— Nigdy byś nie popełniła morderstwa. Jesteś na to zbyt dobra.
— Na Resurgamie uważają mnie za zbrodniarza wojennego. Czasami myślę, że może mają rację. Co by było, gdybyśmy jednak zniszczyli Phoenix?
— Ale nie zniszczyłaś.
— Mam nadzieję.
Nastąpiła długa przerwa. Volyova szła przez szlam, zwracając uwagę na różnicę jego tekstury i barwy w różnych rejonach statku. Gdyby pozostawić statek samemu sobie, szlam ogarnąłby go całkowicie w ciągu kilku miesięcy. Zastanawiała się, czy to by pomogło, czy — wręcz przeciwnie — zaszkodziło kapitanowi. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie świadkiem takiego eksperymentu.
— Czego dokładnie chcesz, Ilio?
— Broni, kapitanie. Ostatecznie to ty je kontrolujesz. Próbowałam sama nad nimi zapanować, ale nie skończyło się to oszałamiającym sukcesem. Są totalnie zintegrowane z siecią broni starej zbrojowni.
— Nie lubię tych broni, Ilio.
— Ja też nie, ale teraz są nam potrzebne. Masz czujniki, kapitanie. Widziałeś to co ja. Pokazałam ci, jak rozbierano skaliste światy. To był tylko początek.
Znów zapadła niepokojąca cisza.
— Widziałem, co zrobili z gazowym gigantem.
— Więc również widziałeś, że powstaje coś nowego, nabiera kształtu w chmurze uwolnionej z giganta materii. Na razie to tylko zaczątek, jak embrion. Ale to wyraźnie celowa konstrukcja. Ogromna, czegoś tak ogromnego nie widzieliśmy. Obecnie o średnicy tysięcy kilometrów, a będzie się powiększać.
— Widziałem to.
— Nie wiem, co to jest, ale się domyślam. Inhibitorzy zamierzają zadać śmiertelny cios słońcu, Delcie Pawia. Nie chodzi o wzbudzenie dużego rozbłysku. To ma być znacznie większe od znanych erupcji masy.
— Jaki rodzaj broni może zabić słońce?
— Nie wiem, kapitanie. Nie wiem. — Mocno pociągała niedopałek, ale był już definitywnie martwy. — W tej chwili nie jest to jednak moje największe zmartwienie. Bardziej interesuje mnie zagadnienie, jaki rodzaj broni może zabić taką broń.
— Wydaje ci się, że wystarczy broń kazamatowa?
— Nie sądzisz, kapitanie, że któryś z tych trzydziestu trzech koszmarów dałby radę?
— Oczekujesz mojej pomocy — stwierdził kapitan.
Volyova skinęła głową. Teraz nastąpił moment krytyczny rozmowy. Jeśli uda się pójść dalej, nie wyzwalając katatonicznego wyłączenia, Ilia dokona znaczącego postępu w stosunkach z kapitanem Johnem Branniganem.
— Coś w tym rodzaju — rzekła. — To przecież ty, kapitanie, kontrolujesz kazamatę. Starałam się, jak mogłam, ale bez twojej współpracy więcej nie zrobię.
— To byłoby bardzo niebezpieczne. Teraz jesteśmy bezpieczni. Nie zrobiliśmy nic, by sprowokować Inhibitorów. Użycie kazamaty… nawet pojedynczej broni z kazamaty… — Kapitan przerwał. Nie było potrzeby formułowania tej myśli do końca.
— Wiem, to krok trochę ryzykowny.
— Trochę ryzykowny? — Kapitan chichotał z rozbawienia. — Ilio, zawsze miałaś skłonność do niedopowiedzeń.
— Kapitanie, pomożesz mi czy nie?
Po trwającej wieki przerwie odpowiedział:
— Zastanowię się nad tym, Ilio. Zastanowię się nad tym. Należy to chyba uznać za postęp, pomyślała.
DWADZIEŚCIA SZEŚĆ
Ataku Skade nie poprzedzało żadne ostrzeżenie. Od tygodni Clavain czegoś się spodziewał, choć nie wiedział, na czym dokładnie ten atak będzie polegać. Znał „Nocnego Cienia”, jednak była to wiedza bezużyteczna, gdyż na pokładzie wojskowego światłowca znajdowały się warsztaty i Skade mogła sprawnie produkować nową, zaprojektowaną przez siebie broń, dostosowując ją do zmiennych warunków bitwy. Niczym szalony wytwórca zabawek, w kilka godzin była w stanie realizować najbardziej mroczne pomysły, a potem zastosować je w walce.
Statek Clavaina osiągnął połowę prędkości światła i nie sposób było ignorować efektów relatywistycznych. Stu sekundom na Yellowstone odpowiadało teraz osiemdziesiąt sześć sekund na pokładzie „Światła Zodiakalnego”. Różnica miała narastać, w miarę jak prędkość statku będzie się zbliżać do prędkości światła. Piętnaście zwykłych lat skurczonych do czterech lat podróży. Nawet poniżej czterech lat, jeśli zastosuje się większe przyśpieszenie.
Jednakże pół prędkości światła nie dawało tak zdecydowanych skutków relatywistycznych, zwłaszcza gdy miało się do czynienia z wrogiem mknącym w niemal tak samo przyśpieszonym układzie. Miny, które Skade zostawiała za sobą, mijały statek Clavaina z prędkością względną najwyżej kilku tysięcy kilometrów na sekundę. To dużo, ale tylko jak na wojnę w układzie słonecznym. Choć miny dawało się wykryć dopiero, gdy statek znalazł się w obrębie przestrzeni rażenia, w zasadzie nie istniało prawdziwe niebezpieczeństwo kolizji z miną. Bezpośrednia kolizja oznaczałaby unicestwienie statku, ale symulacje, przeprowadzone przez Clavaina, przekonywały, że Skade nie jest w stanie zaatakować w ten sposób: nawet gdyby większą część masy „Nocnego Cienia” wykorzystała do produkcji min i rozmieściła je za rufą, Clavain mógł z dostatecznym wyprzedzeniem wykryć przeszkody i je ominąć.
A jednak sztab Clavaina błędnie ocenił sytuację.
Gdy czujniki „Światła Zodiakalnego” wykryły przeszkodę, okazało się, że leci ona ku statkowi znacznie szybciej, niż przewidywał Clavain. Relatywizm zakłócił klasyczną predykcję w sposób wymykający się intuicji. Jeśli zderzyć dwa obiekty, poruszające się z prędkością nieco mniejszą niż świetlna, to w przypadku klasycznym ich prędkość zbliżania będzie sumą prędkości indywidualnych — wyniesie nieco mniej niż dwukrotna prędkość światła. A jednak prawdziwy wynik potwierdzał z paraliżującą dokładnością, że każdy z obiektów widział, jak obiekt przeciwny zbliża się z wypadkową prędkością nieco niższą od świetlnej. Podobnie relatywistyczna prędkość końcowa dwóch ciał, poruszających się ku sobie z indywidualną prędkością równą połowie prędkości światła, równa się nie prędkości światła, lecz ośmiu dziesiątym tej wielkości. Tak skonstruowany jest świat, ale ludzki umysł nie rozwinął się w taki sposób, by to zaakceptować.
Echo Dopplerowskie, odbite od zbliżającej się przeszkody, wskazywało na prędkość 0.8 c, co oznaczało, że przeszkoda cofa się w kierunku Yellowstone z prędkością 0.5 c. Obiekt był zaskakująco duży: owalna konstrukcja o rozpiętości tysiąca kilometrów. Czujnik masy w ogóle jej nie widział.
Gdyby obiekt znajdował się bezpośrednio na kursie kolizyjnym, nie dałoby się go ominąć. Ale estymowany punkt zderzenia wypadał zaledwie kilkanaście kilometrów od krawędzi obiektu. Systemy „Światła Zodiakalnego” wszczęły awaryjne procedury antykolizyjne.
I to okazało się zabójcze, nie zaś sama przeszkoda.
Statek musiał wykonać gwałtowny skręt z przyśpieszeniem 5 g. Uprzedził załogę zaledwie parę sekund wcześniej. Ci, którzy znajdowali się blisko foteli, zdążyli w nie wskoczyć i otoczyć swe ciała amortyzującymi sieciami. Inni, mający w pobliżu serwitory, otrzymali od nich ochronę. W niektórych rejonach statku elementy konstrukcyjne potrafiły się odkształcić pod wpływem zderzenia, co minimalizowało kontuzje. Nie wszyscy jednak mieli szczęście. Osoby trenujące w dużych komorach ginęły w zderzeniach ze ścianami. Część załogantów — w tym Shadow i dwóch jego starszych dowódców oddziału — znalazła śmierć pod nie dość silnie przytwierdzonymi maszynami. Świnie, które pracowały na zewnątrz kadłuba — przygotowywały tam zaczepy do planowanego uzbrojenia — zostały zmiecione w przestrzeń i nigdy ich nie uratowano.