Выбрать главу

Khouri poczekała, aż Volyova zapali dla niej papierosa, a potem pociągnęła na próbę. Był niedobry, ale tłumił smak niefiltrowanego powietrza.

— Naprawdę paskudny nawyk — skomentowała z uśmiechem Volyova. — Ale wstrętne czasy wymagają paskudnych nawyków. Lepiej się teraz czujesz?

Khouri kiwnęła głową, ale bez większego przekonania.

Szły przez kiszkowate tunele; na ścianach błyszczały wilgotne wydzieliny albo zwodniczo regularne wzorce krystaliczne. Khouri brnęła naprzód, odpychając się od ścian dłońmi w rękawicach. Od czasu do czasu rozpoznawała jakieś stare fragmenty statku — przepust, ściankę działową, panel kontrolny — ale przeważnie były na wpół wtopione w otoczenie lub surrealistycznie odkształcone. Gładkie przedtem powierzchnie, teraz abstrakcyjnie fraktalne, wybrzuszały się rozmazaną szarością. Różnokolorowe szlamy i mazie odbijały światła latarek obrzydliwymi plamami dyfrakcji. Amebowate krople dryfowały w głównych prądach statkowego powietrza — czasami zresztą płynęły pod te prądy.

Przez ciężko obracające się śluzy i koła kobiety przedostały się do nadal wirującej części statku. Khouri z wdzięcznością przyjęła ciążenie, ale wraz z siłami grawitacji pojawiła się nieoczekiwana nieprzyjemność. Teraz ciecze miały dokąd płynąć. Kapały i ściekały po ścianach w miniaturowych wodospadach i zanim znalazły odpływ, zastygały na podłodze. Niektóre wydzieliny tworzyły stalaktyty lub stalagmity — żółtawe albo w kolorze zielonych smarków. Khouri starała się ich nie dotykać, ale nie było to łatwe. Zauważyła, że Volyova nie ma podobnych oporów. W ciągu kilku minut jej kurtka pokryła się plamami i smugami rozmaitych statkowych brudów.

— Spokojnie — powiedziała Volyova, zauważywszy jej obiekcje. — To zupełnie bezpieczne. Na statku nie ma nic, co mogłoby wyrządzić nam szkodę. Czy ty… kazałaś wyjąć te implanty zbrojowni, prawda?

— Powinnaś o tym pamiętać. Sama je usuwałaś.

— Po prostu sprawdzałam.

— Ha. Bawi cię cała ta sytuacja, prawda?

— Nauczyłam się cieszyć życiem przy każdej okazji. Zwłaszcza podczas głębokich kryzysów egzystencjalnych…

Ilia Volyowa cisnęła niedopałek i zapaliła następnego papierosa.

Szły dalej w milczeniu. W końcu dotarły do jednego z szybów windy, który przechodził przez całą długość statku, niczym główny szyb w drapaczu chmur. Kiedy statek wirował, a nie przyśpieszał, poruszanie się wzdłuż osi było znacznie łatwiejsze. Jednak od dziobu do ogona statek miał cztery kilometry, więc wykorzystanie dźwigów było sensowne. Ku zdziwieniu Khouri w szybie czekała na nie kabina. Khouri wchodziła do niej za Volyovą z lekką trwogą, ale w środku kabina wyglądała normalnie i przyśpieszała dość gładko.

— Windy nadal działają? — spytała Khouri.

— Są kluczowym systemem statku — stwierdziła Volyova. — Weź pod uwagę, że dysponuję instrumentami powstrzymywania zarazy. Nie działają idealnie, ale potrafię przynajmniej odwrócić zarazę od tego, co chcę zachować w stanie mniej więcej normalnym. Kapitan też od czasu do czasu pomaga. Zdaje się, że transformacje nie wyszły całkowicie spod jego kontroli.

Volyova poruszyła wreszcie kwestię kapitana. Do tej chwili Khouri miała nadzieję, że to wszystko okaże się złym snem, który poplątała z rzeczywistością. Ale oto proszę: kapitan pozostawał przy życiu.

— A silniki?

— O ile mogę stwierdzić, nadal funkcjonują bez zarzutu. Jednak tylko kapitan ma nad nimi kontrolę.

— Rozmawiałaś z nim?

— Wątpię, czy słowo „rozmawiać” jest właściwe. Może „komunikowałam się”… ale nawet ten termin byłby naciągany.

Winda skręciła gwałtownie, zmieniwszy szyby. Szyby windy były przeważnie przezroczyste, lecz winda przez długi czas przeciskała się między ciasno wypełnionymi pokładami lub przewiercała przez dziesiątki metrów masywnego materiału kadłuba. Od czasu do czasu Khouri dostrzegała przez okno mijane ciemne i wilgotne komory, przeważnie wielkie — słabe światła kabiny nie docierały do ich drugiego końca. Każda z pięciu największych sal pomieściłaby katedrę. Khouri wspomniała salę, którą pokazała jej Volyova podczas jej pierwszej podróży „Nostalgią” — salę mieszczącą czterdzieści strasznych obiektów. Teraz było ich mniej niż czterdzieści, jednak z pewnością potrafiłyby wpływać na wydarzenia. Nawet w starciu z takimi wrogami jak Inhibitorzy. Należało tylko przekonać kapitana.

— Czy udało się wam dojść do porozumienia w sprawach, które was dzieliły? — spytała Khouri.

— Nie zabił nas, kiedy miał po temu okazję, co w pewnym sensie stanowi odpowiedź na twoje pytanie.

— I nie obwinia cię za to, co mu zrobiłaś?

Pierwszy raz Volyova okazała irytację.

— Zrobiłam mu? To co „mu zrobiłam”, było aktem wyjątkowego miłosierdzia. Wcale go nie ukarałam. Jedynie… ustaliłam fakty i zaaplikowałam lekarstwo.

— Które, według niektórych poglądów, jest gorsze od choroby.

Volyova wzruszyła ramionami.

— Umierał. Przywróciłam mu życie.

Khouri achnęła, gdy przemknęło następne pomieszczenie, pełne stopionych zmiennych kształtów.

— Jeśli nazwać to życiem.

— Mała wskazówka. — Volyova nachyliła się bliżej, ściszyła głos. — Bardzo możliwe, że słyszy tę rozmowę. Pamiętaj o tym, dobrze? Dobra dziewczynka.

Gdyby ktoś inny odezwał się do niej w ten sposób, dwie sekundy później miałby coś zwichniętego. Ale Khouri już od dawna ulgowo traktowała Volyovą.

— Gdzie on jest? Nadal na tym samym poziomie co przedtem?

— Zależy od tego, co masz na myśli mówiąc „on”. Chyba można uznać, że jego epicentrum nadal tam jest. Ale obecnie naprawdę nie da się go odróżnić od statku.

— Więc jest wszędzie? Dookoła nas?

— Wszystkowidzący. Wszystkowiedzący.

— Nie podoba mi się to, Ilio.

— Na pocieszenie powiem ci, że według mnie jemu też się to raczej nie podoba.

* * *

Po opóźnieniach, nawrotach i objazdach winda w końcu przywiozła je na mostek „Nostalgii za Nieskończonością”. Nie wyglądało na to, żeby zaraz miały się odbyć konsultacje z kapitanem, co Khouri przyjęła z ulgą.

Mostek w znacznej mierze pozostał taki, jakim go pamiętała. Uszkodzony i zdemolowany. Większość aktów wandalizmu nastąpiła jeszcze przed przemianą kapitana. Niektóre z nich to robota samej Khouri. Widząc kratery w miejscach wyładowań swej broni, odczuwała lekkie i złośliwe poczucie dumy. Wspomniała ostrą walkę o władzę na pokładzie światłowca, kiedy ten znajdował się na orbicie wokół gwiazdy neutronowej Hades, na skraju układu, w którym przebywali obecnie.

Sytuacja była chwilami niepewna i delikatna, ale ponieważ przeżyły, Khouri wierzyła, że odnieśli zwycięstwo na szerszym polu. Jednak przybycie maszyn Inhibitorów świadczyło o czymś innym. Najprawdopodobniej bitwa była przegrana, zanim oddano pierwsze strzały. Ale przynajmniej zyskały dla siebie nieco czasu. Teraz musiały jakoś ten czas wykorzystać.

Khouri usadowiła się w jednym z foteli stojących przodem do sfery projekcyjnej mostka. Po buncie zreperowano ją i teraz pokazywała w czasie rzeczywistym obraz układu Resurgam. Było w nim jedenaście planet, ale displej pokazywał także ich księżyce, większe asteroidy i komety — wszystkie potencjalnie ważne ciała niebieskie. Pokazano ich dokładne położenie orbitalne, łącznie z wektorami ruchu w przód i wstecz. Blade stożki wychodzące ze światłowca wskazywały głęboki zasięg czujników statku, z poprawką na czas podróży światła. Volyova wypuściła na inne orbity nieco dron monitorujących, by zerkały na ślepe pola i polepszały dane analizy interferometrycznej, ale drony wykorzystywała z ostrożnością.