W windzie prawie cały czas milczeli. Clavain nadal zamierzał uciec od H i zakończyć proces zmiany stron konfliktu, przechodząc do Demarchistów. A jednak poznał fakty, które skłaniały go do refleksji, że nie do końca wszystko rozumie.
Skade starała się zrealizować nie tylko swój cel czy cele bezimiennych Hybrydowców. Najprawdopodobniej pracowała dla Mademoiselle, która zawsze pragnęła mieć wpływy w Matczynym Gnieździe. Samej Mademoiselle nie znał, nigdy nie spotkał osoby takiej jak ona. A jednak, podobnie jak H, gruntownie interesowała się larwą i jej technikami, wreszcie sprowadziła ją do Chateau i nawiązała z nią łączność. Wprawdzie umarła, ale niewykluczone, że Skade stała się jej tak gorliwą agentką, że Skade oraz Mademoiselle należałoby traktować jako nierozdzielną jedność.
Clavain nie przypuszczał, że ma do czynienia ze sprawami o takiej skali, sięgającymi tak daleko wstecz.
To niczego nie zmienia, pomyślał. Najważniejsze jest zdobycie piekielnych broni. Temu, kto steruje Skade, chodzi przede wszystkim o te bronie. Więc to ja muszę do nich wcześniej dotrzeć.
Winda zatrzymała się ze szczękiem. H odsunął składaną kratownicę i poprowadził Clavaina marmurowymi korytarzami do pomieszczenia, które przypominało groteskowo wielki pokój hotelowy. Niski sufit zdobiony gipsowymi płaskorzeźbami ginął gdzieś w dali, tu i ówdzie rozmieszczono meble i dekoracje, tworzące wrażenie jakiejś instalacji rzeźbiarskiej: pochylone czarne pudło olbrzymiego fortepianu; zegar szafkowy pośrodku podłogi, jakby go właśnie przesuwano od ściany do ściany; na czarnych kolumienkach spoczywały alabastrowe popiersia; dwie czerwone pluszowe kanapy na lwich nogach; trzy złote fotele wielkie jak trony.
Dwa z nich były zajęte. Na jednym siedziała świnia ubrana podobnie jak H w prosty czarny kitel i spodnie. Clavain pomyślał, że to może Scorpio, więzień, którego ostatnio widział w Matczynym Gnieździe. W drugim siedział Xavier — młody mechanik, którego Clavain spotkał na karuzeli Nowa Kopenhaga. Nieco zdziwiony Clavain zaczął wymyślać scenariusze, jak mogło dojść do tego, że ci dwaj się tu spotkali.
— Chyba nie muszę panów przedstawiać — stwierdził H. — Ale na wszelki wypadek… panie Clavain, to Scorpio i pan Xavier Liu. — Skinął głową Xavierowi. — Jak się pan teraz czuje?
— W porządku — odparł Xavier.
— Pan Liu miał problemy z sercem. Został zaatakowany taserem na pokładzie „Burzyka”. Napięcie prądu powaliłoby hamadriadę, a co dopiero mówić o człowieku.
— Zaatakowany? — Clavain czuł, że musi wykazać uprzejme zainteresowanie.
— Przez agenta Konwencji Ferrisvillskiej. Niech się pan nie martwi, ten osobnik już więcej tego nie zrobi. Ściśle mówiąc, niczego już nie zrobi.
— Zabiliście go? — zapytał Clavain.
— Nie dosłownie. Xavier na szczęście wyjdzie z tego.
— A Antoinette?
— Ona też. Ma kilka ran i siniaków, nic poważnego. Zaraz tu przyjdzie.
Clavain usiadł w wolnym fotelu naprzeciw Scorpia.
— Nie rozumiem, dlaczego Xavier i Antoinette są tutaj. Ale ty… — powiedział do Scorpia.
— To długa historia — odparł Scorpio.
— Nigdzie się nie śpieszę. Zacznij od początku. Chyba powinieneś być w areszcie?
— Panie Clavain, sprawy się skomplikowały — oznajmił H. — Domyślam się, że Hybrydowcy przenieśli Scorpia do układu wewnętrznego. Chcieli go przekazać władzom.
Xavier dopiero teraz spojrzał na świnię.
— Myślałem, że H żartował, nazywając cię Scorpio. Cholera, jesteś tym Scorpio, którego od tak dawna próbowano schwytać? A niech to!
— Gdziekolwiek się pan ruszy, wszyscy już pana znają ze słyszenia — powiedział H do świni.
— Co, do cholery, robiłeś na karuzeli Nowa Kopenhaga?! — spytał Xavier, sadowiąc się wygodniej w fotelu. Niepokoiło go, że znajduje się w tym samym pokoju co Scorpio.
— Ścigałem go. — Świnia skinął na Clavaina.
— Mnie? — Clavain mrugnął zdziwiony.
— Pająki zaproponowały mi układ: puszczą mnie i nie przekażą władzom, jeśli pomogę cię wytropić, po tym, jak im zwiałeś. Nie mogłem przecież odmówić.
— Zaopatrzyli Scorpia w wiarygodne dokumenty, żeby uniknął aresztowania — wyjaśnił H. — Przypuszczam, że ich obietnica była uczciwa.
— Nadal nie…
— Scorpio i jego wspólnik, inny Hybrydowiec, śledzili pana, Clavain. Oczywiście to ich doprowadziło do Antoinette Bax. W ten sposób Xavier został wplątany w całą sprawę. Wywiązała się bijatyka, karuzela trochę przy tym ucierpiała. Konwencja już wcześniej miała Antoinette na oku, więc dość szybko dotarli do statku. Ludzie, również Scorpio, zostali ranni, ale to się stało po wejściu proksego Konwencji na „Burzyka”. Clavain nachmurzył się.
— To nie wyjaśnia, jak oni… zaraz, zaraz, pan ich śledził?
Z pewną dozą dumy H skinął głową — tak się przynajmniej wydawało Clavainowi.
— Spodziewałem się, że Hybrydowcy wyślą kogoś za panem. Z ciekawości postanowiłem ich tu sprowadzić, by się dowiedzieć, jaką rolę grają w tej całej dziwnej sprawie. Moje statki czekały wokół Kopenhagi, wypatrywały nietypowych zjawisk, zwłaszcza związanych z Antoinette Bax. Żałuję tylko, że nie wkroczyliśmy wcześniej. Nie polałoby się tyle krwi.
Clavain odwrócił się, usłyszawszy rytmiczne stukanie. Ujrzał zbliżającą się ku nim kobietę w pantoflach na wysokim obcasie. Obszerna czarna peleryna powiewała za nią z tyłu, zupełnie jakby targał nią wicher. Clavain ją poznał.
— Witaj, Zebro! — powiedział z uśmiechem H.
Zebra podeszła i objęła go. Pocałowali się raczej jak kochankowie niż znajomi.
— Na pewno nie chciałabyś odpocząć? — spytał H. — Dwa wymagające zadania jednego dnia…
— Dobrze się czuję i Gadatliwe Bliźniaki również.
— Czy… hmm… załatwiłaś sprawę pracownika Konwencji?
— Tak, zajęliśmy się nim. Chcesz go zobaczyć?
— Czemu nie. To by mogło zainteresować moich gości. — H wzruszył ramionami, jakby chodziło o to, czy popołudniową herbatę podać teraz czy później.
— Sprowadzę go — odparła Zebra. Odwróciła się i odeszła. Odgłos jej kroków nikł w oddali.
Clavain usłyszał inne kroki. Dwaj olbrzymi bezuści mężczyźni pchali wózek inwalidzki. Ustawili go między kanapami. W wózku siedziała Antoinette. Żyła, choć wyglądała na zmęczoną. Dłonie i przedramiona miała w bandażach.
— Clavainie… — zaczęła.
— Dobrze się czuję — odparł. — Cieszę się, że nic ci nie jest. Przykro mi, że miałaś kłopoty. Szczerze wierzyłem, że kiedy zniknę, nie będziesz już miała przeze mnie żadnych problemów.
— Życie nigdy nie jest aż tak proste.
— Właśnie. W każdym razie przepraszam. Gdybym mógł ci to jakoś wynagrodzić…
Antoinette spojrzała na Xaviera.
— Jesteś cały i zdrowy? Ona twierdziła, że tak, ale nie wiedziałam, czy jej wierzyć.
— Jestem zdrów jak ryba — zapewnił ją Xavier.
Ale jakoś żadne z nich nie miało energii, by wstać z krzesła.
— Zwątpiłam, czy mi się uda — powiedziała Antoinette. — Usiłowałam pobudzić twoje serce, ale nie miałam dość sił. Traciłam przytomność, więc spróbowałam ostatni raz i widzę, że się udało.
— W zasadzie nie — odparł H. — Zemdlałaś. Bardzo się starałaś, ale sama utraciłaś wiele krwi.
— W takim razie kto… H wskazał Scorpia.
— Nasz przyjaciel świnia uratował Xaviera.
Świnia chrząknął.
— To nic wielkiego.
— Może dla pana to niewiele, panie Pink, ale dla Xaviera była to kwestia życia i śmierci. Powinnam panu podziękować.