawę Formalnego Szacunku. Na jej różowej cerze wystąpiły rumieńce zadowolenia.
Leżący na stole Marcus, również usiłował przybrać podobną pozycję.
Gabriel pocałował ich oboje na powitanie. Na widok Marcusa poczuł ciepło w sercu.
— Przyniosłem ci prezent — powiedział. Z długich rudych włosów wyjął parę spinek z kości słoniowej i srebra i ofiarował je Marcusowi. Z kości słoniowej wyrzeźbiono model DNA. Na każdej z długich, delikatnych spiral umieszczono reliefową podobiznę Gabriela, Marcusa oraz twarze przypominające ich obu.
— Kod genetyczny naszego dziecka został utrwalony mikrozapisem na srebrze — powiedział Gabriel.
Blada twarz Marcusa zarumieniła się z zadowolenia. Z wdzięczności całował Gabriela po rękach. Usiadł. Gabriel leniwie przeczesywał dłonią jego włosy. Manfred wskoczył na kanapę między nogi Marcusa, który uścisnął psa na przywitanie. Gładził zwierzę po karku i uszach.
— Czy mogę przeczytać kod? — spytał.
— Jeśli chcesz — odparł Gabriel. Wziął od Marcusa spinki i wpiął pierwszą. Zmarszczył czoło, przesunął ją na miejsce, które wydało mu się lepsze. — Ale poznasz stąd płeć dziecka. Myślałem, że nie chcesz tego wiedzieć.
Marcus nachmurzył się.
— Postaram się nie patrzeć na tę informację. Obejrzę tylko całą resztę.
— Stworzyłem mniej więcej przypadkową mieszaninę naszych genów — klasyczną zygotę. Niczego nie dodałem. Niczego nie odjąłem. Zagwarantowałem tylko, że embrion nie ma defektów genetycznych. Raczej nie dowiesz się niczego szczególnego, studiując kod. — Gabriel umieścił drugą spinkę na miejscu i obserwował wynik. — Denerwujesz się? — spytał.
GABRIEL: Reno, podaj mi, proszę, puls i ciśnienie Marcusa. ‹Priorytet 2›
— Nie tak, jak się spodziewałem.
Sygnały życiowe Marcusa wskazywały, że jest on nieco zdenerwowany.
— Połóż się — powiedział Gabriel. — Może kanapa zrobi ci masaż.
RENO: ‹Priorytet 2› dołączenie z reno Biomedu.› ‹Połączenie przez reno Marcusa› Puls 87, ciśnienie 150 na 88.
GABRIEL: Reno, aktualizuj te dane. Horus. Miś. Cyrus. Wiosenna Śliwa. Psyche. ‹Priorytet 2›
HORUS: ‹Priorytet 2› Do usług.
MIŚ: ‹Priorytet 2› Do usług.
WIOSENNA ŚLIWA: Priorytet 2› Do usług.
PSYCHE: ‹Priorytet 2› Do usług.
— Nie zakłóci to procedury?
— Ani trochę.
Marcus odchylił się w kanapie. Cichy szum oznaczał, że wywołał funkcję głębokiego masażu. Zamknął oczy i z widocznym wysiłkiem zawezwał daimony. Gabriel wezwał swoje, te, które według niego mogłyby być zainteresowane procedurą. Spojrzał na Clancy. Nad jej ramionami jaśniały słoneczniki.
— Dziękuję ci za ofertę pomocy. — Gabriel nigdy nie robił dyplomu lekarza i teraz chciał dla formalności mieć lekarza przy sobie.
— Cała przyjemność po mojej stronie. — Clancy pogłaskała Marcusa po ramieniu, które osłaniał szlafrok. Uśmiechnęła się do niego. Na Darkbloomie robiłam to kilka razy.