Выбрать главу

Chwycił jeden, by mu się przyjrzeć. Obiekt zagrzechotał mu w dłoni. Była to ludzka głowa, zrobiona z pojedynczej drewnianej spirali. Przez otwory w spirali widział w środku inną głowę i następną tamtej. Możliwe, że zagnieżdżono jeszcze więcej głów. Wypuścił obiekt i chwycił inny: kulę najeżoną patyczkami różnej długości. Clavain poruszył jednym patyczkiem i usłyszał, jak w kuli coś szczęka i przesuwa się niczym zapadka w zamku.

— Widzę, Felko, że dużo pracowałaś.

— Nie tylko ja — odparła. — Słyszałam meldunki. Jakaś sprawa z więźniem?

Clavain przesunął się obok serii drewnianych obiektów i minął zakręt w konarze. Przecisnął się przez otwór łączący z małą pozbawioną okien izbą, oświetloną jedynie latarniami. Ich światło pokrywało różem i szkarłatem ochrowo-ciemnobrązowe ściany. Jedną z nich wypełniały liczne drewniane rzeźbione twarze o nieco przesadnych rysach. Te na brzegach były na wpół ukształtowane, niczym nadżarte kwasem rzygacze. Powietrze pachniało żywicą obrabianego drzewa.

— Nie sądzę, by z tego więźnia był jakiś większy pożytek — stwierdził Clavain. — Jeszcze nie znamy jego tożsamości, ale zdaje się, że to przestępca. Przetrałowaliśmy go, otrzymaliśmy żywe i niedawne wzorce pamięciowe, ukazujące, jak morduje ludzi. Oszczędzę ci szczegółów, ale ten świnia jest w tym twórczy, ręczę za to. Mylą się ci, co twierdzą, że świniom brakuje wyobraźni.

— Nigdy tak nie twierdziłam, Clavainie. A ta druga sprawa? Kobieta, którą, jak słyszałam, uratowałeś?

— Ach. To osobliwe, jak te wiadomości się rozchodzą. — Potem przypomniał sobie, że to właśnie on opowiedział dzieciom o Antoinette Bax.

— Zdziwiła się?

— Nie wiem. A powinna?

Felka parsknęła. Wisiała w powietrzu pośrodku izby jak nadęta planeta, obsługiwana przez delikatne, drewniane księżyce. Miała na sobie workowate brązowe ubranie robocze. Przynajmniej kilkanaście częściowo wykończonych obiektów, przymocowanych do jej talii nylonowymi nićmi, unosiło się przy niej. Inne liny prowadziły do rozmaitych narzędzi do drewna: rozwiertaka, pilnika, laserów oraz drobnych robotów ryjących.

— Chyba oczekiwała, że umrze, albo przynajmniej zostanie zasymilowana — zauważył Clavain.

— Najwyraźniej wyprowadza cię z równowagi fakt, że wszyscy nas nienawidzą i się nas boją.

— Daje to trochę do myślenia.

Felka westchnęła, jakby omawiali to już kilkanaście razy.

— Jak długo się znamy, Clavainie?

— Chyba dłużej, niż znamy większość innych ludzi.

— Tak jest. I przez większość tego czasu byłeś żołnierzem. Nie zawsze walczyłeś, przyznaję. Ale w głębi serca zawsze byłeś żołnierzem. — Nie spuszczając go z oczu, przyciągnęła jeden ze swoich wyrobów i zerknęła przez kratowe szczeliny w drewnie. — Według mnie to trochę za późno na skrupuły moralne, nie wydaje ci się?

— Prawdopodobnie masz rację.

Felka zagryzła dolną wargę i wykorzystując grubszą linę, przesuwała się ku jednej ze ścian izby, a towarzyszące jej drewniane rzeźby i narzędzia grzechotały. Felka zaczęła przygotowywać herbatę dla Clavaina.

— Nie dotykałaś mej twarzy, kiedy wszedłem — zauważył Clavain. — Czy powinienem to uważać za pomyślną wiadomość?

— W jakim sensie?

— Może polepsza ci się rozróżnianie twarzy?

— Nie polepsza. Czy zauważyłeś po drodze ścianę z twarzy?

— Musiałaś ją zrobić ostatnio.

— Gdy przychodzi tu ktoś, co do kogo nie mam pewności, dotykam jego twarzy, odwzorowując jej rysy palcami. Potem porównuję to, co odwzorowałam, z twarzami, które wyrzeźbiłam na ścianie, aż znajdę odpowiednik. Potem odczytuję imię. Oczywiście, muszę od czasu do czasu dodawać nowe twarze, a niektóre nie wymagają tylu szczegółów, co inne…

— Ale ja…

— Masz brodę i dużo zmarszczek. Masz rzadkie białe włosy. Nie mogłabym cię nie rozpoznać. Jesteś niepodobny do innych.

Podała mu bańkę. Wycisnął do gardła strumień parzącej herbaty.

— Chyba zaprzeczanie nie ma sensu.

Spojrzał na nią z największym obiektywizmem, na jaki mógł się zdobyć. Porównywał jej sposób bycia z jej obrazem, jaki zapamiętał sprzed wyruszenia na „Nocnym Cieniu”. Upłynęło zaledwie kilka tygodni, ale według jego oceny Felka stała się bardziej zamknięta w sobie, teraz mniej należała do świata niż kiedykolwiek w ostatnich latach. Mówiła o gościach, ale podejrzewał, że niewielu ją odwiedza.

— Clavain?

— Obiecaj mi coś, Felko.

Poczekał, aż obróci się w jego kierunku. Czarne włosy, równie długie jak Galiany, były skołtunione i tłuste. Grudki śpiochów gnieździły się w kącikach oczu. Jej bladozielone, prawie jadeitowe, tęczówki odcinały się od nabiegłej krwią bladej różowości. Skóra pod oczyma napuchła i nabrała lekko niebieskiego koloru, niczym siniak. Podobnie jak Clavain, Felka potrzebowała snu, co wśród Hybrydowców było niezwykłe.

— Co ci obiecać, Clavainie?

— Jeśli… — kiedy… — stanie się to zbyt dotkliwe, powiadom mnie, dobrze?

— W czym to pomoże?

— Wiesz, że zawsze robiłem dla ciebie, co mogłem? Zwłaszcza teraz, gdy nie ma tutaj z nami Galiany.

Jej podrażnione oczy patrzyły na niego uważnie.

— Zawsze robiłeś, co mogłeś. Ale nie możesz nic poradzić na to, że jestem, czym jestem. Nie potrafisz czynić cudów.

Smutno skinął głową. Wiedział, że to prawda, ale ta świadomość wcale nie przynosiła ulgi.

Felka nie była taka jak inni Hybrydowcy. Po raz pierwszy spotkał ją podczas swej drugiej podróży do gniazda Galiany na Marsie. Produkt przerwanego doświadczenia z manipulowaniem mózgiem płodu, była upośledzonym dzieckiem. Nie tylko nie potrafiła rozpoznawać twarzy, ale w ogóle nie była zdolna do kontaktu z innymi ludźmi. Cały jej świat kręcił się wokół jednej, nieskończenie pochłaniającej gry. Gniazdo Galiany otaczała olbrzymia konstrukcja, znana jako Wielki Mur Marsjański. Mur — pozostałość wcześniejszego, nieudanego projektu terraformizacji — uszkodzony w jednej z wcześniejszych wojen, nigdy się nie zawalił, gdyż gra Felki polegała na stymulowaniu samonaprawczych mechanizmów Muru do aktywności, do niekończącego się, złożonego procesu wykrywania wad i rozmieszczania cennych zasobów naprawczych. Wysoki na dwieście kilometrów mur był równie skomplikowany jak ludzkie ciało, a Felka sterowała każdym aspektem jego mechanizmów leczących, poczynając od najdrobniejszej komórki. Okazało się, że dziewczyna znacznie lepiej utrzymuje Mur w całości, niż maszyny. Choć z powodu uszkodzonego umysłu w ogóle nie miała kontaktu z ludźmi, wykazywała zdumiewającą zdolność do złożonych zadań.

Mur runął podczas ostatniego ataku byłych towarzyszy Clavaina z Koalicji na rzecz Czystości Neuralnej. Galiana, Felka i on sam uciekli z gniazda jako jedni z ostatnich. Galiana próbowała go przekonać, by nie brał ze sobą Felki, ostrzegając, że bez Muru doświadczy ona deprywacji sensorycznej znacznie okrutniejszej niż sama śmierć. Clavain mimo to ją zabrał, przekonany, że dla i dziewczyny musi istnieć jakaś nadzieja. Musi istnieć coś, czym jej umysł mógłby się zająć. Surogat Muru.