[To czasy wojny, Clavain. Nie mogliśmy podjąć rozległej, złożonej logistycznie operacji]
To znaczy, do tej chwili.
Skade przyznała mu rację ledwie widocznym skinieniem głowy.
[Teraz bieg wydarzeń odwrócił się na naszą korzyść. W końcu możemy sobie pozwolić na skierowanie do tej operacji pewnych zasobów. Nie sądź pochopnie, Clavainie. Odzyskanie tej broni nie będzie łatwe. Chcemy odzyskać obiekty skradzione z twierdzy, do której nawet teraz byłoby się nam trudno dostać. Volyova ma również swoje niezależne środki obrony. A świadectwo o jej zbrodniach na Resurgamie wskazuje, że nie zawaha się użyć broni i własnej, i skradzionej. Musimy mieć znowu tę broń, bez względu na koszty w aktywach i w czasie]
W aktywach? Masz na myśli ludzkie życie?
[Zawsze akceptowałeś koszty wojny. Dlatego chcemy, byś koordynował operację odzyskiwania. Przejrzyj te oto wspomnienia, jeśli wątpisz w swą własną użyteczność]
Nie ostrzegła go należycie. Odłamki jego własnej przeszłości włamały się w jego bezpośrednią świadomość, rzucając go na powrót w wir odbytych kampanii i minionych akcji. To filmy wojenne, pomyślał Clavain, wspominając stare, dwuwymiarowe monochromatyczne nagrania, które oglądał we wczesnym okresie swej działalności w Koalicji na rzecz Czystości Neuralnej. Przesiewał je — zazwyczaj na próżno — szukając okruchów informacji nadających się do wykorzystania przeciwko prawdziwym wrogom. W filmach wojennych, które pokazywała mu teraz Skade w przyśpieszonych porcjach, on sam uczestniczył jako główny bohater. Były wierne historycznie. Przegląd akcji, w których brał udział: uwalnianie zakładników w labiryntach Gilgamesh Isis, kiedy to Clavain stracił dłoń w siarczanym płomieniu — leczenie tego zajęło rok. Clavain i kobieta-Hybrydowiec przemycają mózg demarchistowskiego uczonego z aresztu odłamu Mikserów-renegatów w okolicach Oka Marka. Partnerka Clavaina została chirurgicznie zmodyfikowana w ten sposób, że mogła przyjąć w macicy żywy mózg po operacji będącej prostym odwróceniem cesarskiego cięcia — zabieg wykonywał Clavain. Ciało mężczyzny zostawili na miejscu, by znaleźli je strażnicy. Następnie Hybrydowcy sklonowali dla tego człowieka nowe ciało i wpakowali do środka ciężko doświadczony mózg.
Była również wyprawa Clavaina w celu odzyskania skradzionego napędu Hybrydowców od Porywaczy — dysydentów, obozujących w jednym z zewnętrznych węzłów ula rolniczego Głąbieli i wyzwolenie całego świata Żonglerów Wzorców od ultraskich spekulantów, którzy chcieli pobierać opłaty za dostęp do modyfikującego mózg obcego oceanu. Takich akcji przeprowadził znacznie więcej. Ze wszystkich wyszedł cało i prawie zawsze odnosił sukces. Wiedział, że istniały inne wszechświaty, gdzie zginął znacznie wcześniej, nie dlatego, żeby wykazał się tam mniejszymi umiejętnościami, ale po prostu inaczej ułożył się jego los. Nie mógł ekstrapolować swej szczęśliwej passy i zakładać, że przy następnej akcji również mu się powiedzie.
Sukcesu nie można wprawdzie zagwarantować, ale oczywiście miał większe nań szanse niż inni w Ścisłej Radzie.
Uśmiechnął się smętnie.
Wydaje się, że znasz mnie lepiej niż ja sam siebie.
[Wiem, że nam pomożesz, Clavainie. W przeciwnym razie nie przywiodłabym cię aż tutaj. Pomożesz?]
Clavain spojrzał po sali na makabryczną menażerię widmowych seniorów, wysuszonych staruchów i aż nieprzyzwoicie zabutelkowanych Hybrydowców w ostatnim stadium życia. Wszyscy czekali na jego odpowiedź, nawet odsłonięte mózgi zdawały się wahać w swych chrapliwych pulsacjach. Skade oczywiście miała rację. Nikomu z obecnych Clavain nie powierzyłby tego zadania — mógł je wykonać sam, nawet teraz, na tak późnym etapie swej kariery i życia. Dotarcie do Resurgamu zajmie dekady, prawie dwadzieścia lat; następne dwadzieścia to powrót z łupem. Czterdzieści lat to w gruncie rzeczy niedługi okres w porównaniu z czterema czy pięcioma wiekami. A przez większość podróży i tak pozostanie zamrożony.
Czterdzieści lat; plus pięć lat przygotowań tu na miejscu i niewykluczone, że aż cały rok na samą operację… łącznie blisko pół wieku. Spojrzał na Skade, obserwując, jak fale na jej czubie zwolniły i zatrzymały się wyczekująco. Wiedział, że Skade miała kłopoty z odczytywaniem jego mózgu na najgłębszym poziomie — ta nieprzezroczystość sprawiała, że ją fascynował i jednocześnie doprowadzał do wściekłości — ale przypuszczał, że dobrze odczytuje jego zgodę.
Zrobię to. Ale pod pewnymi warunkami.
[Jakimi?]
Sam dobiorę sobie zespół. I powiem, kto leci ze mną. Jeśli poproszę o Felkę i Remontoirea, a oni się zgodzą lecieć na Resurgam, dasz im pozwolenie.
Skade rozważała to, a potem skinęła głową z precyzyjną delikatnością kukiełki z teatru cieni.
[Oczywiście. Czterdzieści lat daleko od domu to długo. To wszystko?]
Nie, naturalnie że nie. Nie wyruszę przeciwko Volyovej, jeśli nie będę dysponował od samego początku miażdżącą przewagą taktyczną. Tak zawsze działałem, Skade: dominacja w pełnym zakresie. Oznacza to więcej niż jeden statek. Przynajmniej dwa, idealnie trzy, a wezmę i więcej, jeśli Matczyne Gniazdo zdoła je na czas wyprodukować. Nie dbam również o edykt. Potrzebujemy światłowców, ciężkozbrojnych i z najwredniejszymi rodzajami broni, jakimi dysponujemy. Jeden prototyp nie wystarczy, a zważywszy, że obecnie skonstruowanie czegokolwiek długo trwa, lepiej natychmiast weźmy się do roboty. Nie pstryka się palcami na asteroidę, by po czterech dniach wyrzuciła z siebie statek.
Skade dotknęła dolnej wargi. Zamknęła oczy na chwilę nieco dłuższą od mrugnięcia. Clavain miał wrażenie, że przez moment wdała się w intensywną dyskusję z kimś jeszcze. Wydało mu się, że dostrzegł drżenie jej powiek, jak u śpiącego trapionego wysoką gorączką.
[Masz słuszność, Clavainie. Potrzebujemy statków; nowych, z modyfikacjami, jakimi dysponował „Nocny Cień”. Ale nie martw się. Już zaczęliśmy je budować. Prawdę mówiąc, doskonale się udały]
Clavain zmrużył oczy.
Nowe okręty? Gdzie?
[Kawałeczek drogi stąd, Clavainie]
Skinął głową.
Dobrze. Wiec co szkodzi, żebym je zobaczył? Rzuciłbym na nie okiem, nim zrobi się za późno na modyfikacje.
[Clavain…]
To też nie podlega negocjacjom, Skade. Jeśli mam wykonać zadanie, musze obejrzeć narzędzia.
DZIEWIĘĆ
Inkwizytor poluzowała uprząż fotela i na matowym materiale kadłuba promu triumwira naszkicowała okno. Kadłub usłużnie otworzył przezroczysty prostokąt, stwarzając inkwizytor pierwszą od piętnastu lat okazję obejrzenia Resurgamu z kosmosu.
W tym dość krótkim okresie wiele się na planecie zmieniło. Chmury — uprzednio banalne pasma wilgoci na dużych wysokościach — teraz kłębiły się w grubych, kremowych masach, ubitych w spiralne wzory ślepym artyzmem siły Coriolisa. Ze szklistych powierzchni jezior i miniaturowych mórz ku Khouri bił blask słońca. Na całej planecie wyróżniały się zebrane w geometryczne grona, ostro ograniczone obszary zieleni i złota. Przecinały je srebrnoniebieskie kanały irygacyjne, wystarczająco głębokie dla barek. Linie szos i siewa tworzyły niewyraźne szare rysy. Miasta i osiedla przedstawiały się jako plamy przecinających się ulic i budynków, słabo rozróżnialnych — nawet gdy okno na prośbę inkwizytor przełączyło się w tryb powiększania. Tuż przy rdzeniach najstarszych osiedli, takich jak Cuvier, widniały resztki dawnych kopuł mieszkalnych lub koliste ślady po ich fundamentach. Od czasu do czasu inkwizytor widziała jaskrawe ruchome paciorki sterowców transportowych lub znacznie mniejsze cętki samolotów wypełniających misje rządowe. Jednak z tej wysokości ludzka działalność pozostawała przeważnie niewidoczna. Równie dobrze można by studiować cechy powierzchni jakiegoś bardzo powiększonego wirusa.