Ukradziony statek — Scorpio nadał mu imię „Światło Zodiakalne” — był typowym handlowym światłowcem, zbudowanym ponad dwieście lat temu. W tym czasie przeprowadzono wiele napraw i modernizacji, ale jądro statku pozostało niezmienione. Znacznie większy od „Nocnego Cienia”, miał cztery kilometry długości, we wnętrzu obszerne komory ładunkowe, zdolne pomieścić flotyllę średnich statków kosmicznych. Kadłub był mniej więcej stożkowaty, dziób przypominał igłę, rufa kończyła się łagodniej. Dwa silniki do podróży międzygwiezdnych podwieszono na dźwigarach, przymocowanych w najszerszym miejscu kadłuba. Przez dwa wieki silniki obrosły warstwami osprzętu, spod których jednak wyzierały podstawowe rozwiązania techniczne Hybrydowców. Pozostała część kadłuba była ciemna i gładka jak wilgotny marmur, z wyjątkiem dziobu, który tkwił w matrycy ablacyjnej z lodu przetykanego hiperdiamentowym włóknem. Zgodnie z zapewnieniem H statek był technicznie sprawny, a stał się niewypłacalny tylko dlatego, że poprzednia załoga źle prowadziła interesy. Statek przejęła odpowiednio przeszkolona armia świń. Nie uszkodziły żadnych unikalnych akcesoriów.
Mostek znajdował się w jednej trzeciej drogi od dziobu; 1,35 kilometra odległości pionowej — gdy statek przyśpieszał. Większość funkcjonalnych rozwiązań mostka pochodziła z zamierzchłych czasów i nic tu Clavaina nie zaskoczyło. Ultrasi cieszyli się opinią konserwatystów i właśnie dzięki temu, że nie stosowali szerzej nanotechnologii, po okresie zarazy nadal utrzymali duże znaczenie. W trzewiach statku znajdowały się wszechstronne fabryki, które teraz pełną parą produkowały broń i nie miały wolnych mocy na modernizowanie „Światła Zodiakalnego”. Clavain bez trudu zainstalował się w muzealnym otoczeniu olbrzymiego statku. Wiedział, że klasyczna niezawodność bardzo się przyda w bitwie przeciw triumwir Volyovej.
Mostek — sferyczna komora w zawieszeniu kardanowym — mógł się odpowiednio obracać w zależności od tego, czy statek sunął naprzód, czy rotował. Rozmieszczone na ścianach displeje ukazywały pobrany przez drony widok z zewnątrz, taktyczne reprezentacje kosmosu w bezpośrednim sąsiedztwie statku oraz symulacje różnych strategii wejścia w układ Resurgamu. Pozostałe powierzchnie ścian wypełniały linijki staromodnego pisma norte — przesuwalny tekst wyliczał usterki statku i automatyczne urządzenia, które uruchomiono, by dokonały napraw.
Na otoczonym barierką owalnym podium z czerwonej metalowej kratownicy stały fotele, displeje i panele kontrolne. Na podium mogło swobodnie przebywać co najmniej dwadzieścia osób i mniej więcej tyle się tu teraz zgromadziło. Oczywiście przybyli Scorpio, Lasher, Shadow, Blood i Cruz — trzy świnie — zastępcy Scorpia i jednooka kobieta — człowiek — z tego samego co oni przestępczego podziemia. Antoinette Bax i Xavier Liu — ubrudzeni, oderwano ich bowiem od prac naprawczych — zajęli miejsca z tyłu. Reszta to świnie i osoby z głównej grupy ludzkiej — większość pracowała przedtem w Chateau, gdzie byli zatrudnieni przez H jako eksperci techniczni. Zdołał ich przekonać — podobnie jak Scorpia i jego asystentów — że będzie dla nich lepiej, jeśli dołączą do wyprawy, niż gdyby zostali w Chasm City czy Pasie Złomu. Nawet Pauline Sukhoi tu była, gotowa wrócić do swych poprzednich prac, podczas których takiej deformacji uległa jej prywatna rzeczywistość. Clavainowi kojarzyła się z osobą, która wyszła właśnie z domu nawiedzanego przez duchy.
— Coś się zdarzyło — powiedział Clavain, gdy wszyscy umilkli. — Nie wiem, co o tym sądzić.
Pośrodku podium znajdował się walcowaty pojemnik obrazowy — starodawny system projekcyjny. W środku miał przezroczyste śrubowate śmigło, które mogło się obracać z dużą prędkością. Kolorowe lasery z podstawy walca pulsowały światłem w górę, gdzie były przechwytywane przez ruchomą powierzchnię śmigła.
Idealnie płaski kwadrat światła ukazał się w walcu i obracał powoli, by wszyscy mogli go zobaczyć.
— To jest dwuwymiarowy obraz nieba przed naszym statkiem — wyjaśnił Clavain. — Występują tu już silne efekty relatywistyczne: gwiazdy są przesunięte w stosunku do swoich zwykłych pozycji, a ich spektra są poniebieszczone. Gorące gwiazdy są bledsze, ponieważ i tak większość strumienia emitują w ultrafiolecie. Gwiazdy karłowate wyskakują z niczego, bo nagle widzimy promieniowanie podczerwone, normalnie niewidzialne. Ale teraz gwiazdy mnie nie interesują. — Clavain wskazał na środku kwadratu słaby, podobny do gwiazdy obiekt. — To sygnatura wyziewów światłowca Skade. Starała się, by napęd był niewidoczny, ale widzimy dostatecznie dużo rozproszonych fotonów z „Nocnego Cienia” i możemy namierzyć jej pozycję.
— Czy potrafisz oszacować wydajność napędu? — spytała Sukłioi.
— Tak. — Clavain skinął głową. — Na podstawie temperatury wnioskuję, że silnik pracuje przy typowym ciągu. To daje przyśpieszenie jednego g przy statku o masie wynoszącej milion ton. Silniki „Nocnego Cienia” są słabsze, ale z kolei statek Skade jest mały jak na standardy światłowców. Skade potrafi jednak osiągnąć dwa g, a czasami nawet trzy. Podobnie jak my, ma maszynerię dławiącą bezwładność. Wiem jednak, że Skade potrafi przyśpieszyć jeszcze mocniej.
— My nie możemy — stwierdziła Sukłioi, blednąc. — Relatywistyka kwantowa to gniazdo żmij, a my już szturchamy je bardzo ostrym kijem.
— Zgoda, Pauline. — Clavain uśmiechnął się wyrozumiale. — Ale jeśli Skade coś robi, my musimy znaleźć sposób, żeby zrobić to samo. Nie to mnie jednak niepokoi.
Obracający się obraz zmienił się ledwo zauważalnie. Sygnatura statku Skade lekko pojaśniała.
— Albo zwiększyła ciąg, albo zmieniła geometrię wiązki — powiedziała Antoinette.
— Też tak myślałem, ale to dodatkowe światło jest inne. Spójne, z ostrym pikiem w zakresie widzialnym w układzie odniesienia statku Skade.
— Światło laserowe? — spytał Lasher.
Clavain spojrzał na świnię, najbardziej zaufanego sojusznika Scorpia.
— Tak się wydaje. Wysokoenergetyczne lasery optyczne, prawdopodobnie cała ich bateria, świecą do tyłu wzdłuż toru lotu „Nocnego Cienia”. Prawdopodobnie widzimy tylko część wiązki.
— Jaką Skade ma z tego korzyść? — zastanawiał się Lasher. Od czoła do policzka jego twarz przecinała czarna szrama, cienka jak linia ołówka. — Jest przed nami tak daleko, że zastosowanie tego jako broni nie ma sensu.
— To mnie właśnie martwi — rzekł Clavain. — Skade nie robi niczego bez uzasadnionej przyczyny.
— Usiłuje nas w ten sposób zabić? — spytał świnia.
— Musimy zrozumieć, w jaki sposób zamierza tego dokonać — odparł Clavain. — A potem tylko mieć nadzieję, że zdołamy temu zapobiec.
Nie odpowiedzieli, wpatrzeni w powoli obracający się kwadrat światła ze złowrogim punkcikiem „Nocnego Cienia” w samym centrum.
Program nagrywano w Domu Telewizji — niskim budynku przyległym do Domu Inkwizycji. Rzecznik prasowy rządu był niewysoki, schludny i miał starannie wypielęgnowane paznokcie. Brzydził się brudem i wszelkimi skażeniami: gdy wręczono mu oświadczenie na syntetycznym, welinowym, szarym rządowym papierze, ujął je w dwa palce. Usiadł przy biurku i dopiero gdy się przekonał, że nie ma na nim okruszków ani tłustych plam, położył kartkę krawędziami równolegle do brzegów blatu. Potem ją metodycznie rozłożył, jakby otwierał pudełko, w którym spodziewał się bomby. Chcąc, by papier leżał zupełnie płasko, przesunął po nim rękawem po przekątnej. Dopiero wtedy pochylił głowę i przebiegł wzrokiem tekst — chciał go za chwilę bezbłędnie przeczytać.