Выбрать главу

Po drugiej stronie biurka operator wycelował w niego płaską starą kamerę, zamocowaną na końcu wysięgnika pozwalającego na płynne filmowanie. Układ optyczny kamery nadal pracował idealnie, ale silniki lewitacyjne już dawno się zużyły. Wiele rzeczy w Cuvier było drwiącym wspomnieniem lepszych czasów. Rzecznik prasowy starał się teraz o tym nie myśleć — nie do niego należała ocena obecnego standardu życia. On sam żył dość wygodnie w porównaniu z większością społeczeństwa. Dostawał dodatkowe racje żywnościowe, mieszkał z żoną w lepszej dzielnicy, wygodniej niż przeciętni obywatele.

— Gotowe, proszę pana? — spytał kamerzysta.

Rzecznik nie odpowiedział od razu — poruszał wargami, bezgłośnie wymawiając słowa tekstu. Nie miał pojęcia, skąd pochodzi oświadczenie, kto je naszkicował, kto mu potem nadał ostateczny kształt. To nie sprawa rzecznika. Ważne, że rządowa maszyneria jak zawsze działała i wielki, solidny, dobrze naoliwiony aparat przekazał mu tekst, który on z kolei ma przekazać społeczeństwu.

— Tak, jestem chyba gotów — odparł w końcu.

— Możemy to potem powtórzyć, jeśli nie będzie pan zadowolony z pierwszego czytania. To nie idzie na żywo.

— Myślę, że jeden raz wystarczy.

— A więc gotowe?

Rzecznik przeczyścił gardło. Poczuł odrazę, wyobraziwszy sobie, jak przy tej czynności przemieszcza się flegma. Zaczął czytać.

— Demokratyczny Rząd Cuvier pragnie przekazać następujące oświadczenie. Tydzień temu zbieg znany jako Cierń został pojmany w wyniku wspólnej operacji Domu Inkwizycji i Urzędu do Spraw Antyterroryzmu. Cierń jest obecnie w areszcie i nie stanowi już niebezpieczeństwa dla lojalnych obywateli Cuvier i jego satelickich społeczności. Demokratyczny Rząd Cuvier ponownie z całą mocą dementuje pogłoski, rozpowszechniane przez zdezorientowanych zwolenników zbiega Ciernia. Nie ma żadnych dowodów na to, że kolonii grozi bezpośrednie zagrożenie czy zniszczenie. Nie ma żadnych dowodów na istnienie dwóch promów, zdolnych do lotu na orbitę. Nie ma żadnych dowodów na to, że zorganizowano ukryte obozy ewakuacyjne ani że jakoby już przemieszczono ludzi do tych domniemanych obozów z którejkolwiek z dużych miejscowości. Ponadto nie ma żadnych dowodów na to, że statek triumwira został zlokalizowany i że jest on w stanie ewakuować całą ludność Resurgamu.

Rzecznik przerwał, nawiązał kontakt wzrokowy z kamerą.

— Zaledwie dwadzieścia sześć godzin temu Cierń osobiście złożył publiczną samokrytykę za współudział w rozpowszechnianiu tych pogłosek. Zadenuncjował tych, którzy uczestniczyli w rozpowszechnianiu nikczemnych kłamstw, i prosił rząd o wybaczenie, że swoimi czynami przysporzył tyle problemów.

Twarz rzecznika nie zdradzała nurtujących go wątpliwości. Poprzednio, przeglądając pobieżnie tekst, usiłował sobie bezskutecznie przypomnieć jakiekolwiek publiczne oświadczenie Ciernia. Ale takie sytuacje już się zdarzały — może przeoczył tamto wystąpienie?

Zmieniając ton, brnął dalej.

— Ostatnie badania opublikowane przez Instytut Naukowy Mantella zajęły się naturą obiektu widzianego na wieczornym niebie. Uważa się teraz za mało prawdopodobne, by obiekt miał pochodzenie kometarne. Najpewniej jest on związany z największym gazowym gigantem układu. Demokratyczny Rząd Cuvier stanowczo odrzuca wszelkie sugestie, jakoby ta planeta została zniszczona lub była obecnie niszczona. Wszelkie pogłoski tego typu pochodzą z nikczemnych źródeł i należy je jak najsurowiej potępić.

Rzecznik zawiesił głos, ledwo widoczny uśmiech musnął jego wargi.

— Na tym kończy się oświadczenie Demokratycznego Rządu Cuvier.

* * *

Na pokładzie „Nostalgii za Nieskończonością” Ilia Volyova bez wielkiej przyjemności wypalała aż do filtra papierosa, który wydał jej statek. Myślała przy tym intensywnie, a w jej mózgu buczało jak w przeciążonej elektrowni. Buciory chlupotały w śluzowatej wydzielinie statku. Volyovą bolała głowa, a nieustanny warkot pomp zenzowych wcale jej nie pomagał. A jednak pod pewnym względem czuła uniesienie: w końcu przecież widziała jasno, co ma robić dalej.

— To dobrze, że zdecydowałeś się wreszcie ze mną porozmawiać, kapitanie — powiedziała. — Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.

— Proszę wybaczyć, że minęło aż tyle czasu. — Jego głos dobiegał ze wszystkich miejsc, równocześnie bliski i odległy, głęboki i bez wieku, jak głos Boga.

Czuła, jak konstrukcja statku drży przy każdej sylabie.

— Pozwolisz, kapitanie, że zapytam, dlaczego to tak długo trwało?

Rzadko udzielał natychmiastowych odpowiedzi. Volyova miała wrażenie, że sporo czasu zajmowało mu sformułowanie myśli; że z tym ogromem związana jest ogromna powolność; że kontakty kapitana z nią nie reprezentują w istocie prawdziwego tempa jego procesów myślowych.

— Były rzeczy, z którymi musiałem się pogodzić.

— Jakie rzeczy, kapitanie?

Znów solidna przerwa. Nie była to ich pierwsza rozmowa po wznowieniu kontaktów przez kapitana. Podczas kilku pierwszych, niepewnych konwersacji Volyova bała się, że okresy milczenia sygnalizują powrót kapitana do stanu przewlekłej katatonii. Te powroty okazały się mniej dotkliwe niż poprzednio — statek funkcjonował normalnie — ale Volyova obawiała się, że oznaczają duży regres. Jednakże cisza to okresy zadumy, gdy sygnały krążyły tam i z powrotem w niesamowitej tkance synaptycznej zdeformowanego statku, a potem się zbierały, tworząc myśli. Kapitan bardzo chciał teraz omówić sprawy, które przedtem stanowiły temat zakazany.

— Rzeczy, które robiłem, Ilio. Przestępstwa, które popełniłem.

— Wszyscy popełniliśmy przestępstwa, kapitanie.

— Moje były wyjątkowe.

Bez wątpienia, pomyślała. Przy mimowolnym współdziałaniu obcych — Żonglerów Wzorców — kapitan dokonał poważnego przestępstwa przeciw innemu członkowi załogi. Wykorzystał Żonglerów, by wdrukowali jego świadomość w mózg innej osoby, opanowując jego czaszkę. To transfer osobowości znacznie skuteczniejszy od tego, co można osiągnąć jakimikolwiek technicznymi środkami. I w ten sposób przez wiele lat czasu statkowego kapitan istniał jako dwie osoby, z których jedna powoli ulegała infekcji parchowej zarazy.

Zbrodnia była ohydna i kapitan musiał ukrywać ją przed resztą załogi. Wyszła na jaw dopiero podczas przełomowych wydarzeń wokół gwiazdy neutronowej, gdy kapitanowi pozwolono wchłonąć i przetransformować własny statek. Volyova wymusiła to na nim jako rodzaj kary, choć równie łatwo mogła go zabić. Jednocześnie miała nadzieję, że to zwiększy jej własne szanse przeżycia. Statek już wtedy był opanowany przez wrogi czynnik — zarazę — i to, że kapitan przejął statek, wydawało się Volyovej mniejszym złem. Przyznawała jednak, że wówczas niezbyt wnikliwie zanalizowała swą decyzję.

— Wiesz, kapitanie, że czuję obrzydzenie do tego, co zrobiłeś. Ale swoje wycierpiałeś. Czas zostawić to za sobą i iść naprzód.

— Mam ogromne wyrzuty sumienia.

— A ja mam ogromne wyrzuty sumienia z powodu tego, co zrobiłam zbrojmistrzowi. Za wszystko należy winić mnie w równym stopniu co ciebie, kapitanie. Gdybym nie doprowadziła go do szaleństwa, na pewno nie zaszłyby te wydarzenia.

— Muszę żyć z poczuciem winy.

— Minęło dużo czasu. Byłeś przerażony. Nie działałeś racjonalnie. To cię nie usprawiedliwia, ale łatwiej znaleźć wytłumaczenie. Gdybym była na twoim miejscu, kapitanie — jako osoba ledwie ludzka, zainfekowana czymś, co miało mnie zabić, albo zrobić ze mną jeszcze gorsze rzeczy — nie mogę gwarantować, że nie wybrałabym równie skrajnej opcji.