Skade przeznaczyła ogromną część siebie samej do analizy tych właśnie problemów. Jednocześnie odtwarzała i analizowała nagranie, przekazane ostatnio z Konwencji Ferrisvillskiej.
Nie zawierało niczego dobrego.
Narrator unosił się przed Skade, ustawiony tyłem do kierunku jej ruchu. Jego stopy ślizgały się bezcelowo nad podłogą. Skade odtwarzała przekaz z szybkością dziesięciokrotnie większą od zwykłej, co nadawało gestom mężczyzny cechy szaleństwa.
— To formalna prośba do wszystkich reprezentantów odłamu Hybrydowców — mówił rzecznik. — Konwencji Ferrisvillskiej wiadomo, że statek Hybrydowców brał udział w przechwyceniu i zajęciu okrętu Demarchistów w sąsiedztwie Rejonu Spornego wokół gazowego giganta…
Skade przesunęła nagranie w przód. W poszukiwaniu niuansów lub podstępów wysłuchała tego przekazu już osiemnaście razy. Wiedziała, że dalej następuje lista legalnych zakazów i przepisów Konwencji. Wszystko sprawdziła i wszystko okazało się niepodważalne.
— … Maruska Chung, szyper Demarchistów, skontaktowała się wcześniej formalnie z funkcjonariuszami Konwencji Ferrisvillskiej w sprawie przekazania nam aresztanta. Odłam Hybrydowców nie został o całej sprawie powiadomiony. Rzeczony aresztant został zatrzymany na pokładzie statku Demarchistów po ujęciu go na militarnej asteroidzie pod jurysdykcją Demarchistów, zgodnie z…
Dalsze formalne zwroty. Znowu przewinięcie w przód.
— …rzeczony więzień, hiperświnia znany Konwencji Ferrisvillskiej jako „Skorpio” jest już poszukiwany za następujące przestępstwa przeciw zarządzeniom władz stanu wyjątkowego, paragrafy…
Pozwoliła przekazowi odtworzyć się jeszcze raz, ale nie wykryła niczego, co nie byłoby dotychczas jasne. Biurokratyczny karzeł Konwencji był zbyt pochłonięty szczegółami i paragrafami, by myśleć o jakichś podstępach. Zapewne mówił o świni prawdę.
Skorpio był przestępcą znanym władzom, zdeprawowanym mordercą, rozmiłowanym w zabijaniu ludzi. Chung poinformowała Konwencję, prawdopodobnie wąskim promieniem, że właśnie wiezie przestępcę, zanim jeszcze „Nocny Cień” zbliżył się na tyle, by móc podsłuchiwać jej przekazy.
A Clavain, niech go jeszcze raz cholera, nie zrobił tego, co powinien: nie unicestwił Demarchistów przy pierwszej nadarzającej się okazji. Konwencja by zrzędziła, ale działałby całkowicie w ramach swoich uprawnień. Nie można było oczekiwać, że wie o jeńcu szypra, i przed otwarciem ognia nie miał obowiązku zadawać pytań. Zamiast tego uratował świnię.
— …prośba o zwrócenie więźnia przed upływem dwudziestu sześciu dni do naszego aresztu. Ma być nieuszkodzony i niezarażony hybrydowskimi systemami infiltracji neuralnej. W razie niespełnienia tej prośby… — Rzecznik Konwencji przerwał, mnąc dłonie w nerwowym oczekiwaniu. — Nie muszę podkreślać, że niespełnienie tej prośby poważnie wpłynie, na pogorszenie stosunków między odłamem Hybrydowców a Konwencją.
Skade doskonale to rozumiała. Więzień nie miał dla Konwencji istotnego znaczenia, ale jako pionek w grze — jako trofeum — wartość więźnia nie dała się przecenić. W obszarze Konwencji prawo i porządek praktycznie nie istniały, a świnie stanowiły potężną, choć nie zawsze posłuszną prawu grupę. Już było źle, gdy Skade poleciała do Chasm City z tajnym zadaniem Ścisłej Rady i kiedy omal jej nie zabito. Od tamtego czasu sytuacja na pewno się nie polepszyła. Odzyskanie świni i jej egzekucja byłyby wyraźnym sygnałem dla innych grzeszników, zwłaszcza dla przestępczych odłamów świń. Na miejscu rzecznika Skade wysuwałaby takie same żądania.
Wcale nie zmniejszało to kłopotu ze świnią. Skade wiedziała, że w zasadzie nie musi przychylać się do tej prośby. Wkrótce Konwencja przestanie się w ogóle liczyć. Mistrz warsztatów zapewnił ją, że flota ewakuacyjna zostanie ukończona za siedemdziesiąt dni, a Skade nie miała powodów wątpić w tę ocenę.
Siedemdziesiąt dni.
A w ciągu osiemdziesięciu do dziewięćdziesięciu zostanie zrobione wszystko. Już za trzy miesiące tutejsze sprawy przestaną się liczyć. Był jednak pewien problem. Istnienie floty i przyczyna, dla której została ona zbudowana, muszą pozostać absolutną tajemnicą. Należało podtrzymywać wrażenie, że Hybrydowcy prą naprzód do militarnego zwycięstwa, jak oczekują wszyscy neutralni obserwatorzy. Nietypowe zachowanie wzbudziłoby podejrzenia zarówno wewnątrz Matczynego Gniazda, jak i poza nim. I gdyby Demarchiści odkryli prawdę, mogliby się skupić i wykorzystać tę informację, by zyskać sojuszników, dotychczas neutralnych. Obecnie są bez sił, ale w połączeniu z Ultrasami stworzyliby prawdziwą przeszkodę w osiągnięciu przez Skade ostatecznego celu.
Nie. Farsa dążenia do zwycięstwa wymagała pewnego stopnia posłuszeństwa Konwencji. Skade musi jakoś zwrócić świnię, nim ktoś nabierze podejrzeń. Gniew Skade wzrastał. Kazała rzecznikowi zastygnąć przed sobą. Z jego ciała pozostał jedynie ciemny zarys. Pomaszerowała przez niego, a szczątki jego obrazu rozleciały się na boki jak stado przestraszonych kruków.
SZEŚĆ
Podróż do Solhofen prywatnym samolotem byłaby drobnostką, ale ostatni odcinek trasy inkwizytor postanowiła przebyć naziemnym środkiem transportu. Poleciła samolotowi wylądować w osiedlu znajdującym się najbliżej Solhofen.
Miejscowość o nazwie Audubon stanowiła zbiorowisko bud, szałasów i kopuł; wszystko przeszywały szyny siewa, rurociągi towarowe i szosy. Na granicy miasta delikatne palce masztów dokujących dla sterowców szturchały szare północne niebo. Nie cumował przy nich żaden pojazd i nic nie wskazywało, by ostatnio przylatywały tu jakieś sterówce.
Samolot wyrzucił ją między dwoma magazynami, na łacie spękanego betonu. Przeszła szybko, trąc butami o kępy ostrej, przystosowanej do Resurgamu trawy, która tu i ówdzie przedarła się przez nawierzchnię. Z niejaką obawą inkwizytor patrzyła, jak samolot zakreśla łuk z powrotem do Cuvier. Będzie obsługiwał jakichś innych rządowych oficjeli do chwili, gdy dostanie polecenie, by odwieźć ją z powrotem do domu.
— Szybki przyjazd, szybki odjazd — wymamrotała pod nosem.
Pracujący w pobliżu robotnicy zauważyli ją, ale tak daleko od Cuvier nie interesowano się działaniami Inkwizycji. Prawdopodobnie uznają, że choć nosi się po cywilnemu, przysłał ją rząd. Nikt jednak nie podejrzewa, że to inkwizytor, która właśnie w tej chwili jest na tropie przestępcy wojennego. Równie dobrze mogła być funkcjonariuszem policji lub inspektorem jednej z wielu agend rządowych, wysłanym na kontrolę funduszów. Gdyby przybyła z obstawą — z serwitorem czy szwadronem strażników — z pewnością przyciągnęłaby więcej uwagi. W obecnej sytuacji ludzie starali się nie patrzeć jej w oczy. Bez przeszkód dotarła do przydrożnej gospody.
Miała na sobie ciemne, dyskretne ubranie. Narzuciła długą pelerynę ze zwiniętym pod brodą pokrowcem na maskę do oddychania — ludzie nosili takie w okresach częstych burz maczetowych. Strój uzupełniała para czarnych rękawiczek. W małym plecaku znajdowało się kilka rzeczy osobistych. Od czasu do czasu musiała odgarniać z oczu lśniącą prostą grzywkę. Fryzura skutecznie skrywała nadajnik radiowy z laryngofonem i słuchawkami. Skade zamierzała go wykorzystać jedynie do przywołania samolotu. Miała przy sobie mały pistolet boserowy produkcji ultraskiej, wspomagany celowniczymi soczewkami kontaktowymi na jednym oku. Ale pistolet wzięła tylko dla psychicznego wsparcia. Nie przewidywała strzelania.
Gospoda mieściła się w dwupiętrowej konstrukcji, przerzuconej nad drogą do Solnhofen. Od czasu do czasu wielkie transportery towarowe na balonowych kołach przetaczały się z dudnieniem po szosie. Pod ich wysoko osadzonymi grzbietami tkwiły żebrowane kontenery niczym przejrzałe owoce. Uszczelnione gondole kierowców umocowano na dwustanowych ramionach — można je było obniżać do samej ziemi albo unosić podczas załadunku z górnych wrót magazynu. Normalnie za urządzeniem z załogą ludzką toczyły się dwa czy trzy transportery — roboty. Nikt nie powierzał maszynom przebycia całej drogi bez dozoru.