Выбрать главу

— W jaki sposób słyszą swój własny głos?

— Implanty uszne.

— Ilu ich jest?

Gabriel uśmiechnął się po ojcowsku.

— Na początek piętnaście przemiłych dziewczynek, w wieku od ośmiu do jedenastu lat. Dodatkowe struny głosowe uformują się w okresie wczesnego dojrzewania, więc jeszcze żadna z nich nie ćwiczy tego śpiewu. Ich opiekunowie pochodzą z rodzin o tradycjach muzycznych, które znajdowały się daleko na listach oczekujących na prawo do posiadania dziecka. Byli bardzo szczęśliwi, że w młodym wieku dostali dzieci na wychowanie. Wszystkie dziewczynki kształcą się muzycznie na koszt państwa. Gdy dorosną, mogą wybrać sobie dowolny zawód, ale w dziedzinie muzyki mają zapewnioną karierę.

— Jednak nie ukończyłeś dzieła, dla którego zostały stworzone?

— Nie. Gdy dziewczynki nieco dorosną, skomponuję dla nich kilka utworów chóralnych, by mogły ćwiczyć głosy. — Spojrzał na Clancy, wyobrażając sobie, jak zareagowałaby Zhenling na wieść o tym projekcie. — Przypuszczam, że niektórzy uznaliby to przedsięwzięcie za dekadenckie.

Clancy milczała przez chwilę.

— Cóż w tym dekadenckiego? Od setek lat ludzie wybierają zestaw genów dla swych dzieci. Jeśli zapragnąłeś mieć śpiewaczki o szczególnych walorach głosowych, dlaczego nie miałbyś ich stworzyć? Nie rozkażesz przecież swoim siłom bezpieczeństwa, by stały nad nimi i zmuszały je do kształcenia się na śpiewaczki. Sprawiłeś tylko, że taka kariera jest dla nich bardzo atrakcyjna.

— Myślałem w ten sam sposób.

Oparł się wygodnie o jej nogi i nabrał łyżkę wiśniowej zupy. Wiśnie nafaszerowano szynką, by zrównoważyć słodki smak. Efekt był wyśmienity. Kem-Kem dokonał kolejnego cudu.

— Jednak, jeśli nie napiszesz swej opery, ich zdolności staną się bezużyteczne — zauważyła Clancy. — Jeśli to nie zawiłość utworu cię powstrzymuje, to co w takim razie?

Gabriel opuścił łyżkę do talerza. Obserwował przez chwilę, jak czerwone wiśnie i blade kiełki bambusa pływają w szmaragdowej zupie z liści lilii.

— Ludzie, o których piszę, są odrażający — odrzekł wreszcie. Wszyscy bohaterowie dążą do samodestrukcji, nie myśląc ani o sobie, ani o innych. I nie wiem, jaka siła ich napędza.

Clancy pochyliła się i zaczęła się bawić puklem jego długich rudych włosów.

— Masz świetne wyczucie psychologiczne — orzekła. — Widziałam, jak potrafisz je wykorzystywać w kontaktach z ludźmi, choćby w stosunkach ze mną.

— Doprawdy? Mam nadzieję, że niezbyt ci to przeszkadza. Moja wiedza dotyczy przede wszystkim współczesnej duszy. Umysłów zdyscyplinowanych, dobrze wykształconych, wychowanych w tej samej kulturze, w społeczeństwie gwarantującym materialny oraz intelektualny dobrobyt… Tutaj rzeczywiście psychologiczne wyczucie mi pomaga.

Ale moi bohaterowie to osoby prymitywne. Dzicy. Ich motywy są dziwne, destrukcyjne. Ich rodzice, kultura, w jakiej wzrastali, wszystko to bezlitośnie torturowało ich przez lata, a potem zostali odrzuceni. Mam pewną teoretyczną wiedzę na temat motywów ich zachowania. Louise Brooks była w młodości seksualnie wykorzystywana. Wzrastała w poczuciu własnej niskiej wartości. By uniknąć rozmyślania o swoich prawdziwych problemach, uciekła w alkoholizm i negatywne zachowania seksualne. Bez trudności potrafię opisać jej profil psychologiczny, nie mogę jednak zajrzeć, co dzieje się w jej głowie. Siedzą tam demony, i to demony zupełnie inne niż nasze. By moja muzyka oddawała prawdę, muszę zajrzeć w umysł Louise. To samo dotyczy pozostałych bohaterów.

Oboje milczeli przez chwilę.

— Wydaje mi się, że te dziewczynki zaharują się na śmierć. Może napisałbyś coś lżejszego na ich debiut.

— Może powinienem — odparł Gabriel z uśmiechem.

— Coś o wróżkach śpiewających w ogrodzie. Żadnych samobójstw, żadnego podrzynania gardeł. Dobrze?

Pocałował ją w rękę.

— Jak sobie życzysz. Sama możesz to skomponować, jeśli chcesz.

— Mam mnóstwo innej pracy. Namówiłeś mnie przecież, bym ponownie przystąpiła do egzaminów, pamiętasz?

— Musisz jednak popracować nad przedmiotami humanistycznymi. Możesz sobie wybrać komponowanie muzyki.

Skończył jeść zupę i podszedł do kredensu po curry.

— Jutro muszę powiedzieć załodze, co my tu naprawdę robimy. Napomknąłem, że budowa okrętu wojennego to taki egzotyczny eksperyment z nano. I to rzeczywiście jest eksperyment. Gdy jednak się przeniesiemy na nowy statek, muszę wyjaśnić, czemu służy ta przeprowadzka.

Clancy wzięła talerz z kluskami i ponownie zaczęła jeść.

— Masz okazję wykazać swe umiejętności we współczesnej psychologii.

— Będę musiał cenzurować ich łączność — stwierdził Gabriel. — Koniec z bezpośrednimi pogaduszkami z ukochanymi osobami w domu przez tachlinię. Nie spodoba im się to.

— Na pewno nam się to nie spodoba. — Clancy się nachmurzyła.

— Mam nadzieję, że rozumiesz zaistniałą konieczność.

Zjadła trochę klusek i zmarszczyła czoło.

— Spowoduje to liczne komentarze naszych ukochanych osób.

— W porządku.

— Czy o to ci właśnie chodzi?

— Chciałbym, żeby ludzie zaczęli się zastanawiać, co my tu właściwie robimy.

— Pod warunkiem, że tak naprawdę się tego nie domyślą — odparła.

Zwinął się u jej stóp.

— Pod warunkiem, że tak naprawdę się tego nie domyślą — powtórzył. — Tak jest.

— „Naprzód” — powiedział, wyrzucając w powietrze zaciśnięte dłonie — „do samego serca tajemnicy!”.

Załoga wiwatowała, przytupywała, klaskała, wskakiwała na stoły w jadalni. Biały Niedźwiedź, zagłuszając harmider, pięknym tenorem śpiewał „Marsz tryumfalny” z opery Gabriela „Rycerze z Shinano”.

W tym radosnym nastroju postanowienie Gabriela o cenzurowaniu rozmów przyjęto bez komentarzy. Kolejny cud, pomyślał Gabriel. Przeszedłem samego siebie.

Okręt nazwał Cressida.

Cuda nie ustawały. Pyrrho został zamocowany do Cressidy i, gdy fale grawitacyjne omijały czas, ekspedycja wyruszyła ku domniemanej supernowej Gaal 97, w centrum Sfery Gaal. Statek wykorzystywał dziewięćdziesiąt procent swej maksymalnej prędkości. Posłuszne roboty i wyposażone w implanty szympansy przeniosły rzeczy załogi na okręt flagowy. Pyrrho ze znacznie zredukowaną załogą, odłączał się niekiedy, by ustawić boje przekaźnikowe w jakimś układzie gwiezdnym nie leżącym bezpośrednio na ich trasie. Musiał potem z maksymalną szybkością gonić okręt.

Roboty-sondy wyskoczyły przed nich, osiągając największą prędkość, na jaką pozwalały ich grawitacyjne napędy. Gabriel nie był przekonany, czy warto je wysyłać. Jeśli przybędą zbyt wcześnie, mogą zostać odkryte i zdradzić jego intencje. Jednak nie jest łatwo wykryć małe próbniki i jeśli Saigo lub któryś ze spiskowców był w stanie je znaleźć, z pewnością mógł także wykryć nadciągającą Cressidę. Z drugiej jednak strony Gabrielowi były potrzebne informacje wywiadowcze, a odkrycie próbników nie od razu prowadziło do wniosku, że to sam Gabriel przybywa — równie dobrze mógł je wysyłać z Illyricum.

Na miejsce mieli dotrzeć dopiero za cztery długie miesiące.

Gabriel spodziewał się nudy. Wiedział, że jest złym podróżnikiem.

Wkrótce będzie potrzebował rozrywki.

— Do diabła z tobą — powiedziała, siedząc w wannie, Louise Brooks. Piła dżin prosto z butelki. — Do diabła ze wszystkimi. — Jej słynna piękna twarz promieniowała słynnym pięknym uśmiechem. Louise pochłonęła następną porcję dżinu, wytarła wargi i ponownie przylepiła sobie do ust ten swój słynny, piękny uśmiech. — I do diabła ze mną.