Pod innymi względami więźniem opiekowano się chyba należycie. Obite poduszkami ściany wnęki, miały zamontowane obręcze, które pomagały więźniowi uniknąć obrażeń podczas manewrów bojowych. Łączność zapewniał podłączony telefon, choć Clavain zauważył, że urządzenie przenosiło informację tylko w jedną stronę — do schowka. Leżały tam koce i resztki jedzenia. Clavain widział gorsze areszty. W niektórych z nich nawet gościł.
Pchnął myśl do głowy żołnierza z latarką:
Zdejmij z niego koc. Chciałbym zobaczyć, kogo znaleźliśmy.
Clavain ciekaw, kim okaże się więzień, pośpiesznie rozpatrywał możliwości. Nie słyszał nic o ujętych ostatnio Hybrydowcach i wątpił, czy przeciwnik zadałby sobie tyle trudu, by utrzymywać któregoś przy życiu. Ktoś z własnych szeregów nieprzyjaciela był najbardziej prawdopodobny. Może zdrajca albo dezerter.
Żołnierz zerwał koc ze skulonej postaci.
Gdy nagle dotarło doń światło, więzień — mały kształt, zwinięty w pozycji embrionalnej — pisnął i zakrył przywykłe do ciemności oczy.
Clavain patrzył zdumiony — więzień zupełnie nie odpowiadał jego wyobrażeniom. Na pierwszy rzut oka można go było wziąć za ludzkiego nastolatka, gdyż proporcje i rozmiar mniej więcej temu odpowiadały. Poza tym był nagi — nie przyodziane niczym, podobne do ludzkiego ciało, cofnęło się w głąb dziury. Na barku widniało okropne poparzenie, bruzdy i wiry z czerwieni i śmiertelnej bieli.
Clavain miał przed sobą hiperświnię — genetyczną chimerę świni i człowieka.
— Cześć — powiedział donośnie Clavain. Słowo zagrzmiało z głośnika skafandra.
Świnia poruszyła się ruchem nagłym i sprężynującym — nikt z nich nie oczekiwał czegoś takiego. Machnęła długim i metalicznym przedmiotem, trzymanym w zaciśniętej pięści, który błysnął, a jego kraniec wibrował niczym kamerton. Świnia pchnęła tym mocno w pierś Clavaina. Koniec ostrza z drżeniem przesunął się po zbroi. Zostawił jedynie cienki, błyszczący rowek, jednak trafił w miejsce przy ramieniu Clavaina, gdzie nachodziły na siebie dwie płytki. Ostrze wślizgnęło się w szczelinę, a skafander odnotował to wtargnięcie jaskrawym pulsującym sygnałem alarmowym w hełmie. Clavain rzucił się w tył, zanim ostrze zdołało przebić warstwę wewnętrzną skafandra i dotrzeć do ciała. Uderzył z trzaskiem plecami w ścianę. Broń wypadła z rąk świni i odleciała, obracając się niczym statek, który utracił sterowanie żyroskopami. Clavain rozpoznał przedmiot jako nóż piezoelektryczny — sam nosił podobny przy pasie ze sprzętem. Świnia musiała go ukraść któremuś z Demarchistów.
Clavain odzyskał oddech.
— Zacznijmy od nowa, dobrze?
Inni Hybrydowcy unieruchomili świnię. Clavain skontrolował skafander, wywoławszy wykaz uszkodzeń. Przy ramieniu nastąpiła niewielka utrata szczelności. Nie groziła mu śmierć z uduszenia, ale pomyślał o nie wykrytych kontaminantach na pokładzie wrogiego statku. Prawie odruchowo odczepił z pasa pojemnik z uszczelniaczem w spreju, wybrał średnicę dyszy i nałożył gwałtownie twardniejącą żywicę epoksydową mniej więcej wokół cięcia. Zestaliła się, tworząc wężową, szarą cystę.
Przed nastaniem ery Demarchistów, w dwudziestym pierwszym czy dwudziestym drugim stuleciu, w czasie niezbyt oddalonym od narodzin Clavaina, cała gama ludzkich genów została połączona z genami świni domowej. Chciano ułatwić transplantację organów między obydwoma gatunkami, umożliwić wzrost u świń organów nadających się do przeszczepu u ludzi. Obecnie już od stuleci istniały lepsze sposoby zastępowania i leczenia uszkodzonych tkanek, ale pozostało dziedzictwo tamtych eksperymentów. Genetyczna interwencja posunęła się za daleko — stworzono nie tylko międzygatunkową kompatybilność, ale coś całkowicie nieoczekiwanego: inteligencję.
Jednak nikt — nawet świnie — nie wiedział dokładnie, co się wydarzyło. Niewykluczone, że rozmyślnie nie próbowano podnieść ich zdolności poznawczych do poziomu ludzkiego, jednak rozwój mowy u świń z pewnością nie był przypadkiem. Nie wszystkie potrafiły się posługiwać językiem — istniały podgrupy świń o różnych zdolnościach umysłowych i wokalnych — jednak te, które mogły mówić, zostały tak zaprojektowane przez kogoś, kto dokładnie wiedział, co robi: posiadały właściwe mechanizmy gramatyczne w mózgach, miały krtanie, szczęki i płuca przystosowane do tworzenia dźwięków ludzkiej mowy.
Clavain pochylił się lekko nad więźniem.
— Rozumiesz mnie? — zapytał, najpierw w norte, potem po kanazyjsku, głównym języku Demarchistów. — Nazywam się Nevil Clavain. Jesteś więźniem Demarchistów.
Świnia odpowiedział, jego przebudowane szczęki i krtań formowały idealne ludzkie dźwięki.
— Wszystko mi jedno, czyim jestem więźniem. Odpieprz się i zdechnij.
— Akurat tych dwóch rzeczy nie mam w planach na dzisiaj.
Świnia czujnie otworzył jedno różowoczerwone oko.
— A kim, do cholery, jesteście? Gdzie tamci pozostali?
— Załoga szypra? Przykro mi, ale nie żyją.
Na tę nowinę świnia nie okazał radości.
— Zabiliście ich?
— Nie. Kiedy weszliśmy na pokład, byli już martwi.
— A wy kto?
— Jak powiedziałem, Hybrydowcy.
— Pająki… — Świnia wykrzywił swe prawie ludzkie wargi w czymś na kształt niesmaku. — Wiecie, co robię z pająkami? Szczam na nich.
— To miłe.
Clavain widział, że to prowadzi donikąd. Subwokalnie poprosił jednego z żołnierzy, by dał więźniowi środek uspokajający i zabrał go z powrotem na „Nocnego Cienia”. Nie miał pojęcia, kogo lub co świnia sobą reprezentuje i jak wpakował się w spiralę końcowego etapu wojny. Dowie się więcej po przetrałowaniu świni. A medmaszyny Hybrydowców cudownie podziałają na świńską powściągliwość.
Clavain pozostał na wrogim okręcie, a zwiadowcy ostatecznie sprawdzali, czy przeciwnik nie zostawił użytecznych informacji taktycznych. Nie było niczego — statkowe magazyny danych opróżniono do czysta. Równoległe poszukiwania nie wykryły żadnych technologii, których Hybrydowcy by dobrze nie znali, ani broni, wartych przywłaszczenia. Standardowa procedura w takich wypadkach przewidywała zniszczenie przeszukanego okrętu, by nie dostał się ponownie w ręce wroga.
Clavain rozważał, jak najlepiej zlikwidować okręt — pocisk czy ładunek niszczący? — kiedy poczuł obecność Remontoire’a.
[Clavain?]
O co chodzi?
[Odbieramy ogólne wezwanie pomocy od frachtowca]
Antoinette Bax? Myślałem, że nie żyje.
[Żyje, ale może wkrótce przestanie. Jej statek ma problemy z silnikiem, zdaje się, że awaria tokamaka. Nie osiągnęła prędkości ucieczki ani nie zdołała wskoczyć na orbitę]
Clavain skinął głową bardziej do siebie niż do Remontoire’a. Wyobraził sobie trajektorię, na której musiał się znajdować „Burzyk”. Być może jeszcze nie osiągnęła wierzchołka tej paraboli, ale wcześniej czy później Antoinette Bax zacznie powrotny ześlizg ku warstwie chmur. Wyobraził sobie również stopień desperacji, która doprowadziła ją do wysłania ogólnego wezwania o pomoc, gdy jedynym statkiem w pobliżu był okręt Hybrydowców. Doświadczenie Clavaina wskazywało, że większość pilotów wolałaby śmierć od pochwycenia przez pająki.
[Clavain… zdajesz sobie sprawę, że nie możemy potwierdzić przyjęcia jej sygnału]
Zdaje sobie sprawę.
[Powstałby precedens. Poparlibyśmy w ten sposób działania nielegalne. W najlepszym razie nie mielibyśmy innego wyjścia, jak ją zwerbować]
Clavain znowu skinął głową, myśląc o więźniach, miotających się z wrzaskiem, gdy wiedziono ich do sal werbowniczych Hybrydowców, gdzie pompowano im głowy do pełna neuronowymi mechanizmami. Bali się niepotrzebnie — sam wiedział o tym najlepiej, bo on sam kiedyś się temu opierał. Ale rozumiał ich uczucia.