Выбрать главу

— Proszę się nie wysilać. Obędę się bez pani wdzięczności.

— Mimo to, wielkie dzięki.

Scorpio spojrzał na nią, chrząknął i odwrócił wzrok.

— Czy ze statkiem wszystko w porządku? — Clavain przerwał niezręczną ciszę.

Antoinette spojrzała na H.

— Podejrzewam, że nie.

— Przeciwnie, statek ma się dobrze — odparł H. — Gdy Xavier odzyskał świadomość, Zebra poprosiła go, by kazał „Burzykowi” lecieć do wyznaczonego przez nas miejsca. Mamy przystanie w Pasie Złomu, których używamy podczas innych naszych przedsięwzięć. Zapewniam cię, Antoinette, że statek jest nienaruszony, w bezpiecznym miejscu.

— Kiedy go zobaczę?

— Wkrótce — odparł H — choć teraz ci nie powiem, kiedy dokładnie.

— A więc jestem więźniem? — zapytała Antoinette.

— Nie, wszyscy jesteście moimi gośćmi. Wolałbym tylko, żebyście tu zostali, dopóki nie porozmawiamy. Może pan Clavain ma na ten temat inny pogląd, ale chyba jesteście mi coś winni za to, że was uratowałem. — Gestem dłoni powstrzymał wszelkie obiekcje. — Nie oczekuję od was wdzięczności. Proszę tylko, żebyście poświęcili mi trochę czasu. — Patrzył na nich po kolei. — Wszyscy jesteśmy mimowolnymi uczestnikami większej gry, którą nie w pełni pojmujemy. Uciekając od Hybrydowców, pan Clavain przyśpieszył doniosłe wydarzenia. Nie mamy innego wyjścia: musimy iść za wydarzeniami aż do końca. Zagrać nasze role zgodnie z wyznaczonym scenariuszem. Wszyscy, nawet Scorpio.

Usłyszeli pisk. Towarzyszyło mu miarowe stukanie. Wróciła Zebra, pchając wózek inwalidzki, na którym umieszczono pionowo metalowy błyszczący walec wielkości dużego termosu. Z walca wystawały rury i rozmaite urządzenia.

Walec kiwał się lekko z boku na bok, jakby ktoś się w nim szamotał.

— Podjedź bliżej — poprosił H gestem i Zebra ustawiła wózek między fotelami.

Walec ciągle się chybotał. H pochylił się nad nim i delikatnie zapukał.

— Hej tam, dobrze, że przeżyłeś. Ciekawe, czy wiesz, co się z tobą stało i gdzie teraz jesteś.

Walec kiwnął się energicznie.

— To jest system podtrzymywania życia kutra Konwencji — wyjaśnił H. — Pilot kutra nie opuszcza swojego statku przez cały okres służby, która może trwać wiele lat. By zmniejszyć masę, większość ciała jest chirurgicznie usuwana i przechowywana w zimnie w centrali Konwencji. Pilot nie potrzebuje kończyn, bo może sterować proksym za pośrednictwem interfejsu neuralnego. Wiele innych części ciała również nie jest mu potrzebnych. Są usunięte, zaopatrzone w etykiety i schowane w magazynie.

Walec kołysał się i Zebra położyła na nim dłoń, by go uspokoić.

— W cylindrze jest pilot kutra odpowiedzialnego za nieprzyjemny incydent na statku panny Bax — podjął H. — Ty mały draniu! Co za radość przestraszyć niewinną załogę, która naruszyła jakiś głupi przestarzały przepis! Ale heca!

— Nie pierwszy raz mieliśmy ze sobą do czynienia — rzekła Antoinette.

— Tym razem nasz gość posunął się chyba za daleko. Prawda, staruszku? — powiedział H. — Bez trudu odczepiliśmy twój układ podtrzymywania życia od reszty statku. Mam nadzieję, że nie miałeś zbyt dotkliwych dolegliwości, choć musiałeś czuć ból, gdy odłączaliśmy cię od układu nerwowego statku. Przepraszam za to, ponieważ naprawdę nie stosuję tortur.

Cylinder uspokoił się, jakby nasłuchiwał.

— Ale nie mogę puścić cię bez kary. Jestem człowiekiem bardzo moralnym. Moje własne przestępstwa niezwykle wyostrzyły mój zmysł etyczny. — H pochylił się nad walcem, ustami niemal dotykał metalu. — Słuchaj uważnie, bo chcę, żebyś nie miał wątpliwości, co się z tobą stanie.

Walec lekko się poruszył.

— Wiem, jak podtrzymać cię przy życiu. Trochę zasilania, trochę składników odżywczych. To nie jest wiedza tajemna. W tej puszce możesz tkwić przez dziesięciolecia, jeśli dostarczę ci żywności i wody. To właśnie zamierzam robić, aż do twojej śmierci. — H spojrzał na Zebrę.

— Czy mam go wstawić do tego samego pokoju co innych?

— Dobry pomysł. — H promiennie się uśmiechnął i z wyraźną przyjemnością obserwował, jak Zebra odwozi więźnia.

— H, jest pan okrutny — stwierdził Clavain, gdy Zebra znalazła się poza zasięgiem głosu.

— Nie jestem okrutny w takim sensie, jaki ma pan na myśli — odparł H. — Okrucieństwo jest jednak użytecznym narzędziem, jeśli tylko precyzyjnie rozpozna się moment, w którym trzeba go użyć.

— Pieprzony drań się doigrał — wtrąciła Antoinette. — Nie zamierzam spędzać bezsennych nocy z powodu tego sukinsyna. Zabiłby nas wszystkich, gdyby nie H.

Clavain czuł zimno, jakby przeszedł po nim jeden z duchów, o których ostatnio rozmawiali.

— A druga ofiara? — spytał niecierpliwie. — Ten drugi Hybrydowiec? Czy to była Skade?

— Nie. Tym razem to mężczyzna. Został ranny, ale na pewno się wyliże.

— Mogę go zobaczyć?

— Wkrótce, panie Clavain. Jeszcze z nim nie skończyłem. Muszę się upewnić, że nic mi nie zrobi, gdy mu przywrócę świadomość.

— A więc drań kłamał, mówiąc, że nie ma implantów w głowie — stwierdziła Antoinette.

Clavain odwrócił się do niej.

— Zachował je, póki były mu przydatne, i tylko je wypłukiwał ze swojego ciała, gdy czekała go jakaś kontrola. Implanty szybko się rozkładają, w kilka minut. We krwi i moczu zostają tylko pierwiastki śladowe.

— Bądź ostrożny, cholernie ostrożny — poprosił Scorpio.

— A to dlaczego? — spytał H.

Świnia przesunął się do przodu na fotelu.

— Bo pająki włożyły mi coś do głowy i nastroiły na jego implanty. To są jakby małe zaworki wokół żyły czy tętnicy. Po prostu: on umiera, ja też umieram.

H położył palec na usta.

— Jesteś tego pewien?

— Już raz zemdlałem, gdy próbowałem go udusić.

— Bardzo przyjacielski związek.

— Chłopie, to małżeństwo z rozsądku. On o tym wiedział i dlatego trzymał mnie w garści.

— Zbadaliśmy całe twoje ciało i nie znaleźliśmy żadnego im plantu. Może miałeś coś kiedyś w głowie, ale musiał to wypłukać, nim do nas dotarliście.

Usta Scorpia opadły i otworzyły się — miał ludzką minę osoby zdziwionej i zdegustowanej.

— Nie… popapraniec na pewno nie…

— To bardzo prawdopodobne, Scorpio, że mogłeś sobie pójść i nic nie zdołałoby cię zatrzymać.

— Ojciec mnie ostrzegał, żebym nigdy nie wierzyła pająkom — rzekła Antoinette. — Nigdy, Scorpio, pamiętaj!

— Nie musisz mi tego przypominać.

— Ale to ciebie, Scorpio, nabrali, nie mnie.

Szyderczo się uśmiechnął, ale milczał.

— Scorpio, mówiłem serio, że nie jesteś moim więźniem. — zapewnił go H z całkowitą powagą. — Niezbyt podoba mi się to, co zrobiłeś, ale ja sam popełniłem straszne rzeczy. Uratowałeś Antoinette i za to jestem ci wdzięczny. Przypuszczam, że moi goście również.

— Przejdź do sedna — burknął Scorpio.

— Będę honorował twoją umowę z Hybrydowcami. Puszczę cię wolno, możesz wrócić do miasta do swoich towarzyszy. Przyrzekam.

Z wyraźnym wysiłkiem Scorpio uniósł się z fotela.

— W takim razie znikam.

— Poczekaj.

H nie podniósł głosu, ale coś w jego tonie sprawiło, że świnia zastygł. Jakby przedtem wymieniano uprzejmości, a dopiero teraz H odkrył swoją prawdziwą naturę człowieka, z którym się nie żartuje, gdy chodzi o sprawy poważne.