Выбрать главу

– Hadżdżistan dąży do zniszczenia Bractwa – rzekł ostrym tonem Dagolar.

– Bractwa nie można zniszczyć – wtrącił wyniośle Harbularer – i ty, mistrzu Dagolarze, jako znany historyk, powinienneś najlepiej zdawać sobie z tego sprawę.

– Można zniszczyć magię – powiedział cicho Dagolar. Bolgast roześmiał się.

– Czyś się najadł szaleju? – spytał, nie starając się ukryć obraźliwego tonu.

Harbularer uciszył go, gniewnie unosząc dłoń.

– Jesteś młody i niedoświadczony – rzekł – więc milcz. Bolgast poczerwieniał i zacisnął dłonie w pięści, ale posłusznie umilkł.

– To najściślej strzeżona i najbardziej zakazana wiedza – rzekł Harbularer. – Jedynie ja, mistrz Dagolar i dostojny rektor Lineal mieliśmy dostęp do dzieł Vilenny Szalonej.

– A któż to taki? – spytał zdumiony Faldron, który szczycił się tym, że przeczytał wszystkie książki silmaniońskiej biblioteki, choć nikomu nie wydawało się to możliwe.

– Vilenna była najpotężniejszym z magów, jaki żył kiedykolwiek i jaki prawdopodobnie żyć kiedykolwiek będzie – wyjaśnił Dagolar.

– Nigdy kobieta nie była magiem! – zaprotestował Bolgast. – Każdy uczeń wie, że dostęp do prawdziwej mocy jest dla kobiet nieosiągalny. Kobieta może być czarownicą, biegłą w magii leczniczej, a nawet bojowej, ale nigdy nie stanie się magiem!

Dagolar spojrzał w stronę Harbularera. Pan Czarnej Różdżki westchnął.

– To w zasadzie prawda, ale od każdej reguły są wyjątki. Vilenna była wybitnym teoretykiem magii, autorką koncepcji Podwójnego Lustra, która zrewolucjonizowała sztukę magiczną.

– Zawsze uczono nas, że autor jest nieznany – mruknął Bolgast, pocierając brodę. – Nie podoba mi się, że członków Rady trzymano w nieświadomości co do spraw tak wyjątkowej wagi.

– Vilenna napisała również traktat „O początku” – powiedział Dagolar – i mówi w nim, jak powstała magia oraz jak magia może się skończyć.

– To praca czysto teoretyczna – zastrzegł rektor Lineal, widząc, że słowa Dagolara wzbudziły niepokój – zresztą Vilenna nie zaprzecza, że może to być nie likwidacja magii, tylko jej przejście w nowy etap.

– Na którym to etapie nie byłoby jednak miejsca dla Bractwa – wtrącił Dagolar.

– To prawda – niechętnie przyznał Lineal – ale przecież wszystko to jest tak niejasne i zagmatwane. Vilenna…

– Nie będę rozprawiał na temat dzieła, z którym nie raczono mnie nigdy zapoznać. Dodam tylko, że utajnienie wiedzy tej wagi można uznać za poważne przestępstwo. – Bolgast bezceremonialnie przerwał rektorowi, a szmer aprobaty upewnił go, że wypowiedział słowa miłe większości zebranych. – Być może, należałoby się zastanowić nad wyciągnięciem daleko, daleko – powtórzył z naciskiem – idących konsekwencji.

– Czy chcesz głosowania? – spytał Harbularer.

Bolgast zastanawiał się tylko przez chwilę. Wiedział, że jeszcze nie wygra z Wielkim Mistrzem. Członkowie Rady mogą być oburzeni, iż ukryto przed nimi pewne fakty, ale nie odsuną Harbularera. Bolgast był zbyt młody, ambitny i niedoświadczony, aby objąć przywództwo.

– Nie chcę – burknął – ale żądam dostępu do prac tej Vilenny. Dagolar, Harbularer i Lineal porozumieli się wzrokiem.

– Niemożliwe – stwierdził w imieniu ich wszystkich Lineal. – To absolutnie zakazana wiedza.

– Nad tym możemy głosować – rzekł z uśmiechem Bolgast.

– Nad tym nie będziemy głosować – uciął Harbularer. – Od setek lat tylko trzem ludziom wolno poznać prace Vilenny: mistrzowi Bractwa, rektorowi Akademii oraz wybranemu przez nich członkowi Rady. Taka jest tradycja i takie jest prawo. Jeśli kiedyś znajdziesz się na moim miejscu, Bolgaście, docenisz słuszność tego prawa.

– Jaką możemy mieć pewność, że teoria tej kobiety jest prawdziwa? A nawet jeśli jest, to daleka droga dzieli praktykę od teorii. I co to wszystko ma wspólnego z konkwerorem Hadżdżistanu? – spytał Feldron.

– Jeśli obudzą Najstarszego, wtedy może stać się to, co przewidywała Vilenna – powiedział Dagolar.

– Podsumujmy. – Bolgast zabębnił palcami po stole. – Najpierw każesz nam uwierzyć, że Najstarszy nie jest postacią z legend. Potem w to, że w ogóle można go, jeśli naprawdę istnieje, obudzić. A następnie, że już obudzony będzie chciał zniszczyć magię, o której zniszczeniu napisała w dziele, którego nikt z nas nie zna, kobieta, o której nigdy nie słyszeliśmy. A której przydomek świadczy, że nie cieszyła się wielkim poważaniem.

Większość członków Rady uśmiechnęła się w tym momencie.

– Król Targentu musi być w nie lada opałach – podsumował Bolgast – ale nie sądzę, aby Bractwo dało się wykorzystać w nie swojej walce.

– Cóż więc proponujesz? – ponuro spytał Dagolar.

– Rozejść się i przeprosić dostojnego mistrza Arivalda, że prosiliśmy go, by fatygował się z Wybrzeża w sprawie, która nie przedstawia Bractwa w najlepszym świetle.

Arivald uśmiechnął się pod wąsem. Bolgast bardzo wyraźnie szukał stronników.

– Właśnie. A co powie nam dostojny Arivald? – spytał Harbularer, a ton jego głosu wskazywał, że mistrz pogodził się z porażką.

– Byłem kiedyś w Hadżdżistanie – rzekł Arivald. Zebrani spojrzeli na niego ze zdziwieniem, bo niewielu magów lubiło podróże, a już z pewnością nie podróże w tak dzikie i dalekie strony. – I nie podobało mi się to, co tam zobaczyłem. Konkweror jest okrutnym człowiekiem. Powszechnie stosowaną karą za nieposłuszeństwo jest smażenie w wielkim miedzianym kotle, w świątyniach Hadżdżistanu składa się ofiary z ludzi, a ofiara jest tym bardziej udana, im dłużej żyje torturowany. Umiejętność zadawania bólu podniesiono do rangi sztuki. Kiedy byłem w Hadżdżistanie, konkweror zwyciężył właśnie plemiona mieszkające w dorzeczu Rzeki Mulistej. Zabito wtedy prawie sto tysięcy ludzi. Przez pole pełne nabitych na pal szło się trzy dni.

– Plotka zawsze wyolbrzymia postępki surowych władców – wtrącił niepewnie Lineal.

– Ja szedłem przez to pole – rzekł łagodnie Arivald, a jego oczy pociemniały na pamięć tego wydarzenia.

– No cóż, nie wspominałem o tym aspekcie sprawy – powiedział Dagolar – ale konkweror rzeczywiście nie należy do ludzi łagodnych.

– Nie jesteśmy od tego, aby zajmować się moralną stroną postępowania władców – wzruszył ramionami Bolgast. – Kto w to wątpi, powinien jeszcze raz przeczytać Pięć Tez.

– Od czego więc jesteśmy? – spytał cicho Arivald. – Czy nasza nauka nie ma służyć również temu, aby życie ludzi uczynić znośniejszym?

– Z całym szacunkiem, mistrzu Arivaldzie, ale to herezja o daleko idących skutkach praktycznych. – Dagolar ciekawie przyjrzał się Arivaldowi.

– Nie jestem biegły w teorii – rzekł gniewnie Arivald – wiem tylko, że pomagam leczyć ludzi i bydło, ostrzegam rybaków przed nadchodzącym sztormem i pokazuję im miejsca, gdzie połowy będą najlepsze. Tyle mogę zrobić, aby uczynić ich życie łatwiejszym. I jeśli to herezja… tak, jestem heretykiem.

– Mistrzu Arivaldzie, oczywiście dbamy o rozwój społeczności, wśród której żyjemy – powiedział Bolgast. – Ale nie możemy ustalać biegu historii. Jeśli armia Hadżdżistanu stanęłaby pod murami Silmaniony, będziemy się bronić, gdyż zagroziłoby to interesom Bractwa. Lecz wojna konkwerora z Targentem jest dla nas obojętna.

– Berril Złotousty twierdził, że nie ma dobra i zła, jest tylko bieg historii – powiedział Molinar, który milczał aż do tej chwili.

– To również pogląd skrajny – zaprotestował Harbularer – i Bractwo nigdy nie włączyło tej teorii do Pięciu Tez. Mimo nacisków – dodał z przekąsem, wyraźnie pijąc do Molinara.