Więzy zostaną poluzowane, ale mężczyzna poleży jeszcze kilka minut na ziemi, ciężko dysząc. Może natknie się na niego grupa znajomych, idąca do baru lub wracająca z zakładów remontowych. Z początku nikt go nie rozpozna, gdyż został pobity, ma opuchniętą twarz i mówi z trudem. Ale kiedy już go poznają, odprowadzą do domu, sprawdzając trwożnie, czy w pobliżu nie kręcą się rządowi agenci, którzy wyrzucili mężczyznę.
Albo może mężczyzna sam się podniesie i, rozchylając zakrwawione, posiniaczone powieki, jakoś dotrze do domu. Przywita go żona, niewykluczone, że w tej chwili najbardziej przestraszona osoba w Cuvier. Uścisną się, choć mąż jest obolały. Potem ona zbada i przemyje skaleczenia. Aby się upewnić, czy nie ma złamań, trzeba będzie przeprowadzić należyte badania lekarskie. Mężczyzna uzna, że miał szczęście, że agenci, którzy go bili, byli znużeni ciężkim dniem przesłuchań.
Może później pokuśtyka do baru na spotkanie z przyjaciółmi. Zamówią drinki i w spokojnym zakątku pokaże im swoje siniaki. Rozejdzie się wieść, że pobito go w Domu Inkwizycji. Znajomi zapytają go, jak w ogóle stał się podejrzany o związki z triumwir, a on powie ironicznie, że teraz Dom Inkwizycji interesuje się nawet błahymi podejrzeniami, a pościg za tamtą zbrodniarką tak się nasilił, że każde wykroczenie przeciw jakiejkolwiek instytucji może zostać uznane za milczące poparcie dla niej.
Khouri obserwowała, jak samochód odpływa, nabierając prędkości. Już zapomniała tego mężczyznę — wszyscy po pewnym czasie wyglądali jednakowo, mężczyźni i kobiety rozmazywali się w jednorodną przerażoną całość. Jutro będą następni.
Spojrzała ponad budynki, na sino zabarwione niebo. Wyobraziła sobie procesy, które zachodzą poza atmosferą Resurgamu. Niecałe dwie godziny świetlne stąd ogromna i nieubłagana obca maszyneria zajmuje się zmianą trzech światów w drobny metaliczny pył. Maszyny pracują niespiesznie, nie stosują ludzkiej skali czasowej. Wypełniają swoje zadania z cichym spokojem przedsiębiorców pogrzebowych.
Khouri przypomniała sobie informacje o Inhibitorach, łaskawie jej powierzone, gdy przeniknęła do załogi Volyovej. Na początku czasu wybuchła wojna, która ogarnęła całą galaktykę i liczne kultury. W opustoszałym po wojnie wszechświecie jeden z gatunków — albo zespół gatunków — uznał, że nie można już tolerować życia inteligentnego i spuścił ze smyczy ciemne gromady maszyn, których jedyną funkcją miało być wypatrywanie oznak powstających kultur międzygwiezdnych. Maszyny upstrzyły kosmos pułapkami, błyskotkami do wabienia niemądrych. Pułapki powiadamiały Inhibitorów o obecności nowej inteligencji, oraz stanowiły narzędzia badań psychologicznych, sporządzające profile wykluwających się kultur, przeznaczonych wkrótce do odstrzału.
Pułapki mierzyły ich sprawność techniczną, co pozwalało ocenić ewentualne metody oporu przeciw Inhibitorom. Z jakiegoś powodu, którego Khouri nie rozumiała i którego z pewnością nigdy jej nie wyjaśniono, reakcja na pojawienie się inteligencji musiała być adekwatna; nie wystarczyło wymazać całego życia z galaktyki czy nawet z części galaktyki. Khouri czuła, że odstrzały przeprowadzane przez Inhibitorów mają jakiś głębszy sens, którego ona jeszcze nie pojmuje i może nigdy już nie zdoła pojąć.
A jednak maszyny nie były doskonałe. Zaczęły zawodzić. Proces można było zauważyć dopiero w skali kilku milionów lat. Większość gatunków tak długo nie trwa, więc obserwowano tylko ponurą ciągłość. Postępującego upadku nie dało się zauważyć w zapiskach pojedynczej kultury — trzeba było studiować subtelne różnice w relacjach różnych ras. Współczynnik bezwzględności Inhibitorów pozostawał stale równie wysoki, lecz metody stały się mniej skuteczne, a czas reakcji dłuższy. Ujawniły się pewne głęboko ukryte i subtelne wady konstrukcji tych maszyn. Od czasu do czasu jakaś kultura przebijała się przez sieć i rozprzestrzeniała w kosmosie, zanim Inhibitorzy zdążyli ją ograniczyć i zlikwidować. Odstrzał stawał się w takich przypadkach trudniejszy, miał mniej z operacji chirurgicznej, a więcej z rzezi.
Amarantini, ptakopodobne istoty, które przed milionem lat zamieszkiwały Resurgam, były jednym z takich gatunków. Ich wymazywanie przedłużyło się i wielu z nich prześlizgnęło się do rozmaitych azylów. Ostatnim aktem rzeźnickich maszyn było zniszczenie biosfery Resurgamu przez wzniecenie katastroficznego gwiezdnego ognia. Od tamtego czasu Delta Pawia ustabilizowała się do zwykłej aktywności słonecznej, ale dopiero teraz Resurgam znowu zaczynał stawać się siedliskiem życia.
Dokonawszy swego dzieła, Inhibitorzy ponownie zniknęli w międzygwiezdnym chłodzie. Minęło dziewięćset dziewięćdziesiąt tysięcy lat.
Wtedy przybyli ludzie, zwabieni zagadką zaginionej kultury Amarantinów. Ich wodzem był Sylveste, bogaty potomek bogatej rodziny z Yellowstone. Zanim Khouri, Volyova i „Nostalgia za Nieskończonością” dotarły w pobliże Delty Pawia, Sylveste skonkretyzował plan zbadania gwiazdy neutronowej na skraju układu, przekonany, że Hades ma coś wspólnego z zagładą Amarantinów. Sylveste zmusił załogę gwiazdolotu, by użyła swej techniki do przeniknięcia przez skorupy maszynerii obronnej. W końcu udało mu się dotrzeć do serca artefaktu wielkości księżyca — nadali mu imię Cerber — krążącego po orbicie wokół gwiazdy neutronowej.
Przypuszczenia Sylveste’a dotyczące Amarantinów okazały się słuszne. Ale weryfikując swoją teorię, niechcący uruchomił zastawioną pułapkę Inhibitorów. W sercu Cerbera Sylveste zginął w ogromnym wybuchu, w płomieniu anihilacji materii i antymaterii.
Zarazem wcale nie umarł. Khouri wiedziała o tym — spotkała Sylveste’a po jego „śmierci” i rozmawiała z nim. Jak zrozumiała, Sylveste i jego żona zostali zmagazynowani jako symulacje w samej korze gwiazdy neutronowej. Okazało się, że Hades był jednym z azylów wykorzystywanych przez Amarantinów, gdy gnębili ich Inhibitorzy. Był elementem czegoś znacznie starszego zarówno od Amarantinów, jak i od Inhibitorów — transcendentny system magazynowania i przetwarzania informacji, rozległe archiwum. Amarantini znaleźli drogę do jego wnętrza, tak jak znacznie później znalazł ją Sylveste. Tyle dowiedziała się Khouri i tyle tylko chciała wiedzieć.
Spotkała zmagazynowanego Sylveste’a tylko raz. W ciągu ponad sześćdziesięciu lat — czas ten Volyova spędziła na ostrożnej infiltracji tego samego społeczeństwa, które żywiło do niej nienawiść i się jej bało — Khouri pozwoliła sobie zapomnieć, że Sylveste nadal tam gdzieś jest i w pewnym sensie nadal żyje w obliczeniowej macierzy Hadesu. Podczas rzadkich chwil, gdy o nim myślała, zastanawiała się, czy Sylveste analizował konsekwencje swoich ówczesnych działań. Czy wspomnienie Inhibitorów przerwało kiedykolwiek jego pełne pychy sny o własnej wspaniałości. Wątpiła w to, gdyż Sylveste nigdy nie sprawiał wrażenia kogoś zatroskanego konsekwencjami własnych czynów. A ponadto przy przyśpieszonej percepcji Sylveste’a — w macierzy Hadesu czas biegł bardzo prędko — tamte wydarzenia musiały nastąpić przed wiekami jego subiektywnego czasu. Były równie mało znaczące jak figle w dzieciństwie. Tam wewnątrz niewiele mogło go dotknąć, więc jaki sens miało niepokojenie się o niego?
To wszystko zupełnie nie pomagało tym, którzy znajdowali się nadal poza macierzą. Z sześćdziesięciu minionych lat Khouri i Volyova spędziły tylko dwadzieścia poza kasetami zimnego snu, gdyż proces infiltracji był z konieczności powolny i epizodyczny. Khouri zastanawiała się jednak, czy w ciągu tych dwudziestu lat choćby przez jeden dzień nie rozmyślała o ponurej perspektywie nadejścia Inhibitorów.