Выбрать главу

Sługa wysłany po konia do domu Adriana na Via Maximilianus powrócił zarówno z koniem, jak i ze srebrną szkatułką Celliniego, podarkiem Gabriela dla księcia. Wszystko wskazywało na to, że Adrian zerwał stosunki ze swoim nowym podopiecznym.

Gabriel czuł z tego powodu lekki żal. Polubił cynicznego starca.

Szkoda. Jednak nie miało to raczej wpływu na stosunki z obecnymi tu osobami. Wszyscy przyjmowali go dość uprzejmie.

Zaczął więc zachowywać się tak, by wzbudzić zainteresowanie.

Zadanie nie było trudne: dryfował po sali i rzucał na boki komentarze. Na ogół czerpał z wielkich historycznych kpiarzy, z kojącym przekonaniem, że nikt z jego słuchaczy nie słyszał o Sheridanie, Wildzie czy Benie Jonsonie.

Śpiewaczka — jak dowiedział się Gabriel, córka jakiegoś wielmoży, demonstrująca swe umiejętności przy okazji szukania męża — ukłoniła się i wycofała wśród oklasków. Gabriel uważał, że jej występ zasługiwał na lepszą publiczność, bardziej skupioną. Potem zagrał kwintet, niezły, zważywszy fatalną jakość instrumentów. Hrabia Bertram miał albo dobry słuch, albo dobry gust przy wybieraniu doradców.

Clancy sama krążyła wśród gości. Wokół siebie miała młodych mężczyzn zafascynowanych jej nieskazitelną różową cerą i dłońmi. Gabriel słyszał, że trzymała ich na dystans, omawiając tematy medyczne.

Spróbował przekąsek z bufetu.

— Doświadczenie — rzekł, parafrazując Wilde’a — to nazwa, jaką ludzie nadają swoim pomyłkom.

Słuchało go dwóch młodych mężczyzn i cyniczna starsza dama. Zaśmieli się wszyscy. Za nimi stał mężczyzna wysoki, długoręki, o karykaturalnej twarzy grubo pokrytej pudrem i szminką, zaabsorbowany własnymi sprawami.

Gabriel wziął ciastko, skosztował, odłożył na swój talerz. Zbyt słodkie.

Żałował, że nie ma tu kawy. A herbaty były mdłe. Sięgnął po kieliszek wina, który wcześniej odstawił na stół.

— Kpi pan sobie ze mnie, co?

Nabrzmiały groźbą głos cedził słowa, był prawie własną parodią. Słuchacze Gabriela westchnęli. Gabriel podniósł wzrok i spojrzał w oczy długorękiego mężczyzny, który stał wpatrzony w bufet.

Gabriel zebrał swe daimony, podciągnął się do Pierwszej Postawy Wzbudzania Respektu. Mężczyzna patrzył mu prosto w oczy.

— Czy kpię z ciebie, panie? — rzekł Gabriel. — Nie kpię sobie z ciebie. Nawet cię, panie, nie znam.

Mężczyzna postąpił do przodu. Słuchacze Gabriela zeszli mu z drogi, tylko staruszka nie ruszyła z miejsca. Mężczyzna musiał obejść ją półkolem.

Silny makijaż sprawił, że jego twarz była trupio biała. Brodę i długie włosy miał ufryzowane gorącą lokówką, usta umalowane karminem, dwie czerwone plamy tworzyły idealne kręgi na policzkach. Wyrysowane brwi zbliżyły się do siebie na wściekle wykrzywionej twarzy.

— Zaprzeczasz, panie, że spróbowałeś ciastka i odłożyłeś je? — spytał.

— Zaprzeczam, że zrobiłem to, zamierzając z ciebie zakpić, panie.

— Mamy tu coś dziwnego — zameldował Augenblick. — Jego to nie obchodzi — to zwykła deklamacja.

Mataglap doradził Gabrielowi, by cofnął prawą nogę i przyjął Trzecią Postawę Pewności Siebie, jako układ gotowości. Gabriel wyraził zgodę i tak postąpił.

W pokoju zapadła cisza. Kwintet grał dalej, lecz goście zwracali uwagę na przedstawienie Gabriela, a nie na muzykę.

— Przed chwilą ja zjadłem takie ciastko — rzekł mężczyzna. — Pan wziął ciastko i odłożył je, odgryzając jeden kęs. Takie postępowanie może oznaczać jedynie szyderstwo.

— Wcale nie.

Mężczyzna uśmiechnął się zdawkowo.

— Przed chwilą nazwałeś mnie kłamcą, cudzoziemcze.

— Jego to wcale nie obchodzi — stwierdził Augenblick. — To wszystko jest pro forma. Ciastko jest mu zupełnie obojętne; to tylko pretekst.

— Ten człowiek właśnie popełnia samobójstwo — zauważył Deszcz po Suszy. Nie wzbudzało to w nim odrazy.

Gabriel, nie mając nadziei na odwrócenie biegu wydarzeń, spróbował jednak przelicytować mężczyznę, podnosząc dialog na wyższy poziom.

— Dlaczego pan chce mnie sprowokować? — spytał bez ogródek. Mężczyzna tylko charknął i splunął na podłogę. Czubek prawego buta postawił na plamie i wyrysował literę X.

Widzowie westchnęli. Kątem oka Gabriel zobaczył Clancy — zbliżała się, patrząc na wymalowanego mężczyznę.

— Czy mam go wyprowadzić? — rozległ się głos Clancy przez oneirochronon.

— Nie, chyba że spróbuje użyć siły. Dziękuję, Therápōn.

Wyprostował się do Pierwszej Postawy Wzbudzania Respektu. Odwrócił się tyłem do mężczyzny.

— Jestem cudzoziemcem, obawiam się, że nie rozumiem tych zwyczajów — rzekł do widzów. — Co mam teraz zrobić?

— Wyznacz swego kolegę — powiedział mężczyzna. — Mój kolega go odwiedzi.

Gabriel udał, że chwilę się namyśla, po czym wymienił hrabiego Geriusa, Sekretarza Węzła. Najbardziej użyteczne nazwisko, jakie mu przychodziło do głowy.

Mężczyzna szarpnął podbródkiem.

— Bardzo dobrze.

Gabriel posunął się kilkanaście centymetrów naprzód, przyjmując Drugą Postawę.

— Czy mogę poznać twe imię? — zapytał.

— Rycerz Silvanus.

Użyte słowo brzmiało Equito. Z tłumu dały się słyszeć westchnienia — widocznie imię było znane.

Silvanus uśmiechnął się. Daimōn gorący, podekscytowany zapłonął w jego wilgotnych oczach.

— Teraz jest w tym uczucie — rzekł Augenblick — a nie tylko recytacja.

— Nigdy o panu nie słyszałem — powiedział Gabriel.

Daimōn zniknął bez jednego mrugnięcia. Twarz Silvanusa straciła wyraz. Zwrócił się do gospodarza, hrabiego Bertrama.

— Panie, dziękuję za czarujący wieczór.

Bertram odpowiedział mu krótkim skinieniem. Silvanus ruszył do wyjścia. Gabriel patrzył za nim chmurnie.

— Kto go na nas poszczuł? — zastanawiała się Clancy. Gabriel spekulował, czy to przypadkiem nie Saigo. Miał nadzieję, że to nie Adrian.

Strzeż się, pomyślał.

Podszedł do niego Bertram.

— Nie zaprosiłbym tutaj takiego człowieka — rzekł szybko. — Musiał przyjść w czyimś towarzystwie.

Pod warstwami pudru twarz miał zaczerwienioną. To starcie przeraziło go, ale też przekształciło przyjęcie w sukces towarzyski. Ludzie będą o nim mówić przez całe dnie.

Gabriel ujął go za ramię.

— Nie czyń sobie z tego żadnych wyrzutów, panie — rzekł.

Myślał już o czym innym.

Nie miał wątpliwości, że przeżyje każdą potyczkę.

Pozostał problem: dlaczego w ogóle do tego doszło?

12

POGROMCA ZWIERZĄT:

W ich obliczach ujrzycie Zwierzęta jak ty i ja.

— Silvanus? Mówi pan poważnie? — Hrabia Gerius nachmurzył się. — Wasza Wysokość musi uciekać z kraju.

— Uciekać przed takim facetem? — Gabriel poklepał hrabiego po ręce. — To niedorzeczne.

— Zabije pana. Zwyciężył w ponad dwustu walkach.

— Aż tylu? Nic dziwnego, jeśli walczy o ciasteczka. — Na Gabrielu zrobiło to niejakie wrażenie. Strzepnął dłonią, kierując się tutejszymi zwyczajami. — Czy nic nie uczyniono, by go powstrzymać?

— Są prawa, ale któż je wyegzekwuje?