Przeczesali statek. Z dodatkową, właściwą ludziom czujnością badali te same ciasne pomieszczenia, wcześniej zbadane przez proksy. Lufy broni wtykali w potencjalne kryjówki, otwierali pokrywy sprzętu, szukając ocalałych. Nikogo nie znaleziono. Ostrożnie szturchano ciała, ale żadne nie wykazało najmniejszych oznak życia — stygły, a wzorce termiczne wokół twarzy świadczyły o tym, że zgon już nastąpił, choć niedawno. Nic nie wskazywało na przyczyny tej gwałtownej śmierci.
Clavain ułożył myśl i przekazał ją Skade i Remontoire’owi, nadal pozostającym na mostku.
Wchodzę do środka. Żadnych jeśli, żadnych ale. Załatwię to szybko, bez zbędnego ryzyka.
[Nie, Clavainie]
Przykro mi, Skade, ale albo, albo. Nie jestem członkiem waszego miłego klubiku, co oznacza, że mogę chodzić, gdzie mi się podoba. Przełknij to lub wypluj, ale to część kontraktu.
[Jesteś dla nas cenny]
Będę ostrożny, przyrzekam.
Clavain odbierał irytację Skade własnym systemem emocjonalnym. Remontoire również nie zachwycał się jego decyzją.
Obydwoje należeli do Ścisłej Rady i było nie do pomyślenia, by zrobili coś równie niebezpiecznego jak wejście na pokład pojmanego okrętu wroga. Już i tak dostatecznie ryzykowali, opuszczając Matczyne Gniazdo. Inni Hybrydowcy, łącznie ze Skade, chcieli, by Clavain dołączył do Ścisłej Rady, gdzie skuteczniej wykorzystywaliby jego wiedzę i chronili go. Skade, dzięki swej władzy w Radzie, mogła znacznie utrudnić mu życie, gdyby upierał się pozostać poza tym ciałem. Mogłaby oddelegować go do symbolicznych obowiązków albo nawet odesłać na żałosną, przymusową emeryturę. Istniały również inne kary i Clavain wcale ich nie lekceważył. Zaczął nawet rozważać opcję wstąpienia do Rady. Przynajmniej poznałby odpowiedź na pewne pytania i niewykluczone, że wywarłaby pewien wpływ na swych adwersarzy.
Póki jednak nie nadgryzł tego jabłka, nadal pozostawał żołnierzem. Żadne ograniczenia go nie dotyczyły i jeśli ma postępować jak tamci, to niech go cholera weźmie.
W dalszym ciągu przygotowywał skafander. Poprzednio, jakieś trzy czy cztery stulecia temu, ten proces był znacznie szybszy i łatwiejszy: nakładało się maskę i trochę urządzeń komunikacyjnych, a potem przechodziło przez błonę z inteligentnego materiału, rozciągniętą na drzwiach wychodzących w próżnię. Przy przejściu warstwa błony otulała cię, tworząc natychmiast przylegający do skóry skafander. Podczas powrotu wchodziło się przez tę samą błonę i skafander do niej powracał, ściekając z ciała jak magiczny śluz. Dzięki temu czynność wychodzenia ze statku na zewnątrz była równie prosta jak zakładanie okularów przeciwsłonecznych. Takie techniki, jako zbyt wrażliwe na ataki, nigdy nie miały szerszego zastosowania w czasie wojen i oczywiście nie stosowano ich teraz, w epoce po zarazie, kiedy można było wykorzystywać jedynie najodporniejsze formy nanotechnologii.
Clavain obawiał się, że dodatkowy wysiłek będzie go irytował. Jednak przekonał się, że pod wieloma względami akt wkładania skafandra — wdziewanie zbrojonych płyt, rygorystyczne sprawdzanie podsystemów, przypinanie broni i czujników — dziwnie dodawało otuchy. Może dlatego, że te czynności miały charakter rytualnych gestów odstraszających pecha. A może cała procedura przypominała mu, jak się przedstawiały sprawy w jego młodzieńczych latach.
Odepchnął się nogami w kierunku wrogiego statku i opuścił śluzę. Sylwetka szponiastego statku jaśniała na tle ciemnego konturu gazowego giganta. Okręt z pewnością był uszkodzony, ale nie miał wycieków gazu, świadczących o utracie szczelności kadłuba. Istniała nawet szansa, że ktoś ocalał. Chociaż skanowanie w podczerwieni nie dało jednoznacznych wyników, laserowe urządzenia namiarowe wykryły niewielkie ruchy całego statku w przód i w tył. Taki efekt mogły wywołać rozmaite czynniki, ale najprostszym wyjaśnieniem była obecność wewnątrz przynajmniej jednej osoby, która się ruszała, odbijając się od czasu do czasu od kadłuba. Jednak ani skarabeusze, ani zwiadowcy nie znaleźli żadnych ocalałych.
Coś przyciągnęło jego uwagę: wijąca się, bladozielona nić na tle ciemnego półksiężyca gazowego giganta. Od chwili pojawienia się okrętu Demarchistów Clavain właściwie nie myślał o frachtowcu, ale statek Antoinette Bax do tej pory nie wynurzył się z atmosfery. Najprawdopodobniej dziewczyna zginęła — a istniały tysiące sposobów, w jakie pilot mógł zginąć w atmosferze. Nie miał pojęcia, co tam robiła, i raczej nie aprobowałby tych działań. Jednak była chyba sama, a tak nie powinno się umierać w kosmosie. Clavain pamiętał, jak zignorowała ostrzeżenie szypra, i za to ją podziwiał. Bez wątpienia zachowała się dzielnie.
Energicznie wylądował na wrogim statku, amortyzując uderzenie ugięciem kolan. Podniósł się, podeszwy butów przywierały do kadłuba. Clavain obrócił się i dłonią przy przyłbicy przysłonił blask słońca. Spojrzał na „Nocny Cień”. Delektował się rzadką okazją widoku własnego statku z zewnątrz. Okręt był tak ciemny, że Clavain z trudem go dostrzegał. Potem jego implanty wzmocniły obraz statku, ujęły go w ramkę pulsującej, zielonej nakładki — o skali i odległości informowały cyfry i odcienie czerwieni. Statek był światłowcem i mógł odbywać podróże międzygwiezdne. Wysmukły kadłub zwężał się opływowo do ostrego jak igła dziobu, kształt miał sprzyjać maksymalnej wydajności w podróżach z prędkością niemal świetlną. W pobliżu najgrubszego miejsca kadłuba, zanim ponownie zaczynał się zwężać do tępo zakończonego ogona, podczepiono parę silników na wysmukłych dźwigarach. Inne odłamy ludzkości mówiły o tych silnikach „napęd Hybrydowców”, gdyż Hybrydowcy mieli monopol na ich produkcję i rozpowszechnianie. Przez stulecia udostępniali je Demarchistom, Ultrasom i innym podróżującym w kosmosie odłamom ludzkości, nie zdradzając natury zagadkowych procesów fizycznych, dzięki którym funkcjonowały te odporne na majsterkowanie napędy.
Sto lat temu wszystko się zmieniło. Praktycznie z dnia na dzień Hybrydowcy przestali wytwarzać swe silniki. Nie podali żadnych wyjaśnień, nie obiecali, że kiedykolwiek wznowią produkcję.
Od tamtego czasu istniejące silniki stały się niesłychanie cenne i były powodem przerażających aktów piractwa. Tamto wydarzenie niewątpliwie stało się pośrednio jedną z przyczyn obecnej wojny.
Clavain słyszał pogłoski, że Hybrydowcy nadal produkują silniki do własnego użytku, ale wiedział — jeśli wiedział cokolwiek o tych sprawach — że to pogłoski fałszywe. Nakaz zaprzestania produkcji był bezpośredni i obowiązywał powszechnie. Co więcej, gwałtownie spadło wykorzystanie istniejących okrętów, nawet przez jego własny odłam. Clavain nie pojmował, dlaczego wydano takie rozporządzenie. Domyślał się, że wydała je Ścisła Rada, ale dlaczego uznała to za niezbędne?
A jednak teraz Ścisła Rada zbudowała „Nocny Cień”. Clavainowi powierzono prototyp podczas lotu próbnego, ale Rada niechętnie ujawniała swe sekrety. Wszystko wskazywało na to, że Skade i Remontoire wiedzieli więcej od niego, a Clavain mógłby się założyć, że Skade wie więcej od Remontoire’a. Spędziła prawie całą podróż w ukryciu, prawdopodobnie przy jakimś supertajnym sprzęcie wojskowym. Clavainowi nie udało się ustalić, czym się właściwie zajmowała.
I nadal nie miał pojęcia, dlaczego Ścisła Rada zezwoliła na budowę nowego statku. Jakiż to miało sens w tak późnym stadium wojny, kiedy wróg już ustępował? Gdyby Clavain dołączył do Rady, może nie otrzymałby odpowiedzi na wszystkie dręczące go pytania — nadal nie wchodziłby w skład Wewnętrznego Sanktuarium — ale przybliżyłby się do odpowiedzi.