— Gotowa na lekcję z najnowszej historii? — zapytała Volyova.
— Naturalnie. Mam tylko nadzieję, że ta mała wycieczka będzie tego warta, bo po powrocie do Cuvier będę musiała odpowiedzieć na pewne kłopotliwe pytania.
— W porównaniu z tym, co ci za chwilę pokażę, te pytania to drobnostka.
Volyova przybliżyła displej, powiększając jeden z księżyców — satelitę drugiego co do wielkości gazowego giganta systemu.
— Tam właśnie Inhibitorzy założyli obóz? — spytała Khouri.
— Tam, a także na dwóch innych światach o podobnych rozmiarach. Szeroko rzecz ujmując, na każdym z nich robią to samo.
Teraz, przy odpowiednim ustawieniu pola widzenia, wokół księżyca trzepotały ciemne kształty. Zbijały się w stada i rozpraszały jak podniecone wrony. Ich liczba i kształty ciągle się zmieniały. W pewnej chwili usadowiły się na powierzchni księżyca, tworząc celowe formacje. Playback najwidoczniej przyśpieszył — może godziny zostały skompresowane w sekundy — gdyż transformacja pokryła pęcherzami powierzchnię księżyca w szybkiej czarnej powodzi. Najazd kamery pokazał, że struktury formują się w sześcienne podelementy o różnych rozmiarach. Gdy transformacje szalały, ogromne lasery pompowały ciepło z powrotem w kosmos. Groteskowe czarne machiny o rozmiarach gór zaśmiecały krajobraz, tłumiąc albedo księżyca. I tylko podczerwień mogła wyłowić znaczące wzorce.
— Co one takiego robią? — spytała Khouri.
— Z początku też tego nie wiedziałam.
Dopiero po jakichś dwóch tygodniach stało się jasne, co się dzieje. Wykropkowane w regularnych odstępach wokół księżycowego równika pojawiły się wulkaniczne otwory, przysadziste otwartogębe maszyny, rozciągające się w kosmos na jedną setną średnicy księżyca. Bez ostrzeżenia zaczęły wypluwać skalisty materiał balistycznymi piórami kurzu. Materiał gorący, ale tak naprawdę nie stopiony. Leciał łukiem nad księżycem, opadał na orbitę. Inna maszyna — Volyova dopiero teraz ją zauważyła — krążyła po tej samej orbicie, gnając, chłodząc i ubijając pióro kurzu. Za nią rozpościerał się zorganizowany system pierścienny obrobionej i udoskonalonej materii, całe gigatony w schludnych rządkach. Stada mniejszych maszyn ciągnęły z tyłu jak błyszcze, wsysając wstępnie oczyszczoną materię i poddając ją dalszym procesom oczyszczającym.
— Co się dzieje?
— Chyba machiny rozbierają księżyc — stwierdziła Volyova.
— Sama się domyśliłam. Ale zastanawiające, dlaczego robią to tak pracochłonnie. Nawet my mamy głowice do niszczenia skorup planet. W mgnieniu oka załatwiłyby to samo…
— I w czasie tego procesu zamieniłyby w parę i rozproszyły połowę księżycowego materiału. — Volyova skinęła głową. — Nie na tym im zależy. Sądzę, że chcą przetworzyć i oczyścić jak najskuteczniej cały ten materiał. Potrzebują go nawet więcej, ponieważ rozwalają trzy księżyce. Dużo w nich materiałów lotnych, nie dających się zestalić bez pracochłonnej alchemii, ale jak przypuszczam, zafundują sobie sto miliardów miliardów ton surowca.
— Masa gruzu.
— Tak. I powstaje pytanie: po co?
— Przypuszczam, że masz jakąś teorię.
Ilia Volyova uśmiechnęła się.
— Na tym etapie to zaledwie domysły. Rozbieranie księżyca trwa nadal, ale według mnie oni chcą coś zbudować. I wiesz co? Podejrzewam, że to nie dla naszego wspólnego dobra.
— Myślisz, że to broń, prawda?
— Najwidoczniej na starość łatwo mnie przejrzeć. Owszem, obawiam się, że chodzi tu o broń. Jakiego rodzaju — nawet nie zgaduję. Już zniszczyliby Resurgam, gdyby taki mieli zamiar — nie musieliby go przecież starannie rozmontowywać.
— Więc chodzi im o coś innego.
— Na to wygląda.
— Musimy coś z tym zrobić, Ilio. Nadal mamy kazamat. Możemy mieć na to jakiś wpływ, nawet teraz.
Volyova wyłączyła kulę displeju.
— Teraz chyba nie zdają sobie sprawy z naszej obecności — zdaje się, że przebywamy poniżej ich progu wykrywalności, chyba że działamy w okolicach Hadesu. Chcesz zmienić ten stan rzeczy stosując broń kazamatową?
— Gdybym uważała, że to nasza ostatnia nadzieja, to owszem. Tak samo jak ty.
— Tylko że potem nie będzie odwrotu. Musimy w pełni zdawać sobie z tego sprawę. — Volyova na chwilę zamilkła. — Jeszcze jedno…
— Tak? Zniżyła głos.
— Nie potrafimy sterować zbrojownią bez jego pomocy. Trzeba będzie namówić kapitana.
Oczywiście sami siebie nie nazywali Inhibitorami. Nigdy nie widzieli powodów, by nadawać sobie jakiekolwiek imię. Po prostu istnieli, by wypełniać nadzwyczaj ważny obowiązek, obowiązek żywotny dla przyszłego istnienia życia inteligentnego. Nie spodziewali się zrozumienia ani poparcia, więc nadawanie imion — czy próby usprawiedliwień — były całkowicie zbędne. A jednak mieli przelotną świadomość, że nazwano ich właśnie tak po spektakularnych wytępieniach, które nastąpiły po Wojnie Świtu. Długim, wątłym łańcuchem wspomnień imię to przekazywano od gatunku do gatunku, choć same te gatunki już dawno zostały starte z galaktycznego krajobrazu. Inhibitorzy: ci, którzy blokują, którzy dławią pojawianie się inteligencji.
Nadzorca ze skruchą przyznawał, że ta nazwa rzeczywiście precyzyjnie opisuje naturę ich pracy.
Trudno stwierdzić dokładnie, kiedy i gdzie ta praca się zaczęła. Wojna Świtu to pierwsze znaczące wydarzenie w historii zamieszkanej galaktyki, potyczka miliona nowo powstałych kultur. One były pierwszymi podróżującymi wśród gwiazd gatunkami, graczami z początku gry.
Wojna Świtu wybuchła z powodu jednego cennego zasobu.
Metalu.
Powróciła na Resurgam.
W Domu Inkwizycji musiała odpowiedzieć na pytania. Zrobiła to jak najbardziej naturalnie. Oświadczyła, że przebywała na pustkowiu, załatwiając bardzo istotny i tajny raport od agenta, który natknął się na wyjątkowo obiecujący trop. Oznajmiła, że natrafili na najgorętszy od lat ślad triumwira. Aby to udowodnić, ponownie otworzyła pewne zamknięte sprawy i kazała zaprosić na przesłuchania do Domu Inkwizycji niektórych dawnych podejrzanych. Mdliło ją z powodu tego, co robi, by zachować pozory nieposzlakowanej uczciwości. Trzeba było zatrzymywać niewinnych ludzi i dla uwiarygodnienia całej sprawy wywołać w nich wrażenie, że ich życie, lub przynajmniej swoboda, jest ogromnie zagrożone. To postępowanie przejmowało ją wstrętem. Samousprawiedliwiała się, że terroryzuje jedynie tych ludzi, którzy uniknęli kary za inne zbrodnie. Dowiadywała się o nich z dokumentów konkurencyjnych resortów. Z biegiem lat nawet to zaczęło jej się wydawać moralnie wątpliwe.
Teraz jednak było jeszcze gorzej. W rządzie znaleźli się sceptycy i by uciszyć ich obiekcje, musiała prowadzić przesłuchania niezwykle skutecznie i bezlitośnie. W Cuvier musi panować przekonanie, że Dom Inkwizycji może się posunąć daleko. Ludzie musieli cierpieć, by Khouri nie została zdekonspirowana.
Wmawiała sobie, że to wszystko ma na względzie ich najlepiej pojęty interes, dobro Resurgamu. Że kilka przerażonych dusz to mała cena, w porównaniu z ochroną całego świata.
Stała przy oknie swego gabinetu w Domu Inkwizycji i patrzyła w dół, na ulicę, obserwując, jak pakują następnego jej klienta do szarawego elektrycznego samochodu. Mężczyzna prowadzony przez strażników potykał się. Miał okrytą głowę i związane z tyłu ręce. Samochód pomknie przez miasto, aż do strefy mieszkalnej — wtedy zapadnie już zmrok — a człowiek zostanie wyrzucony do rynsztoka kilka przecznic od swego domu.