Выбрать главу

— Co mam robić? — zapytał.

— Oswobodź mnie i ja to zrobię. Statek nie przyjmie od ciebie polecenia autodestrukcji.

Cierń chciał się poruszyć, ale przesunął się zaledwie parę centymetrów. Czarna macka wysunęła następną wypustkę i unieruchomiła go. Zrobiła to ostrożnie — widocznie maszyneria nadal nie chciała wyrządzić im krzywdy.

— Pięknie — stwierdziła kwaśno Khouri.

Wyrostek znajdował się dwa centymetry od niej. W końcowej fazie rozdzielał się wielokrotnie i teraz wielopalczasta czarna dłoń ustawiła się przed jej twarzą, a palczaste wypustki gotowe były zanurkować w jej oczy, usta, uszy, nawet przez skórę i kości. Same palce rozszczepiły się w coraz cieńsze czarne kolce, znikające w brązowoczarnej drzewiastej mgiełce.

Trąba cofnęła się o parę centymetrów. Khouri zamknęła oczy, myśląc, że maszyneria szykuje się do ataku. Potem poczuła ostre szczypnięcie zimna pod powiekami, użądlenie tak szybkie i zlokalizowane, że prawie zupełnie nie bolało. Zaraz poczuła to samo gdzieś w kanale słuchowym, a chwilę potem — choć nie miała pojęcia, jak szybko obecnie płynie czas — maszyneria Inhibitorów dosięgła jej mózgu. Ruszył strumień wrażeń, splątane uczucia i obrazy spadały w szybkiej, przypadkowej sekwencji, a potem Khouri miała wrażenie, że jest odwijana i odczytywana niczym długa taśma magnetyczna. Chciała wrzasnąć, zareagować w sposób rozpoznawalnie ludzki, ale trzymano ją mocno. Nawet myśli były zmrożone, hamowane przez inwazyjną obecność czarnych maszyn. Smołowata masa wpełzła w każdą część dziewczyny, aż nie zostało tam miejsca na istotę, która kiedyś myślała o sobie jako o Khouri. A jednak pozostało z niej wystarczająco wiele, by mogła czuć, że nawet gdy maszyna wepchnęła się w nią, przepływ danych odbywał się w dwie strony. Kiedy maszyny wprowadziły do jej czaszki łącza komunikacyjne, Khouri miała niejasną świadomość duszących czarnych gabarytów, ciągnących się poza głową Khouri, po trąbie, z powrotem przez statek i w skupisko maszyn, które otaczały statek.

Poczuła nawet Ciernia, włączonego do tej samej sieci zbierającej informacje. W tej chwili jego myśli dokładnie powtarzały jej myśli. Był sparaliżowany, niezdolny do wrzasku czy choćby do wyobrażenia sobie ulgi, jaką przyniósłby wrzask. Khouri próbowała wyciągnąć do niego rękę, by przynajmniej dać mu znak, że nadal jest obecna i że we wszechświecie ktoś jeszcze ma świadomość, przez co on przechodzi. W tej samej chwili poczuła, że Cierń robi to samo, połączyli więc palce przez przestrzeń neuronalną, niczym dwoje kochanków tonących w atramencie. W dalszym ciągu ją analizowano, w najstarsze części umysłu Khouri sączyła się czerń. Czegoś tak strasznego nigdy nie doświadczyła, to było gorsze niż tortury czy symulacje tortur, które poznała na Skraju Nieba. Gorsze od tego, czemu poddała ją Mademoiselle. Dla Khouri jedynym ukojeniem był fakt, że świadomość własnej tożsamości stale się kurczyła. Gdy ta świadomość zniknie, Khouri zostanie oswobodzona.

A potem na granicy tego, co czuła przez kanały zbierające dane, coś się zmieniło. Nastąpiło zakłócenie na peryferiach chmury, która otaczała statek. Cierń również to poczuł: przez rozgałęzienia dotarł do niej żałosny błysk nadziei. Nadziei bezpodstawnej. Czuli, jak maszyny się przegrupowują, gotowe do następnej fazy procesu duszenia.

Khouri się myliła.

Poczuła, jak w jej myśli wchodzi trzeci umysł, oddzielony od umysłu Ciernia. Ten umysł był czysty jak dźwięk dzwonu i spokojny, a myśli w nim pozostawały, nie dławiła ich gnębiąca maszyneria. Khouri poczuła ciekawość, wahanie, i choć odbierała lęk, nie wykrywała jawnego przerażenia, jakim promieniował Cierń. Tu lęk był tylko skrajnym rodzajem ostrożności. A jednocześnie odzyskała część swej tożsamości, jakby czarne dławienie popuściło.

Trzeci umysł przysunął się do jej umysłu i Khouri zdała sobie sprawę — z największym szokiem, jaki była w tej chwili zdolna odczuwać — że zna ten umysł. Nigdy wcześniej nie spotkała go na tym poziomie, ale siła jego osobowości była tak przemożna, że przypominała dźwięk znajomych fanfar. To był umysł mężczyzny, i to taki, który nigdy nie miał wiele czasu na wątpliwości, pokorę czy współczucie dla innych osób. Jednocześnie wykryła niewielki przebłysk wyrzutów sumienia i coś, co nawet można było określić jako troskę. Ale kiedy doszła do tego wniosku, umysł gwałtownie się wycofał, zasłonił całunem i czuła już tylko potężny kilwater, który po sobie pozostawił.

Wrzasnęła głośno, gdyż odzyskała kontrolę nad ciałem. W tej samej chwili trąba się rozleciała, rozbiła z wysokim brzdękiem. Gdy Khouri otworzyła oczy, otaczał ją obłok koziołkujących w nieładzie czarnych sześcianów. Rozsypywał się czarny mur, zakrywający ściankę działową. Sześciany próbowały się łączyć, tworząc od czasu do czasu większe czarne skupiska, które rozpadały się po paru sekundach. Cierń nie był już przygwożdżony do fotela. Przesunął się, odgarniając na bok czarne sześciany, i uwolnił Khouri z sieci.

— Czy rozumiesz, co, u diabła, stało się przed chwilą? — zapytał, połykając słowa.

— Tak — odpowiedziała — ale nie jestem pewna, czy w to wierzę.

— Powiedz mi.

— Spójrz, co się dzieje na zewnątrz.

Za statkiem, otaczający go czarny gąszcz doświadczał tych samych trudności w łączeniu się, co sześciany wewnątrz statku. Otwierały się okna na puste niebo, zamykały się i otwierały w innym miejscu. Khouri dostrzegła tam również coś, co znajdowało się wewnątrz nierównej czarnej skorupy, która otaczała statek, ale nie było jej częścią, a kiedy się poruszało — okrążało statek po leniwych, otwartych krzywych — skoagulowane czarne masy zręcznie schodziły mu z drogi. Na sylwetce obiektu trudno się było skupić, ale później Khouri odniosła wrażenie, że to coś na kształt obracającego się szarego żyroskopu — mniej więcej sferycznego przedmiotu złożonego z wielu wirujących warstw. W jego rdzeniu — lub zagrzebane gdzieś w jego wnętrzu — tkwiło migające źródło ciemnoczerwonego światła, światła koloru krwawnika. Obiekt — przywodził również Khouri na myśl obracającą się szklaną kulkę — miał może metr średnicy, ale ponieważ podczas obrotu jego granice puchły i tęchły, rozmiary trudno było ustalić. Khouri wiedziała tylko — i tylko tego była pewna — że obiektu nie było tam wcześniej i że maszyneria Inhibitorów dziwnie się go obawia.

— To otwiera dla nas okno! — zawołał zdumiony Cierń. — Zobacz, otworzyło nam drogę ucieczki.

Khouri zmieniła go na fotelu pilota.

— Więc ją wykorzystajmy — powiedziała.

Ustawili odpowiednio dziób statku i polecieli łukiem w kosmos. Na radarze widzieli, jak skorupa zostaje z tyłu. Khouri bała się, że maszyny zduszą migającą czerwoną kulkę i znowu ruszą za nimi w pogoń. Jednak pozwolono im odlecieć. Dopiero później coś ostro pognało za nimi. Miało tę sama sygnaturę radarową, którą zaobserwowali wcześniej, ale obiekt jedynie przemknął obok nich z przerażającym przyśpieszeniem i skierował się w przestrzeń międzyplanetarną. Khouri widziała, jak wychodzi z zasięgu, kierując się w ogólnym kierunku Hadesu, gwiazdy neuronowej na granicy układu.

Właśnie tego się spodziewała.

* * *

Skąd wzięło się wielkie dzieło? Kto je zainicjował? Inhibitorzy nie mieli dostępu do tych danych. Jasne było jedynie to, że pracę mieli wykonać sami, tylko oni, i że ta praca to najważniejsze zadanie w historii galaktyki, a może nawet w historii wszechświata, kiedykolwiek podjęte przez nośnik inteligencji.

Natura samej pracy była niesłychanie prosta. Życiu rozumnemu nie można pozwolić na rozprzestrzenienie się w galaktyce. Można je tolerować, a nawet popierać, kiedy się ogranicza do pojedynczego świata czy pojedynczego układu słonecznego.