A teraz Krullg za pomocą działań praktycznych obalił tezy nieśmiertelnego Tirrina. Jaki stanie się świat z krasnoludami, które opanowały zasady magii? To było po prostu nie do uwierzenia. A znając krasnoludy, mogło być również nie do wytrzymania.
– Co się stanie z naszym światem? – spytał Arivald nieco bezradnie i poczuł się chyba pierwszy raz od wielu lat bardzo, bardzo stary.
– Tak. – Galladrin opuścił głowę.
– Czego się nauczyły?
– Czekałem na to pytanie – głosem jak szczęk łopaty grabarza o krawędź grobowca rzekł Galladrin. – Nauczyły się tego – podniósł głowę i pstryknął palcami.
Spomiędzy jego palców wydobył się mały, zimny płomyczek. Był to słynny Robaczek Świętojański Parvusa. Dawał mniej więcej tyle samo światła co świeczka z krótkim knotem. Czar słynny dlatego, iż Parvus po ciosie gobliniej maczugi w głowę zapomniał wszystkich czarów oprócz tego jednego. A mimo to (a raczej dzięki temu) wyprowadził z moczarów Thirlongu oddziały księcia Sammala. Czar słynny też z tego powodu, że był pierwszą magiczną sztuczką, jakiej uczyli się najmłodsi (czyli czteroletni) uczniowie Akademii. Wykucie go na pamięć zajmowało co tępszym około dwóch godzin.
– Galladrin, ja cię zamorduję!!! – wrzasnął Arivald. Ciężar spadł mu z serca.
Panienka roześmiał się głośno.
– Pół roku nauki, aby poznać Parvusa. Wyobrażasz sobie? Kiedy nauczą się Rozniecania albo Boskiej Jasności? Za pięć lat, za dziesięć?
– Spytaj lepiej, jak długo będzie żył Krullg – rzekł Arivald. – Kto wie, może za sto, dwieście lat wyuczy ich tak, że będą umieć tyle co…
– Sześciolatkowie – dokończył Galladrin, po czym uniósł dzban pomarańczowego wina. – Za krasnoludy, Arivaldzie – powiedział uroczystym tonem. – Za krasnoludy!
Jacek Piekara