Skade powstrzymała wybuch śmiechu.
Naginanie prawdy? Dla mnie to brzmi jak jawne kłamstwo. A jak zamierzasz zagwarantować, że Clavain podtrzyma waszą wersję?
[Dlaczego uważasz, Skade, że z Clavainem będą problemy?]
Odpowiedziała pytaniem na pytanie:
Chyba nie zamierzasz ukryć faktów również przed nim?
[To wojna, Skade. Istnieje prastare powiedzenie o wojnie i ofiarach, ale nie będziemy cię tym teraz zaprzątać. Jesteśmy jednak pewni, że rozumiesz, o co chodzi. Clavain to nasz największy atut taktyczny. Ma sposób myślenia niepodobny do reszty Hybrydowców i dlatego stale mamy przewagę nad wrogami. Pogrąży się w bólu jak inni, lecz na krótko. Będzie to wielka rozpacz. Ale szybko wróci do siebie, akurat gdy będzie nam najbardziej potrzebny. Przyznasz, że to lepiej niż skazywać go na długą nadzieję, po której — co prawdopodobne — doznałby destrukcyjnego rozczarowania]
Głos zmienił się; ktoś wyczuł, że powinien zabrzmieć jeszcze bardziej przekonująco.
[Clawain to człowiek bardziej od nas emocjonalny. Był stary, gdy do nas przyszedł, w sensie neurologicznym starszy od wszystkich rekrutów, jakich kiedykolwiek przyjęliśmy. Jego umysł nadal grzęźnie w starych sposobach myślenia. Zawsze powinniśmy o tym pamiętać. Clavain jest delikatny i wymaga naszej troski, jak cieplarniany kwiat]
Ale kłamać mu na temat Galiany…
[Może nigdy do tego nie dojdzie. Wyprzedzamy fakty. Najpierw musimy zbadać statek — przecież Galiany może tam w ogóle nie być]
Skade przyznała rację.
Tak byłoby chyba najlepiej? Wtedy wiedzielibyśmy, że pozostała gdzieś tam, w kosmosie.
[Tak, ale wówczas musielibyśmy poruszyć drobną kwestię, co się stało z trzecim statkiem]
Po dziewięćdziesięciu pięciu latach od wybuchu parchowej zarazy Hybrydowcy wiele wiedzieli na temat postępowania ze skażeniami. Należeli do jednego z ostatnich odłamów ludzkości, jakiemu udało się zachować cenną technikę sprzed zarazy, więc bardzo poważnie traktowali kwarantannę. W okresie pokoju najbezpieczniej i najłatwiej byłoby zbadać statek na miejscu, tam gdzie dryfował w kosmosie na skraju układu. Istniało jednak zbyt duże ryzyko, że zauważą to Demarchiści, i inspekcję należało przeprowadzić po kryjomu. Doskonale się do tego nadawało Matczyne Gniazdo — było odpowiednio wyposażone do przyjmowania skażonych statków.
Przedtem jednak należało zachować ostrożność, wymagającą sporej pracy w otwartym kosmosie. Najpierw serwitory usunęły silniki, odcinając laserem dźwigary, mocujące je po obu stronach zwężającego się stożkowato kadłuba światłowca. Źle pracujący silnik mógł zniszczyć Matczyne Gniazdo; nie można było do tego dopuścić, więc, dopóki nie zostanie wyjaśniona przyczyna katastrofy statku, Skade nie chciała ryzykować. Równocześnie Skade kazała rakietom-ciągnikom przyholować kawał czarnego, niesublimowanego lodu kometarnego, potem serwitory obłożyły nim kadłub warstwą metrowej grubości. Szybko się z tym uporały, a przy tym ani przez chwilę nie dotknęły bezpośrednio kadłuba. Początkowo statek był ciemny — teraz stał się niesamowicie czarny.
Skade wystrzeliła w lód zaczepy, w wielu miejscach kadłuba zakotwiczając rakiety-ciągniki. Ponieważ podczas holowania statku lód miał wytrzymać wszystkie naprężenia, Skade musiała przyczepić tysiąc ciągników, by nie dopuścić do przedziurawienia lodowej warstwy. Gdy wszystkie rakiety zostały odpalone, powstał zachwycający widok — tysiąc zimnoniebieskich płomyków wystrzeliło z czarnego, skręconego w spiralę rdzenia dryfującego statku. Skade utrzymywała niewielkie przyśpieszenia, bardzo dokładnie wyliczone: potrzebna była tylko jedna wspólna korekta przed końcowym przybyciem do Matczynego Gniazda. Odpalenie silników korekcyjnych zsynchronizowała ze ślepymi plamkami pokrycia sensorycznego Demarchistów. Demarchiści w ogóle nie podejrzewali, że Hybrydowcy wiedzą o tych ślepych plamkach.
W Matczynym Gnieździe kadłub został odholowany do szerokiego na pięć kilometrów doku wyłożonego warstwą ceramiczną. Przygotowany specjalnie na przyjęcie statków opanowanych zarazą, dok mógł akurat pomieścić światłowiec z usuniętymi silnikami. Ceramiczne ściany miały trzydzieści metrów grubości, a wszystkie urządzenia w doku uodporniono przed zarazą. Gdy statek znalazł się w środku, dok szczelnie zamknięto wraz z wyselekcjonowanym przez Skade zespołem inspekcyjnym.
Dok miał skromne możliwości przesyłania danych do pozostałej części Gniazda, więc zespół przyuczono do działania w izolacji od miliona Hybrydowców w Gnieździe. Te wymagania sprzyjały selekcji operatorów, którzy nie zawsze byli najbardziej stabilni, ale Skade nie mogła narzekać. Należała do najrzadszego rodzaju Hybrydowców, potrafiących działać w zupełnej samotności w głębi terytorium nieprzyjaciela.
Statek zabezpieczono, komorę wypełniono argonem pod ciśnieniem dwóch atmosfer. Delikatną ablacją usunięto prawie cały lód, zostawiając tylko cienką warstwę, którą stapiano przez sześć dni. Sensory unosiły się nad kadłubem jak stado mew, węsząc, czy w argonie nie ma obcej materii, ale poza wiórami materiału kadłuba nic szczególnego nie odkryły.
Skade nie śpieszyła się. Działała z największą ostrożnością, nie dotykała statku, chyba że było to absolutnie niezbędne. Wzdłuż statku wirowały pierścienne grawitometry obrazujące; badając jego wewnętrzną strukturę, ukazywały rozmyty widok wnętrza. Skade widziała to, co już znała ze szkiców konstrukcyjnych statku. Dostrzegła jednak również dziwne rzeczy, których nie powinno tam być: wydłużone czarne kształty wkręcające się i rozdwajające w środku statku. Przypominało to tory kul na zdjęciach z sekcji zwłok lub wzorce cząsteczek subatomowych, przechodzących przez komorę mgłową. W miejscu, gdzie czarne kształty docierały do zewnętrznej powłoki, Skade zawsze odkrywała na wpół zakopane sześciany.
Na statku zostało jednak sporo miejsc, gdzie ludzie mogli przeżyć, choć wszystko wskazywało na to, że żywych tam nie ma. Radar neutrinowy i skanowanie promieniami gamma ujawniły więcej elementów konstrukcyjnych, jednak Skade nadal nie widziała istotnych szczegółów. Niechętnie przeszła do następnego etapu badań — kontaktu fizycznego. Przyczepiła kilkadziesiąt młotów udarowych w różnych miejscach kadłuba oraz przylepiła setki mikrofonów. Gdy młoty waliły w kadłub, Skade słyszała w swoim skafandrze dudnienie przenoszone przez argon. Brzmiało to tak, jakby w odległej kuźni trudziła się armia kowali. Fale akustyczne mknęły przez statek, a mikrofony nadsłuchiwały echa metalu. Jeden ze starszych programów neuronalnych Skade wyławiał informację zawartą w opóźnieniach echa i układał tomograficzny profil gęstości obiektu.
Skade zobaczyła to w widmowych szaro-zielonych barwach. Obraz nie dostarczył danych sprzecznych z tym, co Skade już wcześniej wiedziała, choć dał jej dokładniejszy wgląd w pewne obszary. By dowiedzieć się więcej, musiała wejść do środka, a to nie było łatwe. Wszystkie śluzy zostały od wewnątrz zamknięte plombami ze stopionego metalu. Skade nerwowo i systematycznie przecinała uszczelnienia laserem i hiperdiamentowymi wiertłami, czując strach i rozpacz załogi. Otworzyła pierwszą śluzę i posłała na zwiady oddział zabezpieczonych serwitorów — krabów o ceramiczych pancerzach, wyposażonych akurat w tyle inteligencji, by wykonać swe zadanie. Przesłały widoki wnętrza do czaszki Skade.
Widoki przerażające.
Załoga była zmasakrowana. Niektórzy zostali rozerwani na strzępy, zgnieceni, pozbawieni kończyn, sprasowani, pocięci na kawałki. Inni byli spaleni, uduszeni, zamrożeni. Rzeź musiała trwać dość długo. Obserwując pobojowisko, Skade odtwarzała sobie przebieg wydarzeń: stoczono serię bitew i broniono redut w różnych miejscach statku, gdzie załoga wznosiła naprędce barykady przeciw agresorom. Sam statek rozpaczliwie próbował ochronić swój ludzki ładunek, przebudowując wnętrze tak, by powstrzymać wroga. Pewne obszary zalał płynem chłodzącym lub wypełnił powietrzem pod dużym ciśnieniem i tam Skade dostrzegła zwłoki dziwnych, niezgrabnych maszyn — konglomeratów tysiąca czarnych geometrycznych kształtów.