Выбрать главу

Na talerz spadały plasterki kiwi.

— Dziwię się, że w ogóle jesteś mną zainteresowany. Nie umywam się nawet do Ariste. — Spojrzała na niego. — A Rabjoms nie umywa się do ciebie — dodała łagodnie.

— Wybierzesz się ze mną na planetę?

Zawahała się.

— Na jaką planetę?

— Tę, którą właśnie odkryliśmy. Planetę Saiga.

— Naprawdę na niej wylądujemy?

— Ja tak. A także kilka innych osób.

— Po co?

— Trzeba zbadać pewne rzeczy — odparł ogólnikowo.

— Nie możesz się oprzeć. — Uśmiechnęła się ze zrozumieniem. — Chcesz to zobaczyć na własne oczy.

— Przypuszczam, że nie grozi nam większe niebezpieczeństwo niż to, z jakim dotychczas mieliśmy do czynienia. W każdym razie nic, z czym Aristos by sobie nie mógł poradzić.

Skierowała ku niemu nóż.

— To bałamutny pomysł. Aż tak ci zależy na pozbyciu się powłoki doczesnej, że zamierzasz ryzykować? Ale — uśmiechnęła się — tak, wyruszę z tobą na planetę Saiga.

Zdjął kapcie z jej nóg i ucałował stopy Clancy.

— Dziękuję ci, Zapłoniona Różo.

Uniosła brwi.

— Burzycielu Spokoju, jeśli znów chciałbyś wplątać mnie w jakieś orgie, musisz mnie najpierw zapytać o zdanie.

— Zgoda.

Ujął jej rękę, tę bez noża.

— Skomponowałem dla ciebie utwór — powiedział. — Zechciałabyś posłuchać?

Aristos może mieć wszystko, pomyślał. Kochanków, rozrywki, przygody, zaszczyt odkrycia największego i najstraszniejszego spisku w historii.

Nuda odpłynęła, święty Graal majaczył na horyzoncie.

Samoreplikujące się sondy — każda z nich stanowiła cud techniki podążały w kierunku Gaal 97. Pierwsza sonda zawróciła i kilkakrotnie okrążyła planetę, dostarczając nowych informacji. Oceniono, że ludność liczy około 1,3 miliarda. Żeby ustalić dokładną liczbę mieszkańców należało oszacować, jak wiele ludzi żyje pod osłoną gęstych lasów. Cywilizacja była najwyżej na poziomie Epoki Pomarańczowej.

Znano młyny, żaglowce, barki, używano wołów jako zwierząt pociągowych, jednak większość prac wykonywano siłą ludzkich mięśni. Powszechnie stosowano prymitywną broń palną. Na flankach zamków obronnych i fortec sonda dostrzegła armaty. Na placach ćwiczyli muszkieterzy obok żołnierzy uzbrojonych w miecze i piki. Stworzone przez Saiga istoty musiały się często nawzajem wyrzynać.

Clancy opracowała raport na temat zdrowia publicznego: wzdłuż ulic biegły otwarte rynsztoki, a kloaki sąsiadowały niebezpiecznie blisko ze studniami i zbiornikami wody. Tylko kilka miast miało w niektórych dzielnicach odpowiedni system ścieków, zbyt szczupły jednak w stosunku do liczby ludności. Gdzieniegdzie przebiegał akwedukt, transportujący dobrą wodę, lecz głównie czerpano ją z rzek, strumieni i publicznych studni.

Krótko mówiąc, stan zdrowia mieszkańców był przerażający. Jeśli Saigo dostarczył swym ludziom tylu rozmaitych szczepów bakterii co strzelb, epidemie i zarazy powinny tu kwitnąć.

Nie znaleziono bezpośrednich dowodów na istnienie jakiejś rozpowszechnionej choroby, ale raport Clancy podkreślał ironicznie, że cmentarze pękają w szwach.

Zaczęły nadchodzić meldunki od próbników wysłanych w pierwszej fali. Jeden z nich odkrył planetę w fazie terraformacji: wisiały nad nią olbrzymie statki terraformiczne, bezustannie spuszczając na powierzchnię deszcz nano.

Potem odkryta została druga zamieszkana planeta, bardzo podobna do pierwszej pod względem ekosystemu, zaludnienia i poziomu barbarzyństwa.

A potem trzecia.

Saigo stworzył sobie ludność niezależną od Logarchii. Ale po co?

Jeśli zamierzał stawić czoło Aristoi, mógł dać swym istotom potężną technikę i zorganizować je w barbarzyńskie siły zbrojne.

Nie, chodziło mu o coś innego.

— To eksperyment filozoficzny — wysunął przypuszczenie Rubens. — Na różne sposoby grupuje ludzi, by zobaczyć, co się stanie. Może chce sprawdzić jakąś teorię dotyczącą ludzkiej natury.

— Albo dynamiki politycznej — rzekł Yaritomo.

Dyskutowali podczas spotkania w amfiteatralnym ogrodzie w samym sercu okrętu Cressida. Fontanny pluskały, palmy szumiały, roboty roznosiły napoje. Wśród paproci w niedbałych pozach drzemały szympansy. Ludzie siedzieli na ławkach z miękkiego kryształu.

Pośród dyskutantów przechadzał się Gabriel. Miał na sobie białą mnisią szatę, bosymi stopami kroczył po zielonej trawie. Chciał, by ludzie kontaktowali się bezpośrednio, nie tylko w oneirochrononie. Burza mózgów dostarczała nowych i wartościowych pomysłów.

„Pamiętasz dziewczynkę w zielonej spódnicy”. Łagodne wspomnienie nawiedziło Gabriela, gdy uklęknął przy wilgotnej macierzance. „Wszędzie bądź czuły dla trawy”.

— Najprostsze wyjaśnienie: to sadysta — powiedziała Clancy. Nie miała teraz ochoty odgrywać roli dziewczynki w zielonej spódnicy. — Pozwala ludziom umierać w odrażający sposób. A widzę, że każdemu tutejszemu zgonowi można by zapobiec.

Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni. Nawet Gabriel ocknął się z zadumy.

Nikt nie zwykł myśleć o Aristoi w ten sposób. Ich głównym zawołaniem była służba człowiekowi, Aristoi — Najlepsi, opiekunowie ludzkości. Nawet tacy pomyleni dziwacy jak Ikona Cnót, uznawali polepszanie ludzkich losów za główny cel swej filozofii.

— Nie zauważyłem u niego tej cechy — stwierdził Marcus. — Ale z drugiej strony, gdy u niego służyłem, widywałem go bardzo rzadko. Prawdopodobnie przez większość czasu przebywał tutaj.

— To poważny człowiek, często nawet ponury — powiedziała Clancy. — Może poświęcanie się pracy jest u niego próbą sublimacji złych cech charakteru.

Znowu wszyscy zamilkli, zastanawiając się nad przykrą możliwością, jaką zasugerowała Clancy.

— Z całym szacunkiem Therápōn Tritarchōn, ale nie zgadzam się — rzekł Marcus. — Najbliżsi współpracownicy Saiga to poważni, oddani ludzie, tacy jak on. Ich credo stanowi prawda, wiedza, polepszenie kondycji człowieka. Może Saigo potrafi ukryć lub wysublimować własne nikczemne skłonności, ale gdyby jego współpracownicy odznaczali się takimi samymi cechami, nie dałoby się tego ukryć. Zjawisko miałoby po prostu zbyt szeroki zasięg.

— Ale gdyby jego najbliżsi współpracownicy nie wykazywali takich skłonności — zauważył Gabriel — Saigo nie byłby w stanie pozyskać ich lojalności.

— Może i nie — odparła Clancy. — Jednak istnieje wiele rodzajów sublimacji i wiele sposobów odmowy.

— Naszym podstawowym celem jest uczciwe, autentyczne poznanie siebie samych — wtrącił Yaritomo. W jego tonie pobrzmiewał lekki upór Płonącego Tygrysa. — Czy można oszukać aż tylu ludzi?

— Mieliśmy już taki przypadek — odparła spokojnie. — Zauważcie, jak długo to trwało z Chrupiącym Księciem, nim zdołano go powstrzymać. A wiele osób z jego najbliższego otoczenia ufało mu i zachowało lojalność do samego końca.

Rubens zwrócił się do Marcusa.

— Therápōn Hextarchōn, dlaczego nie zostałeś ścisłym współpracownikiem Saiga?

Marcus wzruszył ramionami.

— Może nie byłem dla niego wystarczająco poważny. Albo dostatecznie utalentowany. Najbliżsi jemu Theráponi mieli rangę co najmniej Tritarchōna. — Skinął lekko głową. — Wydaje mi się, że w pewnym sensie mu pomogłem. Specjalnością Saiga są zmiany i ewolucja. Przede wszystkim ewolucja ludzka i biologiczna, potem ewolucja kulturalna, wreszcie gwiezdna. Stąd jego zainteresowanie Sferą Gaal. Uważano jednak, że on i jego współpracownicy głównie przeprowadzają symulacje teoretycznych kultur. Projektują fikcyjne ludzkie społeczności, aby potem, używając wielkich mocy reno, obserwować, jak ewoluują.