Выбрать главу

– Artaanel – odparł Arivald, wymieniając imię maga, z którym wędrował i po którego śmierci przywłaszczył sobie Księgę Czarów, różdżkę i kryształową kulę. Nie był jednak zadowolony, że rozmowa zmierza w tym kierunku.

– Czcigodny Artaanel – rzekł Harbularer z szacunkiem w głosie. – Nie sądziłem, że miał ucznia, ale nie widzieliśmy go w Silmanionie od czterdziestu sześciu lat. Zawsze był samotnikiem.

– Zacząłem dość późno – wyjaśnił Arivald.

– Wiem coś o tym – pokiwał głową Pan Czarnej Różdżki – sam zostałem uczniem mając aż osiem lat. Mój Boże, ileż czasu i wysiłku musiałem włożyć, aby dogonić rówieśników.

Arivald uznał, że nie byłoby dobrym pomysłem przyznanie się, że on miał lat pięćkroć więcej, kiedy zaczynał karierę maga.

– Mistrz Velvelvanel zechce z pewnością obejrzeć twą Księgę. Przygotował ją sam Artaanel, nieprawdaż?

– Tak, to jego Księga – przytaknął Arivald.

– Co masz na myśli mówiąc: „jego Księga”? – zapytał zdumiony Harbularer, a Arivald poczuł, że wypłynął na wody głębokie i rwące. – Czyżby dał ci swoją Księgę?

– Właśnie tak.

– Nieprawdopodobne! Od lat nie słyszałem o czymś takim! Musisz mieć ogromną moc, Arivaldzie, skoro potrafiłeś dostroić się do obcej Księgi.

– Chciałbym, aby była większa – cynicznie, lecz szczerze odrzekł Arivald.

– Tak, tak, któż z nas by tego nie chciał. Z twoich słów wnioskuję jednak, że czcigodny Artaanel zakończył już życie. Czy możesz powiedzieć mi, jak to się stało?

– Niespodziewanie. – Arivald złożył dłonie na stole. – Jak każda zła śmierć. Zginął od strzały elfa, na Pograniczu.

– Co robiliście na Pograniczu? – zdumiał się Harbularer.

– Czcigodny Artaanel chciał się tam spotkać z pewnym człowiekiem, aby dostarczyć Tajemnemu Bractwu pewne wiadomości o rychłej wojnie z wiedźmiarzami oraz elfami.

– Znowu – rzekł z goryczą Wielki Mistrz. – Od lat przysyłał nam ostrzeżenia, które nigdy się nie potwierdziły. A więc zginął, goniąc za swymi złudzeniami. Jakież to przykre.

Milczeli przez chwilę.

– Wybacz, że cię teraz pożegnam – rzekł Harbularer – to bardzo, bardzo niezwykłe, co mi opowiedziałeś. Mam nadzieję, że będziemy mieli okazję jeszcze porozmawiać.

Arivald wstał i westchnął z ulgą (ale tylko w myślach). Katorga na razie się kończyła.

– Mistrzu – pożegnał się i pochylił głowę.

– Panie Arivaldzie…

Mistrz Velvelvanel był zażywnym, łysiejącym mężczyzną, ciągle uśmiechniętym, z palcami pobrudzonymi atramentem. Jego wygląd zwodził wielu, zwłaszcza początkujących uczniów, którzy jednak na pierwszej już lekcji boleśnie przekonywali się, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie. Velvelvanel był szefem kancelarii Tajemnego Bractwa (czyli zajmował się nudną papierkową robotą) oraz bezpośrednim przełożonym bibliotekarzy. Stanowczo uważał, że zajęcie to nie jest godne jego możliwości, ale był też pewien, że nieprędko awansuje wyżej. A to ze względu na błędy młodości, kiedy poważył się bawić nekromancją. Od tego czasu minęło już przeszło sześćdziesiąt lat, lecz pełnego wybaczenia mógł się w najlepszym wypadku spodziewać za drugie sześćdziesiąt. I tak zresztą miał szczęście, że nie odebrano mu mocy. Był więc człowiekiem zgorzkniałym, choć zapewne jednym z najbieglej szych silmaniońskich magów.

– Czy długo zabawisz u nas, panie Arivaldzie? – spytał zaniepokojony, bo obecność nieznanego nikomu, a słynnego maga wcale nie była mu na rękę.

– Mam nadzieję, że nie – odparł szczerze Arivald i zdał sobie sprawę, że popełnił gafę. – Nie weź mi tego za złe, ale bardzo przywiązałem się do Wybrzeża – dodał tonem wyjaśnienia i przeprosin.

– I ja bym się chętnie zaszył na prowincji, gdzie z dala od światowego zgiełku mógłbym pogłębiać swą wiedzę – westchnął nieszczerze Velvelvanel, który nienawidził wycieczek poza miasto i ciężko odchorowywał każdy wyjazd, podejrzewając, że w czasie jego nieobecności wszyscy starają się pod nim kopać dołki. – Proszę, to twoja polisa – powiedział po chwili, podając Arnoldowi krążek ze srebrzystego metalu – uaktywnia się pod wpływem czwartopoziomowego z Seszeni.

– Dziękuję ci. – Arivald, znów nieco spanikowany, włożył krążek do kieszeni płaszcza.

– Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, panie Arivaldzie?

– Dużo słyszałem o silmaniońskiej bibliotece.

– Drugie drzwi na lewo i wejdziesz do zachodniego skrzydła. Mistrz Baalbos cię oprowadzi. Ale czy mógłbym przedtem przejrzeć twoją Księgę?

– Proszę. – Arivald położył Księgę na stole i skierował się ku drzwiom.

– Zostawiasz mi ją? – Velvelvanel był zaskoczony.

– Coś nie tak?

– Panie Arivaldzie, wierz mi, że potrafię docenić to niezwykłe zaufanie – powiedział wzruszony Velvelvanel.

Kiedy Arivald opuścił pokój, czarodziej pokręcił głową i otworzył Księgę.

– Albo ta Księga ma wyjątkowe zabezpieczenia, albo ten człowiek jest święty – mruknął do siebie i zagłębił się w lekturze.

Arivald tymczasem, zgodnie ze wskazówkami, skręcił w drugie drzwi na lewo i aleją wśród kwiatów przeszedł do zachodniego skrzydła.

– Mistrz Arivald, jak sądzę… – Nie wiadomo skąd wyłonił się niski człowieczek. Za uchem miał gęsie pióro. – Jestem Baalbos. Czym ci mogę służyć?

– Chciałbym się rozejrzeć – ostrożnie odparł Arivald.

– Oczywiście. Czy mogę spytać o twoje uprawnienia? Zauważył, że Arivald się zawahał.

– No tak, ta kancelaria – westchnął Baalbos – niczego nie potrafią załatwić do końca. Mogę zobaczyć polisę? Ach, cztery A! – wykrzyknął z zazdrością, kiedy przyjrzał się krążkowi. – A mnie za parę lat obiecano pierwsze B. Jak można być bibliotekarzem i nie móc korzystać z najciekawszych woluminów? – dodał z rozgoryczeniem.

– Zawsze możesz skorzystać z mojej polisy – zaproponował Arivald.

– Słucham? Nie tak głośno! – Baalbos nerwowo rozejrzał się wokół. – To wielce, wielce szczodrobliwa propozycja, panie Arivaldzie. Będę twoim dozgonnym dłużnikiem. Mój Boże, od dziecka marzyłem, aby przeczytać traktaty Finnarena Wilczypyska, a to trzecie A. Musiałbym czekać jeszcze ze trzydzieści lat albo więcej. Czy byłoby wielkim nadużyciem z mojej strony, gdybym prosił cię, panie Arivaldzie, o spotkanie jeszcze dziś wieczorem, oczywiście po zebraniu Rady?

– Czemu nie? A czy ty będziesz tam, panie Baalbosie?

– Ja? Z drugim B? Gdzieżbym śmiał nawet o tym myśleć? A teraz czym mogę ci służyć?

– Interesuje mnie teoria Drestrina i potencjalne możliwości czwartopoziomowych z Seszeni. – Arivald miał nadzieję, że nie popełnił błędu.

– Ach, ten szaleniec Drestrin. Trzecie piętro, siódmy rząd trzeciej kondygnacji, druga półka od góry, jedenasty wolumin od lewej. A czwartopoziomowe z Seszeni, no tak, to ciekawy temat, ale zapewniam, panie Arivaldzie, że wszystkie ich możliwości wymienił już Gundus Gdacz w swoim „Traktacie o obrotach”. Tam znajdziesz i treść zaklęć, i komentarze Gundusa. Dostępny już przy trzecim D. Ulubiony temat prac magisterskich. Tak jak perpetuum mobile. Trzecie piętro, pierwszy rząd ósmej kondygnacji, trzecia półka z dołu, czwarta księga od lewej.