Выбрать главу

Felka nigdy nie dowiedziała się dokładnie, jakie wiadomości otrzymała Galiana, ale mogła się tego domyślać. Były prawdopodobnie tego samego rodzaju, co otrzymane przez Felkę w czasie krótkiego okresu jej uczestnictwa w eksperymencie.

Przeważnie instrukcje wykonywania różnych rzeczy, raczej podpowiedzi i drogowskazy wprowadzające na właściwy kierunek niż szczegółowe szkice techniczne. Ale gdy te odległe transmisje doszły do uczestników eksperymentu Osnowa, były już zredukowane do na wpół słyszalnego echa, zniekształcone, przemieszane i przeplecione z kilkudziesięcioma innymi przekazami. Wyglądało to tak, jakby istniał tylko jeden kanał między teraźniejszością a przyszłością, kanał z ograniczonym pasmem przenoszenia. Każda przesłana wiadomość redukowała potencjalną pojemność przyszłych wiadomości. Ale nie zawartość wiadomości niepokoiła, lecz to, co Felka przelotnie dostrzegała za nimi.

Czuła tam jakiś umysł.

— Dotknęliśmy czegoś — powiedziała Remontoire’owi. — Lub też raczej coś dotknęło nas. Sięgnęło korytarzem i otarło się o nasze umysły, nadeszło w tym samym czasie, kiedy dostawaliśmy instrukcje.

— Właśnie ta rzecz była złem?

— Nie potrafię tego inaczej opisać. Zaledwie przelotne z nią spotkanie, zaledwie dzielenie z nią myśli przez chwilę doprowadziło większość z nas do szaleństwa, a nawet uśmierciło. — Felka spojrzała na ich odbicia na szklanej ścianie. — Ale ja przeżyłam.

— Miałaś szczęście.

— Nie, to nie szczęście. Niezupełnie. Po prostu rozpoznałam tę rzecz, więc szok wywołany spotkaniem z nią nie był aż tak głęboki. I ponieważ ono również mnie rozpoznało. Wycofało się natychmiast po dotknięciu mego umysłu i skoncentrowało na innych.

— Co to było? Przecież jeśli to rozpoznałaś…

— Szkoda, że to zrobiłam. Musiałam od tamtego czasu żyć z tym rozpoznaniem i nie było to łatwe.

— Więc co to było? — naciskał Remontoire.

— Myślę, że to była Galiana — oznajmiła Felka. — Sądzę, że to jej umysł.

— W przyszłości?

— W jednej z przyszłości. Nie w naszej, przynajmniej nie w naszej dokładnie.

Remontoire uśmiechnął się nerwowo.

— Galiana nie żyje. Oboje o tym wiemy. Jak jej umysł mógł przemawiać do ciebie z przyszłości, nawet jeśli to przyszłość nieco odmienna od naszej. Nie mogła być odmienna aż tak.

— Nie wiem. Zastanawiam się. I ciągle się zastanawiam, w jaki sposób stała się taka.

— I właśnie dlatego opuściłaś Osnowę?

— Sam też byś to zrobił. — Felka zobaczyła, że mysz skręciła na niewłaściwym zakręcie, nie na tym, który Felka przewidywała. — Gniewasz się na mnie, prawda? Czujesz, że ją zdradziłam.

— Bez względu na twoje wyjaśnienia tak, myślę, że tak — powiedział łagodniej.

— Nie mam do ciebie pretensji. Ale musiałam tak postąpić, Remontoire. Musiałam to zrobić natychmiast. Zupełnie tego nie żałuję, choć szkoda, że się tego dowiedziałam.

— A Clavain… Czy coś o tym wie? — szepnął Remontoire.

— Oczywiście, że nie. To by go zabiło.

Rozległo się stukanie palców o drewno. Clavain wpłynął do pomieszczenia, rzucił okiem na labirynt i zapytał:

— Mówicie o mnie za moimi plecami, prawda?

— Tak naprawdę to w ogóle o tobie nie rozmawialiśmy — oznajmiła Felka.

— Jestem rozczarowany.

— Poczęstuj się herbatą, Clavainie. Powinna się jeszcze nadawać do picia.

Clavain wziął bańkę.

— Chcecie mi przekazać, co zdarzyło się na zebraniu Ścisłej Rady?

— Nie możemy omawiać szczegółów — rzekł Remontoire. — Mogę tylko powiedzieć, że istnieją poważne naciski, byś dołączył do Rady. Częściowo pochodzą od Hybrydowców, którzy czują, że twoja lojalność dla Matczynego Gniazda zawsze będzie wątpliwa, dopóki tam nie wstąpisz.

— Są cholernie bezczelni.

Remontoire i Felka wymienili spojrzenia.

— Być może — zgodził się Remontoire. — Są także tacy — przypuszczam, że to twoi sprzymierzeńcy — którzy uważają, że z nawiązką udowodniłeś przez lata lojalność.

— To bardziej odpowiada faktom.

— Ale oni również chcieliby cię mieć w Ścisłej Radzie — oświadczyła Felka. — Wydaje się im, że należąc do Rady, nie będziesz mógł wędrować i narażać się na niebezpieczeństwo. Postrzegają to jako sposób ochrony cennego zasobu.

Clavain podrapał się w brodę.

— Więc mówisz, że w żaden sposób nie wygram?

— Istnieje mniejszość, której odpowiada to, że pozostajesz poza Radą — dodał Remontoire. — Niektórzy to twoi najwytrwalsi sprzymierzeńcy. Inni jednak myślą, że pozwalanie ci na zabawę w żołnierzyka to najłatwiejszy sposób, byś został trupem.

— Miło wiedzieć, że cię doceniają. A co ty myślisz?

— Rada cię potrzebuje, Clavainie. Teraz bardziej niż kiedykolwiek — odparł Remontoire.

Felka poczuła, że między obydwoma mężczyznami przemknęło coś niewyrażalnego. Nie była to komunikacja neuralna, lecz coś starszego, co mogli rozumieć jedynie zaufani przyjaciele, którzy długo się znali.

Clavain kiwnął poważnie głową i spojrzał na Felkę.

— Znasz moje stanowisko, Clavainie — powiedziała. — Znam ciebie i Remontoire’a od czasów dzieciństwa na Marsie. Byłeś tam dla mnie. Wróciłeś do gniazda Galiany i mnie ocaliłeś, kiedy ona stwierdziła, że to beznadziejne. Później nigdy nie zrezygnowałeś ze mnie. Przemieniłeś mnie. Uczyniłeś ze mnie osobę.

— A teraz?

— Galiany już nie ma — oznajmiła. — Jedno ogniwo łączące mnie z przeszłością mniej. Nie sądzę, abym zniosła utratę jeszcze jednego.

* * *

W doku naprawczym na krawędzi Karuzeli Nowa Kopenhaga, w zewnętrznej alei habitatów wokół yellowstońskiego Pasa Rdzy, Xavier Liu miał trudności z małymi małpami. Brygadzista warsztatu, który nie był małą małpą, ale ulepszonym orangutanem, niemal bez uprzedzenia wycofał z warsztatu wszystkie sajmiri. Xavier nie ponosił winy — jego stosunki z pracownikami zawsze były dobre — ale orangutan kazał robotnikom przerwać pracę na znak poparcia dla strajkujących po przeciwnej stronie stacji kolobusów. O ile Xavier się orientował, w dyspucie chodziło o lemury, które pracowały za stawki niższe od określonych przez związek i w ten sposób odbierały pracę wyższym naczelnym.

Sprawę uważałby za dość interesującą, nawet zabawną, gdyby nie wpływała na jego ostatnie zadanie. To się wiąże z lokalizacją, pomyślał Xavier. Gdyby nie lubił pracować z małpami, małpiatkami, a od czasu do czasu nawet z leniwcami pigmejami, nie powinien był zakładać interesu na Karuzeli Nowa Kopenhaga.