Выбрать главу

Kompleks światłowodowy wszedł między walcowate komórki nabłonkowe a pętle naczyniowe już przecięte przez diamentowe ostrze Manfreda. Częściowo uformowane grudki fibrynowe zostały zresorbowane. Leukocyty bezskutecznie próbowały zaatakować bezspoinową powierzchnię intruza.

Gabriel zobaczył teraz żółte komórki tłuszczowe. Prześlizgnął się między włóknistą tkanką otaczającą chude, posplatane włókna mięśniowe linea alba i zanurzył się wśród rozerwanych przez ząb warstw włókienek mięśniowych.

GABRIEL: Przyjmij mój głos. ‹Priorytet 2›

MIŚ: ‹Priorytet 2› Wykonane, Aristos.

CLANCY: Tutaj ostrożnie. Nie śpiesz się. To właśnie tutaj.

CYRUS: ‹podziw dla klasycznych geometrycznych linii posplatanych tkanek mięśniowych›

WIOSENNA ŚLIWA: ‹zamroczone, lekko zatrwożone spojrzenie na twarz Marcusa›

MIŚ: Zaczynam ćwiczenia relaksujące, Aristos.

GABRIEL: ‹aprobata›

WIOSENNA ŚLIWA: „Prawdziwe słowa nie zawodzą…”

— Dziwne wrażenie. Czuję… że ktoś mnie tam gdzieś pociąga — do Gabriela jakby z pewnej odległości dotarły słowa Marcusa.

— Rozpocznij ćwiczenia relaksujące — przemówił Miś głosem Gabriela. — Wyprostuj kręgosłup i ramiona. Policz do dziesięciu, wciągając powietrze. Zatrzymaj je w płucach, licząc do piętnastu. Wydychaj przez usta, licząc do dziesięciu.

Słowa Misia działały pokrzepiająco i były serdeczne jak matczyny uścisk, choć pochodziły od daimōna. Miś nie miał płci — przynajmniej w takim sensie, w jakim rozumiał to Gabriel — tylko nieskończone zasoby czułości, zrozumienia i współczucia.

Gabriel, przecisnąwszy się przez tkankę mięśniową i warstwę tłuszczu, napotkał półprzezroczystą otrzewną. Wyłoniły się bulwiaste niewyraźne trzewia. Gabriel słyszał z oddalenia szmer oddechu Marcusa. Prześlizgnął się gładko wzdłuż półpłynnych warstw tłuszczu między otrzewną a wewnętrzną ścianką mięśni.

Rozległ się lekki trzask — przebito otrzewną. (Co to było? — zapytał Marcus, uspokajany przez Misia). Płyny pulsowały. Żółte komórki tłuszczowe sieci, oblane jasną, nasyconą tlenem krwią, przepłynęły przez oneirochronon. (Coś mnie ciągnie! — powiedział Marcus).

Świat pulsował zgodnie z rytmem powolnego bicia serca Marcusa, który mruczał wraz z Misiem pokrzepiające słowa.

Od pokoleń stosowano pakiet nanologiczny przeznaczony do zmiany płci danej osoby na kilka miesięcy. W sytuacji Marcusa, większość mężczyzn wolałaby stać się kobietą na okres ciąży. Natomiast Marcus zdecydował, że pozostanie biologicznie mężczyzną, co zwiększało techniczną złożoność całego przedsięwzięcia.

Gabriel sam zaprojektował zestaw ciążowy. Mógł zastosować jeden z dostępnych standardowych zestawów, ale według niego wszystkie miały jakieś wady. Albo wymagały brutalnych nanointerwencji — a Gabriel wolał zminimalizować liczbę nanomechanizmów wprowadzanych do ciała — albo nie uwzględniały zbyt wielu indywidualnych czynników. Uważał, że zestawom tym brakuje technicznej elegancji.

Osiem dni temu Gabriel połączył dwie gamety; chciał, by tuż przed implantacją blastocysta osiągnęła swoją największą żywotność. Blastocystę otaczał zestaw urządzeń tworzących rodzaj elastycznej biorzeźby, podobnej do szarej pofałdowanej kuli o średnicy dwóch milimetrów. Miała zostać umieszczona wśród dobrze ukrwionych komórek sieci. Zewnętrzna warstwa rozpuszczała się po kilku dniach, uwalniając hormony, które w ciągu następnego tygodnia powodowały poszerzenie sieci i powstanie grubej warstwy doczesnowej, oddzielającej sieć od głównych naczyń krwionośnych. Miało to zapobiec krwotokom, występującym zwykle podczas ciąży pozamacicznej. Inne hormony zwiększały dopływ krwi do sieci i powodowały rozrastanie jej ścianek, wzmacniając je poprzeczną tkanką mięśniową.

Gabriel był zadowolony z tego aspektu konstrukcji. Hormony miały stymulować sieć, by się wzmocniła, ale bez niepożądanych efektów, jak wtedy, gdy do każdej komórki wnikają nanomechanizmy, siłą zmuszając je do zmiany budowy. Nie musiał implantować dodatkowego pakietu hormonalnego w ciało Marcusa, gdyż pakiet ten był częścią biorzeźby i po wykonaniu swego zadania ulegał dezintegracji, nie tak jak nano, które — co prawda rzadko — nie chciały się czasami rozmontować zgodnie z harmonogramem.

Był jedyną osobą na powierzchni Illyricum upoważnioną do projektowania nano i używania go bez ograniczeń, i może dlatego stosował je tylko wówczas, gdy musiał.

Wnętrze biorzeźby miało fakturę mającą przypominać śluzówkę macicy. Tworzyło stabilne siedlisko dla blastocysty i warunki do rozwoju łożyska. Miało zanikać w miarę wrastania łożyska we wzmocnioną sieć.

Gabriel implantował blastocystę, po czym cofnął wziernik, by obserwować zagnieżdżoną szarą kulę. Czuł uniesienie, jedność ze swymi daimonami, śpiew nieskończoności.

PSYCHE: W świadomości bez skazy unosi się lotos. Solipsystyczny. Zapowiedź wielkości. W łupinie orzecha: Shakyamuni.

WIOSENNA ŚLIWA: ‹aplauz›

CYRUS: To celne, jak zwykle.

Z gorącym nabożeństwem Gabriel słuchał rzadko pojawiającego się głosu Psyche. Jej wiersz został przedstawiony w postaci ideogramów, każdy znak był delikatnym, nieskazitelnym rysunkiem współbrzmiącym z obrazem i dźwiękiem. Gabriel odczekał chwilę, nim w jego duszy przebrzmiały wibracje, po czym powtórzył poemat Marcusowi. Chciałby mieć pędzel i papier, by mu pokazać formę, w jakiej tworzono poemat.

MIS: Brawo!

CLANCY: Cudowne.

HORUS: Właściwe.

GABRIEL: ‹zapach róż›

Gabriel przypuszczał, że Marcus, zaprzątnięty ćwiczeniami oddechowymi, nie potrafiłby jeszcze docenić wysiłku Psyche. Nie miało to znaczenia: jeden z daimonów Marcusa zapamięta wiersz i zadeklamuje go w bardziej sprzyjającej chwili.

Gabriel krążył wokół blastocysty. Niby upewniał się, czy wszystko jest z nią w porządku, ale w istocie chciał przedłużyć moment własnego uniesienia. Wreszcie kazał wycofać wziernik, który, poruszając się, uwalniał małe ilości hormonu wzrostu, mającego wspomagać gojenie się wszelkich wywołanych przez niego szkód. Wziernik wysunął się z brzucha Marcusa, wrócił na swój statyw, który z kolei wycofał się do szafki chirurgicznej. Gabriel przestawił swe daimony na niższy priorytet i odzyskał pełną kontrolę nad własnym ciałem i wzrokiem. Spojrzał na Marcusa i uśmiechnął się promiennie. Uniósł ramiona w geście Czwartej Postawy Entuzjazmu. Napełniła go radość. Wiersz Psyche dźwięczał w jego umyśle.

— Gratulacje — powiedział. — Jesteś brzemienny.

Marcus westchnął.

— Dziękuję ci — odparł.

Manfred znowu zaczął lizać brzuch Marcusa swym sterylizującym językiem.

— Mam nadzieję, że naprawdę tego chciałeś — rzekł Gabriel. — Zdziwiło mnie, że zachowywałeś się aż tak nerwowo. Znacznie bardziej, niż bym oczekiwał.

— Mnie samego to zaskoczyło, Gabrielu. Może jestem w tej sprawie mniej zdecydowany, niż mi się wydawało.

— Wypocznij jeden dzień — zasugerowała Clancy. — Pojedź w góry, do Fali Stojącej. Porozmawiaj sam ze sobą o tym.

— Dobrze. — Marcus ujął rękę Clancy. — Tak zrobię.

Clancy spojrzała na Gabriela. Twarz miała zaróżowioną, blask jasno świecących oczu przyćmiewał słoneczniki uśmiechające się z tyłu za nią.