Выбрать главу

Brzmiało to niemal kusząco.

Jak łatwo dałem się zmanipulować Skade i innym, pomyślał z niesmakiem i odwrócił się od widoku. Nakładka zniknęła, a on ostrożnie przeszedł do miejsca, gdzie weszli żołnierze.

Wkrótce znalazł się w trzewiach statku Demarchistów. Szedł prowadnicami i rurami, w których normalnie nie byłoby powietrza. Clavain zażądał wywiadowczego pakietu informacji na temat budowy okrętu i wyobraził sobie słabe łaskotanie, gdy wiedza pojawiła mu się w głowie. Natychmiast odniósł niesamowite wrażenie znajomości otoczenia, jakby przeżył deja vu. Dotarł do śluzy powietrznej — okazała się za ciasna, przeszkadzał mu niezgrabny opancerzony skafander. Clavain zamknął luk za sobą, powietrze z rykiem wtargnęło do środka, a potem wewnętrzne drzwi wpuściły go do części statku, w której panowało ciśnienie. Dominujące wrażenie to ciemność. Po chwili jednak jego hełm przełączył się w tryb wysokiej czułości i nałożył na normalne pole widzenia nakładki podczerwienne i ultradźwiękowe.

[Clavain]

Jeden ze zwiadowców czekał na niego. Clavain zgiął się, tak że jego twarz znalazła się na jednej linii z twarzą kobiety, a potem podczepił się do wewnętrznej ścianki.

Co znalazłaś?

[Niewiele. Wszyscy są martwi]

Co do jednego?

Myśli kobiety dotarły do jego głowy jak kule, zwięzłe i precyzyjne.

[Ostatnio. Żadnych zranień. Wydaje się to rozmyślne]

Żadnego ocalałego? Spodziewaliśmy się przynajmniej jednego.

[Nie ma ocalałych, Clavain]

Oferowała mu dostęp do swoich wspomnień. Przyjął je, przygotowując się psychicznie do tego, co za chwilę zobaczy.

Zobaczył widok tak nieprzyjemny, jak się obawiał, niczym scenę jakiegoś potwornego, zbiorowego samobójstwa. Żadnych śladów walki czy przymusu, żadnych oznak wahania. Załoga umarła na swoich właściwych stanowiskach służbowych, tak jakby ktoś obszedł statek i rozdał trujące pastylki. Sytuacja mogła wyglądać jeszcze okropniej: załoga zgromadziła się w jakimś centralnym pomieszczeniu, wręczono jej środki do eutanazji, a następnie wszyscy wrócili do swoich nisz. Możliwe, że potem nadal wykonywali swe zajęcia, aż do chwili, gdy szyper zarządził zbiorowe samobójstwo.

W nieważkości głowy nie zwisają bezwładnie. Nawet nie opadają szczęki. Ciała przybierają położenie i postawę mniej więcej takie jak za życia, ograniczone uprzężami albo też swobodnie dryfujące od ściany do ściany. To jedna z najbardziej niesamowitych cech wojny w kosmosie: często trudno jest odróżnić martwych od żywych.

Wszyscy martwi załoganci byli wychudzeni, jakby przez wiele miesięcy żywili się żelaznymi porcjami. Wielu z nich miało uszkodzenia skóry lub nabiegłe krwią ślady źle zagojonych ran. Może niektórzy z nich umarli już wcześniej i ich ciała wyrzucono ze statku, aby zmniejszyć jego masę i oszczędzić paliwo. Pod czapkami i hełmami wszyscy mieli jedynie siwawą szczecinę. Wszystkich ubrano w podobne mundury z oznakami raczej specjalizacji technicznych niż stopni wojskowych. W ponurym oświetleniu awaryjnym ich skóra miała jednakowy szarozielony odcień.

Clavain postrzegał teraz własnym wzrokiem, jak w pole widzenia wsuwa się trup. Mężczyzna jakby płynął przez powietrze. Usta miał ledwo otwarte, oczy utkwione w nieokreślonym punkcie. Człowiek łupnął w jedną z grodzi, a Clavain poczuł słabe drgania ścianki, gdzie tkwił przyczepiony.

Clavain przetransmitował prośbę do głowy kobiety.

Umocuj tego trupa.

Kobieta spełniła prośbę. Potem Clavain rozkazał wszystkim zwiadowcom, by się przywiązali i zachowywali spokojnie. Nie było innych dryfujących trupów, więc żaden obiekt nie powinien wpływać na ruch statku. Clavain poczekał chwilę na aktualizacje z „Nocnego Cienia”, który nadal obmacywał wroga laserami dalekiego zasięgu.

Początkowo nie potrafił sensownie zinterpretować obrazu: wewnątrz wrogiego statku najwyraźniej coś nadal się poruszało.

* * *

— Panienko?

Antoinette bardzo dobrze znała ten ton, który nigdy nie zapowiadał niczego dobrego. Wciśnięta w kanapę akceleracyjną wychrząkała odpowiedź zrozumiałą tylko dla Bestii.

— Coś się dzieje, prawda?

— Niestety tak, panienko. Wygląda na to, że mamy problem z głównym rdzeniem syntezy.

Bestia włączył na oknie mostka refleksyjną projekcję systemu syntezy. Obraz nałożył się na warstwy chmur, przez które pruł wspinający się z powrotem w przestrzeń „Burzyk”. Elementy silnika jądrowego wykreślono złowróżbną pulsującą czerwienią.

— Cholera. To tokamak, prawda?

— Wydaje się, że właśnie z tym mamy do czynienia, panienko.

— Pieprzyć to. Wiedziałam, że powinniśmy go wymienić podczas ostatniego generalnego.

— Uwaga na słownictwo, panienko! I grzeczne napomnienie, że co się stało, to się stało.

Antoinette uruchomiła kilka innych programów diagnostycznych, ale nie przyniosły lepszych nowin.

— To wina Xaviera — oznajmiła.

— Xaviera? Na czym polega wina pana Liu?

— Xave przysięgał, że tok przetrzyma jeszcze przynajmniej trzy podróże.

— Może i tak, panienko. Ale zanim przypiszesz zbyt wielką winę panu Liu, może powinnaś wspomnieć, że gdy opuszczaliśmy Pas Złomu, policja nakazała wyłączyć główny silnik. Twarde wyłączenie nie przysłużyło się tokamakowi. Dochodzą jeszcze uszkodzenia wibracyjne podczas wchodzenia w atmosferę.

Antoinette skrzywiła się. Czasami zastanawiała się, po czyjej stronie Bestia stoi naprawdę.

— Dobra — oznajmiła. — Na razie daruję Xavemu. Ale to chyba nie polepsza mojej sytuacji.

— Niepowodzenie jest przewidywane, panienko, ale nie całkowicie pewne.

Antoinette sprawdziła odczyty.

— Potrzebujemy dodatkowych dziesięciu klików na sekundę tylko po to, by wejść na orbitę. Wyciągniesz tyle, Bestio?

— Staram się, jak mogę, panienko.

Skinęła głową, akceptując, że tyle tylko może wymagać od swego statku. W górze chmury zaczynały rzednąć i niebo ciemniało do głębokiego, nocnego granatu. Kosmos niemal dawał się dotknąć.

Ale nadal pozostawał do przebycia kawał drogi.

* * *

Clavain obserwował, jak ze schronienia jest usuwana ostatnia skrywająca warstwa. Jeden z żołnierzy poświecił latarką w mroczną wnękę. Ocalały kulił się w rogu, zakutany w poplamiony koc termiczny. Clavain poczuł ulgę — teraz, kiedy zajęto się już tym drobnym szczegółem, statek wrogów mógł zostać bezpiecznie zniszczony i „Nocny Cień” powróci do Matczynego Gniazda.

Znalezienie ocalałego okazało się łatwiejsze niż Clavain przypuszczał. Dokładna lokalizacja zajęła jedynie trzydzieści minut. Zastosowano skanery akustyczne i biosensoryczne, stopniowo zawężając obszar poszukiwań. Potem oddarto panele i usunięto sprzęt, odsłaniając ukrytą niszę, przestrzeń o rozmiarach dwóch zestawionych szaf. Do tej części statku, zalewanej podwyższonym promieniowaniem z silników syntezy jądrowej, załoga ludzka przychodziła rzadko.

Kryjówka przypominała Clavainowi zaimprowizowany areszt, miejsce odosobnienia na statku, w którym w ogóle nie przewidywano transportu więźniów. Tego więźnia umieszczono w dziurze, potem wokół przyklejono panele i sprzęt, zostawiając jedynie przepust na powietrze, jedzenie i wodę. Dziura była zanieczyszczona. Clavain kazał swemu skafandrowi pobrać próbkę powietrza i podprowadzić odrobinę pod swój nos — cuchnęła ludzkimi odchodami. Zastanawiał się, czy więźnia zaniedbywano przez czas dłuższy, czy tylko od chwili przybycia „Nocnego Cienia”.