Kam Wing, znany jako Aristos Rycerz z powodu wyszukanej grzeczności i poświęcenia dla sprawy polepszenia losów ludzkości, przed wiekami zaprojektował pojemnik na nano z wielowarstwową wykładziną. Nano-artyfagi umieszczono między warstwami substancji neutralnej. Jeśliby nano stało się mataglapem, przeżarłoby warstwę neutralnej wykładziny do arryfaga, który zostałby zaktywizowany i mógł z kolei zniszczyć mataglap. Gdyby pierwsza warstwa artyfaga sobie nie poradziła, mogła to zrobić druga i tak dalej.
Zawsze jednak istniały ograniczenia. Proces mógł wyzwalać takie ilości ciepła lub gazów, że pojemnik pękał. Substancje neutralne musiały być dobrane bardzo starannie — niejadalne dla artyfagów, jadalne dla nano. Należało zapobiec wzajemnemu pożeraniu się artyfagów i wreszcie zagwarantować, że substancje neutralne będą się właściwie wiązały ze swymi sąsiadami. Trzeba było wybrać artyfagi stabilne, by nie mutowały, tworząc formy niepożądane. Choć modyfikowana do różnych warunków i różnych odmian mataglapu, podstawowa konstrukcja Kam Winga była tak wnikliwa, że nie została w istotny sposób udoskonalona.
— Dziś rano zajęłam się czymś, co, jak miałam nadzieję, stanie się końcowym etapem pracy nad Kompasowym myśliwym-zabójcą — rzekła Clancy.
Równocześnie nad jej ramieniem ukazał się model wirusa Kompasowego, złośliwy kłębek cukroprotein, który przez lata mógł pozostać w stanie śpiączki w miąższu trzustki. Nagle ujawniał się i w sposób katastrofalny zakłócał wydzielanie amylazy, w procesie, podczas którego powstawał produkt uboczny — toksyna zatruwająca nerwy. Chory umierał albo z powodu zaniku funkcji nerwów, albo z powodu szalonych wahań poziomu cukru we krwi. Lekarze interesowali się zazwyczaj tylko jednym z symptomów.
Sama choroba występowała tak rzadko, że jej nosiciel pozostawał zupełnie nieznany. Prawdopodobnie wirus Kompasowy był spowolnionym mataglapem, zmutowanym nano, które w jakiś sposób przedostało się do środowiska ludzi.
— Wirusa Kompasowego najłatwiej zaatakować wtedy, gdy zrzuca swą otoczkę proteinową i atakuje komórki miąższu — wyjaśniła Clancy. — Nim nastąpi ten etap, i tak nikt go nie szuka.
Pasmo wirusa Kompasowego rozwinęło się i powiększyło. Gabriel widział teraz pojedyncze cząsteczki ułożone w długie włókna. Końce rozciągały się w nieskończoność. Pojawiła się druga długa cząsteczka, zestaw atomów litu, uporządkowanych wzdłuż wirusa Kompasowego jak kły.
— Zaprojektowałam myśliwego-zabójcę, który ukradnie wiązania wodorowe z DNA celu — ciągnęła Clancy. — Jest mniejszy od wirusa i powinien być niepolarny, do chwili gdy napotka wirusa Kompasowego.
Żądne wodoru litowe kły cicho wchłonęły atomy wodoru związujące razem zasady aminowe; fragmenty wirusa Kompasowego zaczęły się rozpadać.
— Aby fragmenty znów się nie połączyły w coś równie zabójczego, dodałam niewielkie grupy funkcjonalne, które przyciągną kawałki DNA wirusa Kompasowego.
Strzępy Kompasowego skakały po symulacji, a potem natrafiły sekcje myśliwego-zabójcy, które miały je przyciągać. Grupy funkcjonalne myśliwego-zabójcy wślizgnęły się w podstawy azotowe wirusa Kompasowego, niczym klucze do dziurek zamków.
— Śliczne — rzekł Gabriel. — A potem co się dzieje z myśliwym-zabójcą?
— Symulacja sugeruje, że powinien być przekazany z płynem trzustkowym do przewodu pokarmowego, po czym wydalony z ciała. Na tym etapie jest już całkowicie bezwładny. Ale oczywiście, to tylko symulacja. Konieczne są dalsze testy.
Gabriel kilkakrotnie prześledził symulację. W tle miał świadomość, że Wiosenna Śliwa pozytywnie ocenia zarówno przebieg adagia Shera Bahadura, jak i samo wykonanie Spadającej Wody. Myśliwy-zabójca działał zgodnie z zapowiedziami.
— Jestem pod wrażeniem, Zapłoniona Różo — oświadczył. — To godne podziwu. Czy chciałabyś zgłosić formalnie ten projekt?
— Myślę, że tak — odpowiedziała z pewnym wahaniem. — Daj mi nieco więcej czasu.
— Jak sobie życzysz. Ale co to ma wspólnego z systemem Kama Winga?
— W ramach procedury sprawdzającej przeczesałam Hiperlogos, by przekonać się, czy stosowano już gdzieś ten konkretny system cięcia i zamykania. Nikt go nie zastosował — przynajmniej nie w tej formie — ale odkryłam, że cel, wirus Kompasowy, ma cechy podobne do mataglapu typu Błyszczący Szmaragd.
— Naprawdę?
— Może jeden z nich jest mutacją drugiego. Sprawdziłam i okazało się, że drobna modyfikacja zmienia myśliwego-zabójcę w artyfaga przeciw Błyszczącemu Szmaragdowi.
— Istnieją już artyfagi dla Błyszczącego Szmaragdu. Romans1 i jego potomek, Romans2.
— Tak, Aristos Rycerz zastosował Romans2 jako główny składnik w systemie swego pojemnika.
Świetlisty model pojemnika Kama Winga, czerwony, zielony i zloty, pojawił się na miejscu pierwszej symulacji. Clancy zademonstrowała, jak działa seria Romans — burzyła cel, tak jak wirus niszczy obraną komórkę. Niewątpliwie była to korzystna cecha. Ale ponieważ Romans2 degradował się w wysokiej temperaturze, Kam Wing umieścił w swych pojemnikach ciężką warstwę izolującą, która chroniła artyfaga przed zniszczeniem przez wydzielający ciepło mataglap Pożeracz Sieci.
— W mojej konstrukcji takiego problemu nie ma — oznajmiła. Nad jej ramieniem pojawiły się symulacje. Widmowy głos Clancy nabrał mocy i tempa. — Zaczęłam od modyfikacji myśliwego-zabójcy Kompasowego w artyfaga dla Błyszczącego Szmaragdu. Wynik… — Uśmiechnęła się. — Miałam czelność nazwać go Zapłonioną Różą1.
Zapłoniona Róża1 — mniej skuteczna niż seria Romansów, gdyż w mniej elegancki sposób niszczyła cel — była stabilna w wyższych temperaturach i nie potrzebowała izolacji cieplnej. Dlatego Clancy mogła swój artyfag umieścić w gumiastym polimerze, który miał dobrze reagować z artyfagiem Letnia Niespodzianka i domieszkowanym fulerenem z węgla60, na tyle śliskim, że artyfag Wielki Całus nie mógł się przyczepić. Te trzy artyfagi dawały sobie radę z siedemdziesięcioma dziewięcioma procentami znanych mataglapów.
Gabriel przypatrzył się obrazom, kazał Horusowi i Cyrusowi przeprowadzić symulacje, odebrał ich meldunki.
— To wspaniały wynik — rzekł w końcu. — Oparłaś się na podstawowych zasadach i wyprodukowałaś cudo.
— Aristos Rycerz nie wiedział wówczas o artyfagu Letnia Niespodzianka. To by uprościło jego pracę.
— Mimo wszystko, to wynik oszałamiający. Jak długo nad tym pracowałaś?
— Zaczęłam o świcie.
— O świcie — powtórzył Gabriel.
Jego skiagénos wyciągnął przed siebie złożone w kielich dłonie. Wokół różowego rdzenia zaczęło się coś żarzyć — lśniąco, złotopromieniście. Łuna uniosła się z połączonych dłoni Gabriela, przemierzyła pokój i osiadła na głowie Clancy. Otoczyło ją halo, promienie jak światło lasera wystrzeliły z jej czoła.
— W twych oczach jest świt, Zapłoniona Różo — rzekł Gabriel. To sama magia i cud.
Przekazał sterowanie aurą Cyrusowi: natychmiast stała się ona bardziej stonowana, posrebrzana neoklasyczna tęcza.
Clancy pozwoliła, by na policzki jej skiagénosa wystąpił lekki szkarłat.
— Dziękuję, Aristosie — rzekła. — Muszę ci przypomnieć, że system jest nie przetestowany i niekompletny.
Wiosenna Śliwa dostarczyła Gabrielowi radosne echo triumfalnego finału Shera Bahadua, la réjouissance.