Urękawicznione dłonie Antoinette już znalazły się na kontrolkach, gotowe wykonać wściekłe manewry, które zniechęcą banshee, do zajmowania się akurat tym frachtowcem.
— Nie rób tego — powiedział Clavain.
Xavier spojrzał na niego z wyrazem czystej pogardy.
— Co takiego?
— Powiedziałem, nie rób tego. Przyjmij, że to ci sami banshee co wcześniej. Już widzieli twoje wzorce ucieczki, więc dokładnie wiedzą, co możesz zrobić. Raz sobie odpuścili, ale potem uznali, że jednak warto zaryzykować.
— Nie słuchaj… — powiedział Xavier.
— Tylko spalisz paliwo, którego później ci zabraknie. I nic nie zyskasz. Zaufaj mi. Byłem w takich sytuacjach tysiące razy, w tysiącach wojen.
Antoinette spojrzała na niego pytająco.
— Do cholery, Clavain, co według ciebie mam robić?!
Pokręcił głową.
— Wspominałaś o dodatkowych odstraszaczach.
— Och, nie.
— Z pewnością masz broń, Antoinette. W tych czasach nieposiadanie broni byłoby głupotą.
DZIEWIĘTNAŚCIE
Clavain zobaczył broń i nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Uświadomił sobie, jaka jest przestarzała i nieskuteczna, czegoś takiego nie spotykało się na korwetach Hybrydowców czy niszczycielach Demarchistów. Najwidoczniej nabywano ją przez ostatnie kilkaset lat na czarnorynkowych wyprzedażach używanej tandety. Kupowano te obiekty raczej dla ich lśnienia i groźnego wyglądu niż dla siły rażenia. Wewnątrz statku broni palnej znajdowało się niewiele — miała chronić przed ludźmi próbującymi wedrzeć się na pokład. Większość uzbrojenia została schowana pod ukrytymi lukami kadłuba albo upakowana w gondolach grzbietowych czy brzusznych — Clavain przypuszczał wcześniej, że zawierają one sprzęt komunikacyjny lub zestawy czujników. Nie wszystko działało. Jedna trzecia broni albo nie funkcjonowała nigdy, albo się zepsuła, albo zabrakło dla niej amunicji czy odpowiedniego zasilania.
Antoinette odsunęła ukryty w podłodze panel dostępu do broni. Z otworu wysuwał się powoli metalowy postument, rozkładający w miarę wznoszenia dźwignie sterownicze i urządzenia displeju. W jednej ze sfer obracał się schemat „Burzyka”, na którym pulsującą czerwienią zaznaczono aktywne uzbrojenie. Połączenia z główną siecią sterowania statkiem widniały jako kręte czerwone linie. Inne sfery i ekrany głównego pulpitu pokazywały w różnych powiększeniach sąsiadujący z „Burzykiem obszar kosmosu. Przy najmniejszym powiększeniu statki banshee jawiły się jako niewyraźne plamy radarowych ech, pełznące w kierunku frachtowca.
— Piętnaście tysięcy klików — powiedziała Antoinette.
— Nadal twierdzę, że powinniśmy wykonać wzorzec ucieczki — rzekł cicho Xavier.
— Spalajcie paliwo wtedy, kiedy trzeba — odparł Clavain. — Nie wcześniej. Antoinette, czy cała ta broń jest już rozlokowana?
— Wszystko, co mamy.
— Dobrze. Czy mogę spytać, dlaczego nie chciałaś rozlokować jej wcześniej?
Postukała kontrolki, dokładniej ustawiając broń i przemieszczając strumienie danych do mniej zatłoczonych obszarów sieci.
— Z dwóch powodów. Po pierwsze, nawet sam zamiar uzbrojenia statku cywilnego jest karany śmiercią. Po drugie, te wszystkie ponętne działa mogą stanowić jeszcze większy wabik dla banshee i bardziej zachęcić ich do rabunku.
— Nie dojdzie do tego. Jeśli tylko mi zaufacie.
— Zaufać ci, Clavainie?
— Pozwól mi tu usiąść i pokierować bronią.
Spojrzała na Xaviera.
— Niech mnie cholera, jeśli się na to zgodzę.
Clavain odchylił się do tyłu i splótł ręce na piersi.
— W takim razie wiesz, gdzie mnie szukać.
— Zastosuj manewr ucie… — zaczął Xavier.
— Nie. — Antoinette w coś postukała.
Clavain poczuł, jak cały statek się zatrząsł.
— Co to było?
— Strzał ostrzegawczy — wyjaśniła.
— Dobrze. Też bym tak zrobił.
Dla ostrzeżenia wystrzeliła prawdopodobnie walcowaty pocisk wypełniony wodorem w fazie spienionej, przyśpieszony do kilkudziesięciu klików na sekundę w pękatym dziale szynowym. O spienionym wodorze Clavain wiedział wszystko. Teraz, gdy Demarchiści nie mogli już manipulować antymaterią na skalę użyteczną dla celów militarnych, pociski z wodorem w fazie spienionej stanowiły główną zawartość ich arsenałów.
Demarchiści wydobywali wodór z oceanicznych serc gazowych gigantów. Pod przerażającym ciśnieniem wodór przemieniał się w metal, podobnie jak rtęć, był jednak tysiące razy od niej gęstszy. Zazwyczaj faza metaliczna nie była stabilna: gdy znikało więżące go ciśnienie, wodór na powrót stawał się rozrzedzonym gazem. W przeciwieństwie do stanu metalicznego, faza spieniona była jedynie kwaziniestabilna: po odpowiedniej obróbce wodór pozostawał w tej fazie, nawet gdy ciśnienie zewnętrzne zmalało o kilka rzędów wielkości. Wodór pakowano do nabojów rozmaitych rozmiarów. Pociski konstruowano tak, by zawarty w nich gaz zachowywał swą stabilność aż do chwili uderzenia. Wtedy następował bardzo silny wybuch. Broń fazy spienionej wykorzystywano albo w oddzielnych urządzeniach niszczących, albo jako detonatory w bombach atomowych i wodorowych.
Antoinette postępuje słusznie, pomyślał Clavain. Działo z pociskami fazy spienionej to może militarny zabytek, ale sama myśl, że przeciwnik czymś takim dysponuje, może każdego przyprawić o nieodwracalną neuronalną śmierć.
Zobaczył świetlikową plamkę — pocisk pełzł ku statkom piratów i minął je w odległości zaledwie kilkudziesięciu kilometrów.
— Nie zatrzymali się — stwierdził Xavier kilka minut później.
— Ile macie jeszcze pocisków? — spytał Clavain.
— Jeden — odparła Antoinette.
— Oszczędzajcie go. Jesteście teraz za daleko. Mogą namierzyć pocisk radarem i się przed nim uchylić.
Odpiął się od składanej klapy i zszedł w dół mostka. Stanął tuż za Antoinette i Xavierem. Teraz mógł się lepiej przyjrzeć postumentowi sterowania broni i ocenić jego funkcjonalność.
— Co macie jeszcze?
— Dwa gigawatowe ekscymery — powiedziała Antoinette. — Jeden trzymilimetrowy bozer Breitenbacha z prekursorem protonowo-elektronowym. Parę armat pociskowych stanu stałego z megahercową częstością wyrzutu. Grazer jednorazowego użytku, kaskadowo-impulsowy. Nie znamy wydajności.
— Prawdopodobnie pół gigawata. A co to jest? — Clavain wskazał na jedyną aktywną broń, której jeszcze nie opisała.
— To? To kiepski żart. Działo Gatlinga.
Clavain skinął głową.
— Nie, to jest dobre. Nie dyskredytuj dział Gatlinga, bywają użyteczne.
— Widzę płomienie odwrotnego ciągu — odezwał się Xavier. — Z Dopplera wynika, że zwalniają.
— Odstraszyliśmy ich? — spytał Clavain.
— Niestety, nie. To wygląda na standardowe podejście banshee — odparł Xavier.
— Cholera — zaklęła Antoinette.
— Nie róbcie nic, dopóki nie podejdą bliżej — poradził Clavain. — Znacznie bliżej. Nie zaatakują was, nie będą chcieli ryzykować uszkodzenia ładunku.
— Przypomnę ci o tym, kiedy będą podrzynali nam gardła — odparła Antoinette.
Clavain uniósł brew.
— Tak robią?
— Tak, wtedy gdy chcą postąpić wyjątkowo humanitarnie.
Następne dwanaście minut należała do najbardziej napiętych okresów w życiu Clavaina. Rozumiał, jak się czują Xavier i Antoinette. Tak jak oni miał ochotę strzelić do wroga. Ale to równałoby się samobójstwu. Broń promieniowa miała za małą moc, nie gwarantowała zniszczenia statku, a broń pociskowa była za wolna, nieskuteczna, chyba, że na bardzo bliską odległość. W najlepszym wypadku mogli liczyć na zlikwidowanie jednego banshee, lecz nie obydwu naraz. Jednocześnie Clavain zastanawiał się, dlaczego banshee nie wzięli sobie do serca wcześniejszego ostrzeżenia. Antoinette dała im wyraźnie do zrozumienia, że kradzież jej ewentualnego cargo nie pójdzie łatwo. Clavain przewidywał, że banshee postanowią ograniczyć straty i ruszą po mniej zwinny i gorzej uzbrojony cel. Ale według Antoinette niezwykły już był sam fakt, że piraci zapuścili się tak daleko w głąb strefy.