Otworzyła kasetę. Podniosła temperaturę ciała Galiany o pięćdziesiąt milikelwinów, po czym nachyliła jasną maszynerię, która się obróciła i trzepotała wokół Galiany, nie dotykając jej skóry. Skade cofnęła się, serwomechanizmy zbroi zaterkotały ciężkawo. Blada maszyneria zawsze ją deprymowała, tym bardziej że prawie nigdy jej nie używano. A w tych rzadkich sytuacjach, gdy ludzie jej używali i ośmielili się otworzyć przed nią swe umysły, robiła im straszne rzeczy.
Skade nie zamierzała nastawić maszyny na maksymalną wydajność. Jeszcze nie. Teraz chciała tylko porozmawiać z wilkiem, a do tego była potrzebna jedynie część funkcjonalności, wykorzystanie faktu, że jest odizolowana i zdolna odbierać i wzmacniać nawet najsłabsze sygnały z kotłującego się morza neuralnego chaosu. Bez ważnej przyczyny nie zamierzała włączać spójnego sprzężenia, więc w tej chwili nie miała racjonalnego powodu do niepokoju.
Wiedziała jednak, co maszyneria potrafi. To wystarczyło.
Zewnętrzne odczyty wskazywały, że Galiana została dostatecznie rozgrzana, by obudzić wilka. Maszyny już wychwytywały wzorce elektrycznej i chemicznej aktywności, co wskazywało, że Galiana znów zaczyna myśleć.
Skade zamknęła oczy. Moment przejścia, percepcyjny wstrząs, potem dezorientujące wrażenie rotacji i Skade stała na płaskim kamieniu, na którym mieściły się zaledwie jej stopy. Wokół we mgle było wiele rozrzuconych kamieni, połączonych ostrymi krawędziami, jakby obrośniętymi przez szczeżuje. Widoczność wynosiła poniżej dwudziestu metrów. Zimne, wilgotne i słonawe powietrze miało nieprzyjemny zapach gnijących wodorostów. Drżąc, Skade otuliła się ciaśniej czarnym kitlem. Pod nim była naga; bose palce podkurczyła na brzeżku kamienia. Jej oczy smagnęły ciemne mokre włosy. Odsunęła je z czoła. Westchnęła głęboko, gdy ze zdziwieniem stwierdziła, że na czaszce nie ma grzebienia. Znów była w pełni ludzka — wilk przywrócił jej ciało. Z daleka słyszała ryk oceanicznych fal, przywodzący na myśl ryk tłumów. Blade niebo miało barwę szarozieloną, zlewało się z mgłą wiszącą nad ziemią. Skade czuła mdłości.
Kiedyś pierwsza próba komunikacji między nią a wilkiem odbyła się przez usta Galiany. Próba beznadziejnie jednowymiarowa, powolna w porównaniu z bezpośrednim połączeniem umysłu z umysłem. Wtedy Skade zgodziła się na spotkanie z wilkiem w wykreowanym środowisku, w trójwymiarowej symulacji, w której była całkowicie zanurzona i bezpośrednio w tym uczestniczyła.
Wilk wybrał symulację, stworzył przestrzeń, do której Skade musiała wejść na jego warunkach. Mogła stworzyć własną nakładkę na tę rzeczywistość, ale obawiała się, że przeoczy jakiś szczegół.
Wolała brać udział w tej grze na zasadach wilka, choć niezupełnie panowała nad sytuacją. Wiedziała, że ma do czynienia z groźnym obosiecznym mieczem. Nie wierzyłaby niczemu, co mówi wilk, ale w całym procesie uczestniczyła Galiana, która dowiedziała się o wielu rzeczach, mogących się okazać przydatnymi dla Matczynego Gniazda. Cały dowcip polegał na tym, by odróżnić wilka od jego gospodarza, i dlatego Skade musiała zwracać uwagę na niuanse otoczenia. Nigdy nie wiadomo, kiedy Galiana zdoła się przedrzeć, choćby na chwilkę.
[Ja jestem tu. A ty gdzie?]
Ryk przypływu nasilił się, wiatr przesunął po jej twarzy zasłonę włosów. Skade czuła się niepewnie wśród ostrych skał. Nagle mgła przed nią nieco się rozwiała i na skraju pola widzenia pojawiła się szarawa sylwetka, zaledwie zarys ludzkiej postaci. Żadne szczegóły nie były widoczne, a mgła na przemian gęstniała i rzedła. Może Skade zobaczyła tylko pień osmaganego wiatrami drzewa? Czuła jednak obecność, obecność znajomą. Z postaci wąskim snopem promieniowała przerażająca zimna inteligencja. Inteligencja bez świadomości, myśl bez emocji czy jakiegokolwiek czucia własnej osoby. Skade wyczuwała tylko analizę i wnioskowanie.
Odległy ryk przypływu ukształtował słowa.
— Czego teraz ode mnie chcesz, Skade?
[Tego samego…]
— Mów głosem. Podporządkowała się.
— Tego samego co zawsze: rady.
— Gdzie jesteśmy? — spytał przypływ.
— Myślałam, że ty wybierasz miejsce.
— Nie o to mi chodziło. Gdzie dokładnie jest jej ciało?
— Na statku — odparła Skade. — W kosmosie, w połowie drogi między Epsilon Eridani a Deltą Pawia. — Zastanawiała się, w jaki sposób wilk zdołał ustalić, że nie są już w Matczynym Gnieździe. Może zgadł, pomyślała bez przekonania.
— Dlaczego?
— Wiesz dlaczego. Broń jest rozmieszczona wokół Resurgamu. Musimy ją odzyskać, nim przybędą maszyny.
Postać nabrała wyrazistości: zarys pyska, ciemne psie oczy i wilczy błysk stalowych siekaczy.
— Musisz wziąć pod uwagę, że mam mieszane uczucia co do takiej misji.
— Dlaczego? — Skade ciaśniej otuliła się kitlem.
— Wiesz już dlaczego. Ponieważ to, czego jestem częścią, miałoby kłopot, gdyby użyto broni.
— Nie są mi potrzebne dyskusje, tylko pomoc — odparła Skade. — Wilku, masz do wyboru: albo broń przejmie ktoś inny, na kogo nie masz wpływu, albo mi pomożesz w jej odzyskaniu. Rozumiesz logikę? Jeśli jakiś odłam ludzi ma uzyskać dostęp do broni, to z pewnością lepiej, żeby to byli ci, których znasz, i do których już przeniknąłeś.
— Więc w czym problem?
— Goni mnie pewien statek, od kiedy opuściliśmy przestrzeń Yellowstone. Mamy maszynerię dławienia bezwładności. Obecnie naszą masę bezwładnościową zredukowaliśmy do jednej czwartej. Niestety, ten drugi statek nas dogania, jakby dysponował podobną techniką.
— Kto nim dowodzi?
— Clavain — odparła Skade, obserwując z uwagą reakcję wilka. — Mam wszelkie powody przypuszczać, że to on. Po jego ucieczce usiłowałam go sprowadzić do Matczynego Gniazda. Oddał mi statek przy Yellowstone. Zdobył inny, ukradł statek Ultrasom. Ale nie wiem, skąd wziął technologię.
Wilk wyglądał na zmartwionego. Zanikał i pojawiał się we mgle, jego sylwetka zmieniała się z każdą odsłoną.
— Czy próbowałaś go zabić?
— Tak, ale mi się nie udało. Jest nieustępliwy. I nie dał się zastraszyć; na tym polegał mój plan awaryjny.
— To ty tak postrzegasz Clavaina.
Skade zastanawiała się, czy to przemówił wilk czy Galiana, a może jakieś zagadkowe połączenie ich obu.
— A co sugerowała twoja ukochana Rada Nocna?
— Żebym bardziej podkręciła maszynerię. Wilk zniknął, potem wrócił.
— A jeśli Clavain nadal będzie cię nieprzerwanie gonił trop w trop? Zastanawiałaś się, co wtedy zrobisz?
— To absurd.
— Trzeba stawić czoło obawom, Skade. Należy brać pod uwagę również warianty nie do pomyślenia. Istnieje sposób, by mu umknąć, jeśli tylko masz na to odwagę.
— Nie dam rady tego zrobić. Nie wiem jak. — Skade miała zawroty głowy, omal nie spadła z gładkiej skały, której brzegi mogłyby ją poranić. — Zupełnie nie wiemy, jak maszyneria działa w tym trybie.
— Dowiesz się — kusił ją wilk. — Przecież Osnowa pokazałaby ci co trzeba.
— Im bardziej egzotyczna technika, tym trudniej zinterpretować jej opisy.
— Mogę ci pomóc, Skade. W Osnowie nasze umysły są połączone. Możemy przejść do następnej fazy eksperymentu. Mój umysł potrafiłby filtrować i przetwarzać informacje Osnowy. Otrzymamy wskazówki i mógłbym ci dokładnie powiedzieć, co masz robić, żeby dokonać przejścia do stanu cztery.