Drzewa rozstąpiły się. Na polance przy uwiązanych koniach stało trzech mężczyzn. Gabriel drgnął, gdy do jego mięśni napłynęła krew i hormony.
Silvanus stał też przy koniach. Na twarzy miał dziki, wymalowany kosmetykami grymas. Wymachiwał mieczem obiema rękami, rozgrzewał ramiona.
— Poczekaj tu, panie — rzekł Gerius i poszedł w głąb zagajnika.
Dwaj obcy, jeden niedbale trzymając siekierę, zbliżyli się do niego i cała trójka uzgodniła miejsce potyczki. Następnie zaczęli mierzyć krokami odległość, usuwając siekierą wiosenne krzaczki i odsuwając na bok kamienie.
Gabriel znowu zaczął rozciągać mięśnie. W lesie odezwały się ptaki — w mięśniach Gabriela odezwała się hormonalna gotowość. Trzej sekundanci wystraszyli kilka zaskoczonych przepiórek. Jeden z mężczyzn zaklął zdziwiony.
Gdy wycięto ostatni krzaczek, sekundanci zbliżyli się do Gabriela i Clancy. Jeden z obcych, siwy mężczyzna w średnim wieku, ubrany był w czarną kamizelę w czerwone prążki. Drugi, młody, miał na sobie spódnicę i rękawice pojedynkowicza. Twarz o ostrych rysach wykrzywiał mu szyderczy uśmiech.
— Wasza Wysokość — rzekł Gerius — pozwól, że ci przedstawię lekarza Laviniusa i przyjaciela Silvanusa, lorda Augustino.
Gabriel skrzyżował ręce na piersiach i skłonił się uprzejmie.
— Chciałbym wyznać — rzekł — że nigdy nie zamierzałem sprowokować Rycerza Silvanusa do tej kłótni.
Augustino strzepnął dłońmi.
— To praktycznie nie ma znaczenia — powiedział. — Obraza zaistniała, czy książę tego chciał czy nie.
Lekarz westchnął i otarł usta chustą, którą nosił przy kołnierzu. Chusta miała nie do końca sprane plamy krwi.
— Ustaw swego człowieka na miejscu — zwrócił się Gerius do Augustina. — Ja również to zrobię.
Gdy trójka mężczyzn odeszła, Gabriel odwrócił się do Clancy. Wyciągnął miecz, zważył go w dłoni. Słoneczne światło zafalowało na srebrzystej klindze. Świadomość Gabriela zdawała się rozszerzać, ogarniała las, drzewa, świt, uzbrojonych mężczyzn, czekające konie. Jego serce wypełniło się słowami:
Clancy postąpiła krok do przodu, wzięła go pod ramię, pocałowała w policzek. Cofając się, przybrała Postawę Poważania: dłonie w geście pozdrowienia, prawa pięść w lewej dłoni. Gabriel odpowiedział tą samą postawą i gestem, zamykając lewą dłoń wokół rękojeści miecza.
Rzucił pochwę na ziemię i wyszedł na środek polany. Jego dusza wciąż krążyła w lesie; wezwał daimony, by szły tuż za nim. Rozmyślnie zmniejszył głębię swego widzenia, ograniczając ją do sylwetki Silvanusa. Obserwował go ze skupieniem, jakby patrzył przez lunetę z odwrotnej strony. Daimony zwiększyły wrażliwość jego wzroku, dotyku i słuchu, a potem stłumiły inne zmysły. Krew przyśpieszana adrenaliną grała mu w uszach. Długoręki Silvanus szedł ku niemu, pobrzękując kolczugą; daimōn w jego oczach wyglądał jak błysk matowej, bezdusznej stali. Rycerz trzymał miecz w lewej dłoni. Na twarzy miał wymalowany czerwoną szminką ponury uśmiech. Wyrysowane brwi wyrażały okrutny, dziki grymas. Oczy podkreślił wściekłą czerwienią.
AUGENBLICK: Jest leworęczny, Aristosie.
GABRIEL Przejmij sterowanie moim ciałem, Augenblick. ‹Priorytet 1› Nie jest przyzwyczajony do leworęcznych przeciwników.
AUGENBLICK: Do usług, Aristosie. ‹Priorytet 1›
Gabriel nie był zdecydowany, czy walczyć prawą czy lewą ręką. Widok Silvanusa przyśpieszył wybór: oddał ciało leworęcznemu daimōnowi i przeniósł miecz do lewej ręki.
Silvanus to dostrzegł, przez jego pomalowane usta przebiegł lekki grymas. Poza tym w ogóle nie zareagował.
Jego daimōn jest bardzo zdecydowany, Aristosie. Nie widziałem wśród tych ludzi nikogo bardziej skupionego.
MATAGLAP: Zabij go i zakończ to wszystko.
DESZCZ PO SUSZY: Naśladuj go z początku, Aristosie. Bądź jak lustro.
GABRIEL: Misiu, zacznij wzmacniać medytacją lewą rękę. ‹Priorytet 1›
MIS: Oddychasz piętami. Czujesz, jak twe qi wytryska niczym rzeka z ziemi i rozlewa się po twych nogach, plecach i wzdłuż lewego ramienia i miecza. Rzeka mocy przepływa przez ciebie, przez twe ramię…
DESZCZ PO SUSZY: Ostrożnie, Aristosie!
GABRIEL: Odpowiadam mu.
DESZCZ PO SUSZY: Próbuje cię zastraszyć, choć jeszcze nie zaczęliśmy. Może od razu na początku zamierza zaatakować z impetem.
AUGENBLICK: ‹obraz tętna pulsującego w szyi Silvanusa› Jego tętno wynosi tylko 95, Aristosie. Nie boi się ciebie, panuje nad sobą.
DESZCZ PO SUSZY: Jest w głębokiej psychozie.
Augustino i Gerius ustawili przeciwników pośrodku polany. Wschodzące słońce świeciło z boku, Gabriel miał je z prawej strony, nie raziło więc żadnego z nich w oczy.
Nie padło żadne słowo. Silvanus przybrał postawę szermierza — nisko przykucnął, wyciągnięty miecz stał się przedłużeniem lewego ramienia. Dzikie, obrysowane czerwienią oczy patrzyły prosto na Gabriela. Sztych miecza mierzył mu w twarz.
Gabriel odpowiedział ruchami dokładnie kopiującymi postawę Silvanusa. Gdy ma się do czynienia z nieznanym systemem, najlepiej jest powtarzać ruchy przeciwnika.
Nie naśladował natomiast upartego spojrzenia Silvanusa — Equito mógł go zwieść, patrząc w jedno miejsce, a uderzając w inne. Gabriel skierował swój wzrok niżej, na sprzączkę u pasa Silvanusa. W ten sposób obejmował świadomością całe ciało przeciwnika i odbierał sygnały zapowiadające poszczególne ruchy.
Gerius wodził wzrokiem od jednego z nich do drugiego, nieco zdziwiony, że przygotowali się bez jego komendy.
— Zatem możemy zaczynać, jaśnie panowie — rzekł i szybko wyszedł z zasięgu ostrzy.
Silvanus przez chwilę nie wykonywał żadnego ruchu, czekał widocznie na Gabriela, a potem zaczął ostrożnie sunąć w lewo. Kolczugowe spódnice pobrzękiwały.
— Jastrząb ma słońce za sobą, gdy fruwa — ostrzegła Wiosenna Śliwa.
Słońce padło Gabrielowi na twarz. Nieco przesadnie zmrużył oczy, chcąc zmylić Silvanusa, że go oślepiło. Wzrok miał jednak doskonale skoncentrowany. W dolnej części swego pola widzenia dostrzegł, że lewa stopa Silvanusa cofa się o pół centymetra, ciało nieznacznie pochyla do przodu, by zrównoważyć…
To ostrzeżenie wystarczyło. Silvanus wyszedł ze słońca, ostrzem wykonał zamach w kierunku głowy Gabriela. Gabriel przyjął cios na metalową rękawicę, wyciągnął lewe ramię w uderzeniu blokującym.
— Tzai! — krzyknął, ściągając mięśnie jamy brzusznej.
— ZABIJ! — ryknął Mataglap.
AUGENBLICK: Jego daimōn całkowicie zachował zimną krew. Nie da się go wypłoszyć ani zepchnąć.
MIŚ: Oddychaj. Rzeka qi wpływa ci na plecy…