— Zatem te społeczności były rzeczywiste? — rzekł Gabriel zadowolony. — Ukryli swój rzeczywisty projekt pod osłoną symulacji?
— Therápōn Deuterarchōn Gulab, mój zwierzchnik na pewnym etapie szkolenia, poprosił mnie, abym dostarczył mu kilka projektów. Chodziło mu o piec hutniczy, zdolny wyprodukować żelazo zgrzewne, w którym drobiny żużlu stanowiłyby domieszkę mniejszą niż półtora procenta. To nie jest trudne, ale on nałożył dziwne dodatkowe warunki: mogłem stosować tylko naturalne materiały i technikę znaną w Epoce Pomarańczowej. Żadnych kompresorów powietrza ani najprymitywniejszych nawet miechów.
— Nie wydało ci się to dziwaczne? — spytał Rubens.
— To stanowiło część mojego szkolenia. — Marcus wzruszył ramionami. — Uważałem to ćwiczenie za test moich umiejętności rozwiązywania problemów. Proszono mnie o inne projekty, niektóre z nich miały czasami równie dziwne ograniczenia. Gulab kazał mi zaprojektować dźwig zbudowany z żelaza wyprodukowanego w moim piecu, potem zaś miałem dostarczyć projekt ośmiokonnego wozu. Jak sobie przypominam, chodziło mu o sensowny układ sterowania lejcami, ale miało to być rozwiązanie nowatorskie, nie stosowane nigdy poprzednio w żadnej epoce.
— Ilu ludzi pracowało nad podobnymi problemami?
— Setki. Może tysiące.
Saigo wykorzystywał więc swoich najzdolniejszych podwładnych, nie mówiąc im, że ich pomysły zostają bezpośrednio zastosowane.
Dyskutowano, formułowano kolejne teorie. Ich weryfikację odłożono do czasu napływu nowych danych. Gabriel zamknął wreszcie spotkanie. Ludzie, wychodząc, pozdrawiali go. Podeszła do niego Clancy.
— Słucham, Therápōn?
— Skończyłam projekt nano wykrywającego i niszczącego wirusa zapalenia opon mózgowych — powiedziała. — To znacznie elegantsza wersja tamtej prowizorycznej konstrukcji, którą skleciłam podczas choroby Krishny. Jest bardziej efektywna, bezpieczniejsza dla pacjenta. Całkowicie usuwa z ciała chorego DNA wirusa, a nie, jak poprzednio, tylko rozrywa je, zanieczyszczając układ krwionośny.
— Mam czekać do najbliższego Dnia Nano, by przedstawić ten projekt, czy zechcesz się z nim wcześniej zapoznać?
— Obejrzę go w ciągu najbliższej godziny — odparł Gabriel. — Gratulacje.
— Mój projekt pakietu na chorobę Kompasową jest również zaawansowany.
Gabriel wziął ją w ramiona i pocałował.
— Najwidoczniej daję ci za mało pracy.
— Wkrótce to nadrobisz, jeśli nadal planujesz lądowanie na planecie Saiga.
— Nie zrezygnowałem z tego.
— Wiele się tu uczę — powiedziała zamyślona. — I tak pobudzasz ambicje… — Westchnęła. — Burzycielu, życie było przedtem takie proste.
— Zapłoniona Różo, zawsze uważałem, że prostota jest przeceniana — odparł z uśmiechem.
Cressida leciała jak kula, wycelowana w serce układu Gaal 97. Clancy otrzymała patenty na zestawy leczące zapalenie opon mózgowych oraz pakiet na wirusa Kompasowego. Obie konstrukcje opublikowano w Logarchii. Odkryto jeszcze dwie zamieszkane planety i jedną w trakcie terraformowania. W domenie Gabriela, na Brightkinde, toczyła się zaciekła kampania wyborcza.
Do Gaal 97 dotarła druga fala sond. Niektóre przywarły do asteroidów, by się zreplikować, inne od razu lądowały na planecie Saiga. Swym wyglądem przypominały codzienne przedmioty, zwykły gwóźdź lub brukowiec. Mogły ukryć się na drodze albo w domu i rejestrować obserwacje, a potem je przekazywać. Informacje, wysyłane krótkimi, słabymi impulsami, skierowanymi do satelitów przekaźnikowych krążących na peryferiach układu. Gabriel miał nadzieję, że sondy, nawet te działające w wielkich skupiskach ludności, nie zostaną wykryte.
Większość mieszkańców posługiwała się językiem romańskim, spokrewnionym z łaciną jak prowansalski, choć nieco inaczej. Część ludności używała wariantu języka khmerskiego, część zaś mówiła dialektem podobnym do języka Indian Nawaho.
Nowe generacje sond przekazywały dalsze dane. Na planecie istniało kilkaset rodzin językowych, tyle co na Ziemi1 w Epoce Żółtej.
Scenki z życia mieszkańców, nawet tych zamożniejszych, uzasadniały powiedzenie Thomasa Hobbesa, że życie jest nieprzyjemne, brutalne i krótkie. Nad miejskimi bramami widać było głowy zatknięte na piki. Klatki z bezlitośnie skatowanymi ludźmi zawieszano na ulicach. W rynsztokach spały brudne dzieci. Wystrojonych i obojętnych możnowładców przenoszono w lektykach, omijając wygłodzonych biedaków. Panoszyły się choroby, nie leczone sensownie i często śmiertelne. Wielu ludzi miało zniekształcone fizjonomie — niektórzy wydawali się nawet zdrowi, ale wyglądali obrzydliwie. Załoga Cressidy — osoby kulturalne o ulepszonych genach patrzyła na to ze szczególnym niepokojem.
Wędrujący po wsiach robotnicy rolni i ludzie zbierający pokłosie nocowali z rodzinami w stogach siana, natomiast właściciele gospodarstw na ogół spali ze swymi zwierzętami. Wszędzie panował głód. Szerzył się bandytyzm, najczęściej pod pretekstem wojny.
Wojny wyniszczały całe połacie kraju. W wielu miejscach toczyły się walki, a rozpaczliwa sytuacja ekonomiczna i przeludnienie zasilały armie ochotnikami, których wojsko nie mogło nawet wyżywić. W bardziej rozwiniętych krajach, żołnierze terroryzowali ludność, używając prymitywnej broni palnej, natomiast cywile nie potrafili stawić oporu. Jedynie ci, którzy utrzymywali kosztowne fortece — królowie, cesarze lub despoci — mogli zapewnić względne bezpieczeństwo okolicznej ludności.
W efekcie wszędzie panowała tyrania tak bezwzględna, jak na to pozwalały istniejące ograniczone środki techniczne. Prawie nigdzie nie dostrzeżono choćby śladów wolności politycznych, z wyjątkiem izolowanych wspólnot wiejskich i obszarów o szczególnie niesprzyjających warunkach naturalnych, w klimacie polarnym czy tropikalnej dżungli, gdzie ludzie żyli na poziomie neolitu.
Na planecie panował chaos, nędza, swe żniwo zbierała śmierć. Życie tutejszej arystokracji było godne pozazdroszczenia jedynie w porównaniu z sytuacją Demos. Obraz, wyłaniający się z przekazanych na Cressidę danych, wstrząsnął załogą. Rubens i Yaritomo każdego dnia spędzali kilka godzin na medytacjach. Inni szukali zapomnienia w pracy lub sporcie. Clancy nieustannie kipiała złością.
— Mówiłam, że to sadysta? De Sade to przy nim bedłka, Hitler — pomniejszy chuligan, Stalin — niezdara, a Czyngis-chan zwykły amator.
Odsunęła nie dokończone śniadanie.
— Jeśli dostrzeżesz Saiga, chciałabym, żebyś wysterylizował jego otoczenie na pół jednostki astronomicznej.
Gabriel wspomniał obrazy przekazane przez sondę. Praczki o czerwonych dłoniach, pijani młodzieńcy pod bronią, beznodzy żebracy przekonująco pokryci warstwą brudu. Wszyscy posługiwali się sztucznymi odmianami języków Ziemi1. Pod tym względem osiągnięcia Saiga odznaczały się fascynującą barokową złożonością.
— No to koniec z nim — stwierdził Gabriel. — Gdy te obrazy zostaną opublikowane, Saigo jest skończony. Nawet jego współpracownicy będą przerażeni. W jego własnej domenie wybuchnie bunt.
— To nie nastąpi zbyt szybko. — Clancy ujęła dłoń Gabriela. — Przecież teraz nie możesz ujawnić tych danych.
Potrząsnął głową. Pamiętał inny obrazek: na rynku czerwonolicy handlarz targuje się o cenę warzyw, a tymczasem za jego plecami wielkooka dziewczynka sprytnie zwija ze straganu główkę kapusty.
— Musimy mieć zapewnione całkowite bezpieczeństwo — odrzekł. — Sieć komunikacyjna będzie gotowa najwcześniej za pół roku.