Cierń zwrócił się do triumwira.
— Ty najdokładniej z nas oglądałaś rozwój sytuacji na niebie. Czy wiesz, ile czasu nam zostało?
— Nie — odparła szorstko. — Nie mogę tego stwierdzić, bo nie wiem, co oni tam budują. Mogę najwyżej wysunąć uzasadnioną hipotezę.
— Słuchamy.
Parsknęła i sztywno przemaszerowała wzdłuż okna. Cierń zerkał na Khouri, próbując zgadnąć, co ona sądzi o tym przedstawieniu. Zauważył napięcie między kobietami. Nie dostrzegł go w czasie poprzednich spotkań. Może po prostu nie zauważył? Raczej wątpliwe.
— To jest coś dużego, tyle mogę powiedzieć. — Triumwir od wróciła się do nich i jej obcasy skrzypnęły na podłodze. — My czegoś tak wielkiego nie potrafilibyśmy zbudować, choćbyśmy mieli dość surowca i dość czasu. Nawet najmniejsza z konstrukcji, jaka daje się wyróżnić w chmurze, powinna się zapaść pod własnym ciężarem i zmienić w stopione kule metalu. Ale tak się nie dzieje. To o czymś świadczy.
— O czym? — spytał Cierń.
— Albo potrafią skłonić materię, by była o cały rząd wielkości bardziej sztywna, niż to możliwe, albo potrafią lokalnie sterować grawitacją. Być może w grę wchodzi kombinacja obu tych czynników. Przyśpieszone strumienie materii, sterowane odpowiednio subtelnie, mogą spełniać te same funkcje strukturalne co sztywne dźwigary… — Ilia najwyraźniej myślała na głos. Przerwała i dopiero po chwili przypomniała sobie, że ma słuchaczy. — Podejrzewam, że w razie potrzeby potrafią manipulować bezwładnością. Widzieliśmy, jak przekierowali potoki materii, zginając je pod kątem prostym. To wskazuje na głębokie poznanie inżynierii metrycznej, na umiejętność ingerowania w strukturalne podstawy czasoprzestrzeni. Jeśli to potrafią, prawdopodobnie mogą również sterować grawitacją. Nie widzieliśmy tego przedtem, więc może umieją to robić tylko w dużej skali, zgrubnie. Dotychczas widzieliśmy tylko robotę zegarmistrza: rozmontowanie skalistych planet, silnik Dysona wokół gazowego giganta. Teraz obserwujemy pierwsze oznaki ciężkiej inżynierii Inhibitorów.
— Teraz mnie przestraszyłaś — oznajmił Cierń.
— O to mi chodziło. — Uśmiechnęła się. Cierń po raz pierwszy tego dnia zobaczył jej uśmiech.
— Do czego to zmierza? — spytała Khouri. — Maszyna, która ma zmienić słońce w supernową?
— Nie, to chyba możemy wykluczyć — odparła triumwir. — Może dysponują odpowiednią techniką, ale to by zadziałało w przypadku ciężkich gwiazd, takich którym już jest pisany wybuch. Przyznaję, to byłaby nadzwyczajna broń. Ktoś, kto potrafi odpalić niedojrzałą supernową, mógłby wyjałowić kosmos w promieniu kilkudziesięciu lat świetlnych. Nie wiem, jak to wywołać. Może przez wyregulowanie jądra gwiazdy, by uniemożliwić syntezę pierwiastków lżejszych od żelaza? W ten sposób przesunie się maksimum krzywej energii wiązania. Gwiazda nagle nie będzie miała co syntetyzować, nie będzie sposobu powstrzymania zewnętrznej powłoki przed kolapsem. Wiecie, że już raz mogli tego spróbować. Ziemskie Słońce znajduje się pośrodku chmury materii międzygwiazdowej, wyrzuconej przez niedawny wybuch supernowej. Przecina się z innymi strukturami aż po Ryft Aquila. To mogły być zjawiska naturalne albo może obserwowaliśmy blizny pozostawione po wyjałowieniu, przeprowadzonym przez Inhibitorów miliony lat przed zagładą Amarantinów. Albo pęknięcie baniek wywołała broń uciekających gatunków. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy. Tutaj to się nie zdarzy. W tej części galaktyki nie ma gigantycznych gwiazd, nic co dałoby się zmienić w supernową. Oni musieli stworzyć inne rodzaje broni do gwiazd o małej masie w rodzaju Delty Pawia. Mniej spektakularne, bo nie ma sensu wyjałowić rejonu większego od układu planetarnego, ale bardzo skuteczne w tej skali.
— Jak zabija się gwiazdę typu Pawia? — spytał Cierń.
— Jest kilka sposobów — zaczęła wyjaśniać triumwir. — Zależy od czasu i środków, jakimi się dysponuje. Inhibitorzy mogli zmontować pierścień wokół gwiazdy, tak jak to zrobili wokół gazowego giganta. Oczywiście większy i inaczej działający. Bez stałej powierzchni od strony gwiazdy oraz bez stałego rdzenia. Mogli otoczyć gwiazdę pierścieniem akceleratorów cząsteczek. Po wygenerowaniu w pierścieniu przepływu strumienia cząstek mogli uzyskać potężną siłę magnetyczną, przemiennie zacieśniając i luzując pierścień. Pole ściskałoby gwiazdę jak wąż dusiciel, pompując materiał chromosfery od równika gwiazdy do jej biegunów. Tylko tam mógł się przemieścić i tylko stamtąd uciec. Gorąca plazma wytrysnęłaby z północnego i południowego bieguna gwiazdy. Można by nawet wykorzystać te strumienie plazmy jako samoistną broń — cała gwiazda stałaby się miotaczem ognia, trzeba by tylko mieć więcej maszynerii nad biegunami i poniżej nich, by skierować strumienie i skoncentrować je tam, gdzie się chce. Spalić dowolną planetę układu, pozbawić ją atmosfery i oceanu. Nie trzeba nawet rozmontować całej gwiazdy. Gdy się usunie dostatecznie grubą otoczkę, rdzeń skoryguje tempo fuzji i cała gwiazda stanie się chłodniejsza, o znacznie dłuższym życiu. To może sprzyjać długoterminowym planom Inhibitorów.
— Chyba zabrałoby to wiele czasu — zauważyła Khouri. — Jeśli ktoś chce spalić planety, po co ma na to tracić pół gwiazdy?
— Mogą rozmontować cokolwiek, jeśli zechcą. Wskazuję tylko różne warianty. Albo taki sposób. Rozbili gazowego giganta, wprawiając go w ruch obrotowy, aż się rozleciał na kawałki. To samo mogliby zrobić ze słońcem: nawinąć akceleratory pętlami od bieguna do bieguna i obracać je; sprzęgną się z magnetosferą gwiazdy i zaczną ciągnąć tę całą rzecz, aż zacznie się obracać szybciej, niż wynosi stabilna prędkość odśrodkowa. Materia uniesie się z powierzchni gwiazdy, która rozpadnie się jak cebula.
— To też powolny proces. Volyova skinęła głową.
— Musimy uwzględnić jeszcze jedno. Maszyneria, którą tam montują, nie ma kształtu pierścienia i nie widzimy żadnych oznak aktywności wokół samego słońca. Sądzę, że Inhibitorzy zastosują inny sposób.
— Jeśli nie pompowanie i obracanie, to co? — spytała Khouri.
— Nie wiem. Załóżmy, że potrafią w jakimś stopniu manipulować grawitacją. Czyli mogliby zrobić czarną dziurę, o masie planety, z materii, którą już zgromadzili. Na przykład dziesięć mas Ziemi. — Rozsunęła nieco dłonie, jakby splatała niewidzialną kocią kołyskę. — Tej wielkości. Mogą mieć materiał najwyżej na czarną dziurę dziesięć czy dwadzieścia razy mniejszą — kilkaset mas Ziemi.
— A gdyby cisnęli ją w gwiazdę?
— Zaczęłaby wygryzać w niej tunel. Musieliby bardzo starannie wybrać miejsce, żeby powstały maksymalne szkody. Bardzo trudno byłoby umieścić ją dokładnie w sercu z paliwem jądrowym. Czarna dziura miałaby tendencje do oscylacji, podążając wewnątrz słońca trajektorią zamkniętą. Jestem pewna, że skutkiem tego gęstość masy w pobliżu promienia Schwarzschilda osiągnie próg spalania jądrowego, więc nagle słońce będzie miało dwa rdzenie jądrowe, wzajemnie się obiegające. Ale czarna dziura skonsumuje słońce powoli, ponieważ jej powierzchnia jest tak mała. Gdy dziura zje już pół słońca, nadal będzie miała tylko trzy kilometry średnicy. — Triumwir wzruszyła ramiona mi. — To może zadziałać. Wszystko zależy od sposobu, w jaki materia będzie spadała w dziurę. Jeśli stanie się za gorąca, jej własne ciśnienie radiacyjne spowoduje wybuch następnej warstwy spadającej materii, spowalniając cały proces. Muszę przeprowadzić obliczenia.
— A co jeszcze? Gdyby założyć, że to nie jest czarna dziura? — spytał Cierń.