Выбрать главу

Nadal czuł fantomatyczny zapach kwiatowych płatków. W głowie rozbrzmiewała mu melodia.

Zaczynają się teraz wielkie przygody, pomyślał.

8

PABST:

Ja to zaprojektuję Ja puszczę w ruch W ich słabości odnajdę Prawdę, słowo, wściekłość.

Cuda następowały jeden po drugim. Gwałtowny cud grawitacji przetransportował Pyrrho wraz z całą załogą — liczącą trzydzieści pięć osób — przez kilka układów gwiezdnych. Pozostawili za sobą skonstruowane przez Fletę boje komunikacyjne. Prześledzenie przepływu informacji przez sieć tachliniową choć trudne, było możliwe i Gabriel starał się zacierać za sobą ślady.

Na cztery dni Pyrrho zacumował na orbicie wokół jednego ze słońc, w domenie Maximiliana, w odległości czterdziestu lat świetlnych od Illyricum. W układzie tej gwiazdy nie było ludzi, i o to właśnie chodziło Gabrielowi.

Pyrrho opadł na orbitę synchroniczną z pobliskim, nie zaznaczonym na mapie asteroidem, i tam Gabriel dokonał kolejnego cudu.

Zasiał na asteroidzie ciąg starannie dobranych zespołów nano i zbudował ogromny, potężny okręt wojenny.

Wykorzystał do tego już dostępne plany konstrukcji nanotechnicznych, niewiele więc miał do roboty i musiał jedynie uważać, by wypuszczane mikromechanizmy lądowały we właściwej sekwencji. Podstawowe prace projektowe wykonały dawno temu poprzednie pokolenia. Obecnie wszelkie lekarstwa, surowce, związki chemiczne można było wytwarzać tanio i w dowolnych ilościach. Ambitniejszym twórcom pozostało jedynie pomysłowe zastosowanie znanych podstawowych projektów. Przez wiele lat Theráponi Gabriela dostarczali mu starannie opracowanych projektów nanomechanizmów, które z kup ziemi piętrzących się na działce budowlanej potrafiły wybudować biurowce gotowe do podłączenia do sieci energetycznych, wodnych i kanalizacyjnych. Inne nano umiały przerobić asteroid na wielki kosmiczny transportowiec, zdolny przewieźć dziesiątki tysięcy pasażerów, przy czym każdy podróżował w osobnej luksusowej kabinie wyłożonej boazerią i wyposażonej w złote umywalki ze złotymi kranami — wszystko wyprodukowane przez nano.

Projektów tych przeważnie nie tworzono po to, by je realizować — podobnie jak utwory kameralne Gabriela nie zostały napisane po to, by je grano. Ich celem było przygotowanie do egzaminów i udowodnienie, że projektant panuje nad formą.

Jedna z uczennic Gabriela, prawdopodobnie z kaprysu (a może był to ironiczny komentarz na temat celowości tego rodzaju ćwiczeń) zastosowała nano do budowy pancernika. Ponieważ wiedziała, że jej praca ma charakter teoretyczny, nie liczyła się z ograniczeniami i zaprojektowała superpancernik. Mógł pomieścić całą brygadę uzbrojonego wojska łącznie z promami transportowymi. Kwatery załogi stanowiły cud komfortu. Kamuflaż zapewniono w ten sposób, że — jeśli pominąć kilka luków i anten — pancernik wyglądał po prostu jak asteroid, z którego materii powstał. Pokładowe generatory sił grawitacyjnych, gdyby je zasilono, dysponowałyby mocą wystarczającą, by rozwalić planetę, a może nawet gwiazdę.

Gabrielowi spodobał się pomysł ogromnego statku. Wydawało się, że nie będzie tak przytłaczający jak Pyrrho, choć Pyrrho jest obszerny i wygodny.

Bez wątpienia, myślał Gabriel, uczennica zdziwiłaby się, gdyby zobaczyła, że jej imponujące ćwiczenie teoretyczne, rzeczywiście zostało wdrożone.

Gabriel wybierał się na wrogie tereny i musiał zabrać odpowiednią broń.

I wtedy naprawdę zaczęły dziać się cuda.

Pomieszczenia Gabriela na Pyrrho były przytulne, nieco przypominały namiot. Na ścianach wisiały filcowe kilimy ozdobione aplikacjami w kolorze złota i śniedzi. Miękkie perskie dywany grubymi warstwami pokrywały podłogę. Wszędzie leżały obszyte frędzlami poduszki, na których można było usiąść. Stały tam brązowe kadzielnice i świeczniki z kutego żelaza. W sumie, wystrój przypominał wnętrze obszernej jurty.

Wrażenie psuł tylko lśniący hebanowy fortepian, który Gabriel przeniósł z Jesiennego Pawilonu, oraz kredens z kuchni. Clancy spóźniała się na kolację, zajęta swymi studiami i pracą. Gabriel wystukał kilka przypadkowych akordów na klawiaturze i postanowił odpowiedzieć na wezwanie ‹Priorytet 2› Zhenling.

Czekając na Clancy, wypełniał pokój głosami, fragmentami swej Lulu, które łączyły się w zharmonizowane arie, zderzały ze szczękiem, tryskały, uwodziły i potępiały.

Grając, zdał sobie w pewnej chwili sprawę, że Clancy weszła do pokoju i słucha. Dokończył takt i stłumił dźwięk. Podszedł do Clancy i pocałował ją na powitanie.

— To znowu twoja nie dokończona opera?

Kiwnął głową. Jego jedwabne spodnie szeleściły, gdy szedł wraz z Clancy do kredensu — życie naśladowało skiagénosa z Galerii z Czerwonej Laki podczas pierwszego sam na sam z Zhenling. Clancy nałożyła sobie zimnych klusek oraz marynowanych warzyw i polała wszystko olejem sezamowym. Gabriel napełnił miskę zupą z faszerowanych wiśni.

— To bardzo złożone — stwierdziła. — Nawet bym tego nie próbowała.

— Nie chodzi o złożoność. Daje mi ona po prostu okazję do ciekawszych rozwiązań harmonicznych. — Położył się u stóp Clancy, która usiadła na poduszce. — U Mozarta w „Weselu Figara” osiem osób wykonuje partię „Pian pianin le andró pi presso”. Każda z nich śpiewa w zasadzie inną melodię, ale cudownie się to wszystko łączy. Mozart nie miał do dyspozycji oprogramowanego reno z teorią harmonii i muzyki. Jednak przez wiele lat do niego należał rekord, dopóki Sandor Korondi nie skomponował utworu na dziesięć głosów. Ja uzyskałem dwanaście, a efekt jest cudowny i dziwny. Posłuchaj.

Kazał swemu reno odtworzyć finał drugiego aktu, gdy wszyscy bohaterowie śpiewają jednocześnie. Muzyka pochodziła z syntetyzatorów, gdyż nigdy nie nagrano jej na żywo i stanowiła ideał, o którym prawdziwi śpiewacy mogli tylko śnić, choć może efekt był nieco sztuczny. Clancy podniosła wzrok. Muzyka od czasu do czasu wydawała się jej niesamowita. Gabriel uśmiechnął się, zauważywszy, jak włosy stają jej na karku jakby naładowane elektrostatycznie.

Spojrzała na niego rozszerzonymi oczyma.

— Nigdy czegoś tak dziwnego nie słyszałam. Jak uzyskałeś ten efekt?

— Niektóre z głosów są bardzo wysokie, powyżej granicy słyszalności. Nazwałem je ultrasopranami. Wydaje mi się to bardzo oczywistym określeniem.

— Świetny pomysł. Jeśli jednak nie mogę ich słyszeć, dlaczego czuję ich oddziaływanie?

— To harmoniczne. Nie słyszysz wprawdzie samych śpiewaków, ale ultrasoprany uzupełniają harmonię. To pośredni głos wędrujący z miejsca na miejsce. Nie słyszysz go bezpośrednio, ale jego wpływ czuje się w całości kompozycji. Jesteś pobudzona, gdy przesuwają się do niższej tonacji.

— Planujesz wystawienie tego na żywo?

— Owszem, gdy moi śpiewacy dorosną.

Clancy odstawiła talerz na poduszkę obok, oparła się wygodniej i spojrzała uważnie na Gabriela.

— Opowiedz mi o tym.

Gabriel skłonił się.

— Jak sobie życzysz, Zapłoniona Różo. Gdy cały pomysł sprawdził się w symulacji, opracowałem materiał genetyczny, by wyprodukować śpiewaków zdolnych do wykonania mojej muzyki. Osoba taka musi mieć drugi zestaw strun głosowych umieszczonych tuż ponad pierwszym. Muszą być maleńkie, uruchamiane wyłącznie na specjalne polecenie. Bardzo ważne jest sterowanie oddechem, więc wzmocniłem przeponę, przekształciłem płuca, by potrafiły wchłonąć więcej tlenu i…