Eksperymenty były logiczną kontynuacją pracy, którą Galiana zainicjowała w pierwszych dniach spędzonych w marsjańskich laboratoriach. Zaczęła udoskonalać ludzki mózg, wierząc, że jej praca może jedynie przynieść korzyści ludzkości. Jako swój model Galiana przyjęła rozwój komputera cyfrowego od jego prostego, powolnego niemowlęctwa. W pierwszym kroku wzmocniła moc obliczeniową i szybkość ludzkiego umysłu, tak jak wcześni inżynierowie od kalkulatorów wymienili sprężyny na przełączniki elektromechaniczne; przełączniki na lampy; lampy na tranzystory; tranzystory na mikroskopijne urządzenia monolitycznych układów scalonych; układy scalone na kwantowe bramki przetwarzające, które dryfowały na rozmytej krawędzi heisenbergowskiej zasady nieoznaczoności. Wtargnęła do mózgów swych podwładnych — a także swojego mózgu — małymi maszynami, które między mózgowymi komórkami zbudowały połączenia. Połączenia dokładnie dublowały połączenia już istniejące, ale mogły przenosić sygnały nerwowe o wiele prędzej. Galiana zablokowała zwykłe przenoszenie tych sygnałów medykamentami i dodatkowymi maszynami. W ten sposób dopełniająca sieć Galiany przejęła procesy neuralne. Subiektywnym tego wynikiem była świadomość normalna, ale przyśpieszona. Mózg został jakby przeciążony, zdolny do procesów myślowych wykonywanych z szybkością dziesięć do piętnastu razy większą niż normalnie. Powstały problemy na tyle poważne, że przyśpieszona świadomość mogła zostać utrzymana najwyżej przez kilka sekund, ale pod innymi względami eksperyment zakończył się powodzeniem. W stanie przyśpieszonej świadomości ktoś mógł obserwować jabłko spadające ze stołu i zanim dotknęło ziemi, stworzyć haiku, upamiętniające to wydarzenie. Poddany eksperymentowi mógł obserwować, jak mięsień obniżający i dźwigacz wyginają się i skręcają w skrzydle kolibra, albo rozkoszować się widokiem korony rozbryzgu kropli mleka. Nie potrzeba dodawać, że wszyscy zmodyfikowani stali się także wspaniałymi żołnierzami.
Wobec tego Galiana przeszła do fazy następnej. Dawno temu inżynierowie komputerowi odkryli, że z pewnymi klasami problemów najlepiej sobie radzić, kiedy zepnie się równolegle armie komputerów, dzielące się wspólnie danymi przez sieć węzłów. Galiana dążyła do tego celu u swoich neuralnie wzmocnionych poddanych, stworzywszy korytarze przepływu danych między ich umysłami. Pozwoliła, by dzielili oni wspomnienia, doświadczenia, a nawet wykonywanie pewnych zadań mentalnych, takich jak rozpoznawanie obrazów.
To właśnie ten eksperyment, oszalały — skaczący niekontrolowanie z umysłu do umysłu, psujący maszyny neuralne, które już były na miejscu — doprowadził do wydarzenia znanego jako transoświecenie i — z dalszymi konsekwencjami — do pierwszej wojny przeciw Hybrydowcom. Koalicja na rzecz Czystości Neuralnej wytępiła sprzymierzeńców Galiany, spychając ją na powrót w zamknięcie w małym, ufortyfikowanym skupisku laboratoriów, tkwiącym wewnątrz Wielkiego Muru Marsjańskiego.
To właśnie tam w 2190 roku spotkała pierwszy raz Clavaina — był wtedy jej jeńcem. Tam właśnie kilka lat później urodziła się Felka. I właśnie tam Galiana przeszła do trzeciej fazy swych doświadczeń. Nadal, kontynuując model stworzony przez wczesnych inżynierów — komputerowców, chciała zbadać efekty zastosowania podejścia kwantowo-mechanicznego.
Inżynierowie komputerowcy na przełomie wieku dwudziestego i dwudziestego pierwszego — z punktu widzenia Galiany to jakby tuż po epoce napędów sprężynowych — wykorzystali zasady kwantowe, by dobrać się do problemów, które w innym wypadku byłyby nierozwiązane, takie jak rozkład bardzo wielkich liczb na czynniki pierwsze. Komputer konwencjonalny, a nawet cała armia komputerów konwencjonalnych współdzielących dane, nie miał szans znalezienia tych czynników przed efektywnym końcem wszechświata. A jednak odpowiedni sprzęt — niezgrabna mieszanina pryzmatów, soczewek, laserów i procesorów optycznych, ustawiona na stole laboratoryjnym — uzyskiwał rozwiązanie w ciągu kilku milisekund.
Odbyła się zajadła debata, co się właściwie dzieje, ale nikt nie miał wątpliwości, że właściwy rozkład znaleziono. Najprostszym wyjaśnieniem — Galiana nigdy nie widziała powodu, by podawać je w wątpliwość — była hipoteza, że kwantowe komputery rozdzielają zadanie między nieskończoną liczbę własnych kopii, rozsianych w równoległych wszechświatach. Koncepcja oszałamiająca, ale ta teoria była najrozsądniejsza. I nie pojawiła się z pustki, by wyjaśnić kłopotliwy wynik — idea wszechświatów równoległych była już jedną z koncepcyjnych podpór fizyki kwantowej.
Galiana spróbowała więc zrobić coś podobnego z ludzkimi umysłami. Izba Osnowy — urządzenie do sprzęgania jednego lub wielu wspomaganych umysłów w spójny system kwantowy — była sztabą podwieszonego magnetycznie rubidu, na której bez przerwy wymuszano cykle kwantowej spójności i kwantowego kolapsu. Podczas każdego okresu spójności sztaba znajdowała się w stanie superpozycji z nieskończoną liczbą kopii siebie samej i właśnie w takiej chwili próbowano osiągnąć sprzężenie neuralne. Sama ta czynność zmuszała sztabę do kolapsu do jednego ze stanów makroskopowych, ale kolaps nie był natychmiastowy. Przez chwilę nieco kwantowych własności sztaby przedostawało się do połączonych umysłów, wprowadzając je w słabą superpozycję z własnymi odpowiednikami w świecie równoległym.
W tym momencie Galiana miała nadzieję, że może nastąpić jakaś dostrzegalna zmiana w doświadczanym stanie świadomości uczestnika. Jednak jej teorie nie przewidywały, jakie to mogą być zmiany.
Okazały się zupełnie czymś innym niż to, czego Galiana się spodziewała.
Nigdy nie opowiadała Felce szczegółowo o swoich wrażeniach, ale Felka dowiedziała się dostatecznie dużo, by stwierdzić, że w szerokim sensie jej własne przeżycia są podobne. Kiedy eksperyment się rozpoczynał, a obiekt lub obiekty leżały w izbie na kanapach z głowami w rozwartej białej paszczy wysokorozdzielczych neuralnych interfejsowych trałów, wszyscy mieli pewne przeczucie — niczym aura, która ostrzega o zbliżającym się ataku epilepsji.
Potem nadchodziło wrażenie, którego Felka nie była w stanie odpowiednio opisać poza eksperymentem. Mogła tylko powiedzieć, że jej myśli nagle stały się zbiorowe, jakby za każdą z nich odkrywała słabe, chóralne echo innych myśli, które niemal dokładnie naśladowały jej myśli. Nie czuła bezkresu takich myśli, ale czuła, słabo, że wycofują się one w coś konkretnego, jednocześnie stając się rozbieżnymi. Miała w tym momencie kontakt ze swoimi odpowiednikami.
A potem zaczynało się dziać coś znacznie bardziej osobliwego. Wrażenia gromadziły się i ustalały, niczym fantomy odczuwane po godzinach deprywacji sensorycznej. Stawała się świadoma czegoś, co ciągnie się przed nią, w głąb wymiaru, którego nie potrafiła w pełni zwizualizować, ale który jednak dawał zawrotne poczucie odległości i oddalenia.
Jej umysł korzystał ze znajomych podpowiedzi zmysłowych i rzutował na niepewne znajome konstrukcje. Widywała długi biały korytarz, ciągnący się w nieskończoność, skąpany w ponurym bezbarwnym świetle, i wiedziała, nie mogąc powiedzieć skąd, że ogląda korytarz w przyszłość. Po obu stronach korytarza widniały liczne blade drzwi czy otwory, każde otwarte na jakąś oddaloną przyszłą epokę. Galiana nigdy nie zamierzała otworzyć drzwi do tego korytarza, ale najwyraźniej to umożliwiła.
Felka czuła, że korytarzem nie da się pójść; można było tylko stać na jego końcu i słuchać wiadomości, które nim nadejdą.
I wiadomości nadchodziły.
Tak jak sam obraz korytarza, zostały przefiltrowane przez jej własne postrzeganie. Nie można było stwierdzić, z jak odległej przyszłości nadeszły ani jak wygląda przysyłająca je przyszłość. Czy w ogóle komunikacja z przeszłością była możliwa bez powodowania paradoksów? Próbując odpowiedzieć na te pytania, Felka natknęła się na zapomnianą pracę fizyka o nazwisku Deutsch, który opublikował swoje przemyślenia dwieście lat przed doświadczeniami Galiany. Deutsch utrzymywał, że czas należy rozpatrywać nie jak płynącą rzekę, ale jak serie nieruchomych migawkowych zdjęć, ułożonych razem na stosie, by utworzyły czasoprzestrzenie, w których przepływ czasu był jedynie subiektywnym złudzeniem. Obraz Deutscha bezpośrednio pozwalał na podróż w czasie ku przeszłości, z zachowaniem wolnej woli, a jednak bez wprowadzania paradoksów. Chwyt polegał na tym, że konkretna „przyszłość” mogła komunikować się jedynie z „przeszłością” innego wszechświata. Miejsce, skąd te wiadomości nadchodziły, nie leżało w przyszłości Galiany. Mogły być z przyszłości bardzo do niej bliskiej, ale nigdy z tej, do której dotrze ona sama. Nie miało to znaczenia. Dokładna natura przyszłości miała mniejsze znaczenie niż sama zawartość przekazu.